Parweniusz z Norwegii kontra królewski karp

Karp królewski już niedługo może zostać zdetronizowany przez łososia norweskiego. Zagrożenie jest na tyle duże, że krajowi hodowcy i ichtiolodzy postanowili bronić tradycyjnej polskiej ryby.

Parweniusz ze Skandynawii pojawił się w Polsce ledwie 8-9 lat temu. Zaczęło się od niewielkich partii towaru dowożonych samolotami, dzisiaj import wynosi już 30 tys. ton. Część ryb kupują przetwórnie, które je konfekcjonują, przerabiają, pakują i wysyłają dalej za granicę, kilkanaście tysięcy ton łososia trafia na polskie stoły, stopniowo wypierając z nich rodzimego karpia.

Produkcja przemysłowa

- Norwegowie prowadzą bardzo agresywną promocję, wpieraną przez rząd. Reklama powoli zaczyna przynosić w efekty - mówi dr Andrzej Lyrski z Instytutu Rybactwa Śródlądowego.

Reklama

Hodowla łososia w Norwegii to potężny przemysł o rocznej produkcji w wysokości 800 tys. ton. Określenie produkcja jest jak najbardziej na miejscu. Ryby żyją w wielkich klatkach zanurzonych w wodach fiordów, stłoczone jak sardynki w puszcze. Hodowla odbywa się w sposób intensywny: karmione granulatami ryby szybko przybierają na wadze i już po roku gotowe są do odłowienia. Dla porównania karp rośnie dwa lata dłużej. Dr Lyrski mówi, że produkcja łososia odbywa się na podobnych zasadach jak chów drobiu w wielkich fermach kurzych: szybko i na skalę przemysłową.

- Karp musi mieć przestrzeń w przeciwnym razie nie urośnie - mówi.

Teraz, przed świętami dominacja karpia na rybnym rynku jest niezaprzeczalna. Tyle tylko, że gdy minie Wigilia niemal zupełnie o nim zapomnimy. Na 20 tys. ton tej ryby odławianej rocznie w polskich stawach, 80-90 proc. zjadamy właśnie w grudniu. Potem karpie smażą już tylko koneserzy.

Jego konkurent z Norwegii nie musi przejmować się sezonowością, bo sprzedaje się przez cały rok. W przeciwieństwie do karpia, który mimo dumnej nazwy "królewski" uważany jest za rybę pospolitą, będący produktem masowej hodowli łosoś, uchodzi za rarytas. Na dodatek dostępny nawet dla mniej zamożnych konsumentów, bo kosztuje niewiele więcej niż wigilijny karp.

Towarzystwo Przyjaciół Karpia

Część ichtiologów bagatelizuje zagrożenie ze strony norweskich rybaków, lecz niektórzy specjaliści oraz hodowcy są poważnie zaniepokojeni ekspansją łososia. Do tego stopnia, że postanowili powołać Towarzystwo Promocji Karpia, które stawia sobie za cel uświadomienie społeczeństwa o walorach żywieniowych tej ryby. Środki jakimi dysponuje TPK są, niestety, dość skromne, a wyzwanie jest duże. Chociaż bowiem przed świętami jesteśmy skłonni stać w kilometrowych kolejkach do sklepów rybnych, to jednak do smakoszy ryb raczej trudno nas zaliczyć. W naszej diecie schabowo-kapuścianej ryby zajmują niewiele miejsca: zjadamy ich zaledwie 11 kg na głowę rocznie. Jak na kraj posiadający dostęp do morza oraz nieźle rozwiniętą sieć stawów jest to bardzo skromny wynik. Mniej ryb w menu mają tylko cztery europejskie kraje. Dla porównania statystyczny Polak konsumuje w ciągu roku 80 kg wieprzowiny, wołowiny i mięsa drobiowego.

Chrońmy polskie stawy

Działalność TPK ma też na celu ochronę krajowych stawów rybnych, które od kilku lat balansuje na granicy opłacalności. Koszty produkcji rosną, a ceny karpi stoją w miejscu. W tym roku za kilogram tej ryby zapłacimy tyle samo co w poprzednie święta. Hodowcy nie mogą sobie pozwolić na podwyżki, ponieważ na rynek trafia dużo taniego karpia z Czech, które są po nas drugim co do wielkości producentem tych ryb w Europie. O klienta coraz mocniej walczą też rybacy z innych krajów. Oprócz Norwegów, którzy sprzedają nam łososie, coraz mocniejszą pozycję zajmują Japończycy, od których kupujemy coraz większe ilości pangi. Jedna z dużych sieci handlowych zamierza sprzedać przed świętami 2 tys. ton karpi i 800 ton właśnie pangi. Na dalszych miejscach są mintaje (600 ton) oraz śledzie (200 ton).

INTERIA.PL/inf. własna
Dowiedz się więcej na temat: karp | kontra | Norwegii
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »