Pasja zbliża do sukcesu

Tańczmy, bawmy się, śpiewajmy, bądźmy kreatywni, a wyzwolimy w sobie pasję, która będzie inspiracją do prowadzenia biznesu - zachęca w rozmowie z Interią profesor Lechosław Garbarski, Kierownik Katedry Marketingu Akademii Leona Koźmińskiego, autor książki “Kreatywność w biznesie. Czego możemy się nauczyć od artystów?". Publikacja powstała dzięki rozmowom z 26 wybitnymi przedstawicielami sztuki i nauki.

Interia: Panie Profesorze, czego poważny człowiek biznesu może nauczyć się od artystów?

Profesor Lechosław Garbarski: - Bardzo wielu rzeczy. Wrażliwości, która w dzisiejszym świecie jest coraz bardziej potrzebna, i to wrażliwości na różne sygnały rynkowe. Również uważności - jest nią koncepcja mindfulness, ale też spostrzegawczości, analityczności, koncentracji. Jest jeszcze jeden element. W wielu biznesach, zwłaszcza tam, gdzie chce się zarobić większe pieniądze i zaproponować wyższą cenę za produkt, trzeba stworzyć pewną aurę wokół firmy. Świetnie znana jest w tym zakresie koncepcja Storytelling. Wokół siebie, wokół swoich produktów, firmy tworzą historie i opowiadają te historie. To ma znaczenie w zmieniającym się świecie. 

Reklama

Czy w każdym z nas drzemie potencjał kreatywności? Obawiam się, że łatwiej jest ją stłamsić niż potem w sobie obudzić. 

- Nie ulega wątpliwości, że stłamsić kreatywność jest znacznie łatwiej niż wyzwolić. Kiedyś przeczytałem o inżynierze i psychologu, George Landzie, który pracował dla NASA. Wsławił się badaniem poziomu kreatywności wśród ludzi. Zbadał 1600 pięciolatków i okazało się, że 95 procent z nich to są geniusze. Wśród 10-letnich dzieci było 30 procent geniuszy, a wśród 15-letnich - 12 procent. Na badaniach dorosłej populacji amerykanów, 280 tysięcy osób, było ich tylko 2 proc. Georg Land sformułował konkluzję, że niekreatywne myślenie jest wyuczone. I to się wpisuje do książek i wypowiedzi słynnego Kena Robinsona, który w popularnych TEDx wygłosił 20 minutowy wykład “Do schools kill creativity?" (Czy szkoła zabija kreatywność?), który ma 70 milionów odsłon - najwięcej w historii. To fantastyczna i bardzo żartobliwa opowieść. 

Co zatem zrobić, żeby bez względu na wiek i wykonywane zajęcie poczuć tę iskierkę? 

- Nie można się jej nauczyć, tylko próbować ją uwolnić. I jest kilka ścieżek uwalniania. Wśród nich są tak proste i znane działania jak np.  burza mózgów. Bardziej zaawansowany jest tzw. trening kreatywności. Para amerykańskich psychologów, Michelle i Roberta Roat Bernstein, analizowała laureatów Nagrody Nobla, nie z punktu widzenia ich dzieł, tylko dodatkowych zainteresowań. I co się okazało? W stosunku do pozostałych naukowców, laureaci 25 razy częściej śpiewają, tańczą, grają role teatralne, 17 razy częściej zajmują się sztukami wizualnymi. Czasami piszą poezję, prozę, rzeźbią, majsterkują. Bo kreatywność jest w znacznym stopniu uwalniana przez działania artystyczne, ale ważna jest też pasja. Te zainteresowania mają ogromne znaczenie. Warto o tym myśleć, choć jest pewien opór ze strony ludzi biznesu, bo wymagają czasu, zanim powstanie zauważalny efekt. 

Odnajdźmy w sobie dziecko, a odniesiemy sukces? 

- To się wydaje śmieszne i dlatego tego nie doceniamy, a to nas naprawdę otwiera na kreatywność. Ja się kreatywnością nie zajmowałem tylko marketingiem, ale na wzór amerykański stworzyłem jedyny w Polsce program AMP - Advanced Management Program. To wyżej niż MBA. Profesor Koźmiński zaproponował aby włączyć do niego warsztat teatralny. Prowadził go Emilian Kamiński. Moja z nim współpraca spowodowała, że zacząłem do różnych, znanych piosenek pisać teksty, chociaż nigdy nie lubiłem zajęć z języka polskiego. Takie śmieszne, najpierw polityczne, potem o różnych zjawiskach. Te teksty czasem podsyłałem Emilianowi i on w pewnym momencie mówi: “Zrób u mnie swój wieczór autorski". Oczy postawiłem. Ja? Gdzie? A do tego mam jeszcze zagrać i zaśpiewać? Ale pomyślałem sobie: “To jest wielkie wyzwanie, muszę zrobić z tego spektakl". I to mi się udało. Wróciłem do gitary, zacząłem nawet chodzić na lekcje śpiewu. Zrobiłem w sumie trzy zamknięte spektakle. 

I jaki był efekt tej kreatywności? 

- Tak się właśnie zrodził pomysł na książkę “Kreatywność w biznesie. Czego możemy się nauczyć od artystów?". W czerwcu 2020 roku pomyślałem o scenariuszu wywiadów, od sierpnia zacząłem te wywiady robić, skończyłem w listopadzie i praktycznie do marca 2021 książka była gotowa. Dlatego mówię: ja bym nigdy nie wpadł na pomysł takiej książki, ale pani widzi, od czego to się zaczęło. Od kompletnie innych spraw - amatorskich działań artystycznych. 

Kilka dni temu znów Pan Profesor wrócił na scenę....

- Chciałem się spotkać z artystami, moimi rozmówcami i wpadłem na pomysł, żeby nie robić seminarium czy konferencji ale swoistego rodzaju spektakl. Po dwumiesięcznych przygotowaniach w Teatrze Kamienica odbyło się spotkanie zatytułowane “Sztuka a biznes. Meandry kreatywności". Złożyły się na nie dwie merytoryczne, 40 minutowe sesje. Pierwszą - “Akademię Sztuki" - prowadził profesor Andrzej Koźmiński. Drugą sesję - “Akademię Zarządzania" - poprowadził profesor Krzysztof Obłój. Uczestnikami sesji byli m.in. malarka Agnieszka Żak Biełowa, tancerz i choreograf Agustin Egurrola, Emilian Kamiński - dyrektor Teatru Kamienica, Karolina Rozwód - dyrektor Teatru Starego w Lublinie i Janusz Palikot, jako filozof i przedsiębiorca a nie polityk.

Jakieś nowe spostrzeżenia? 

- Profesor Koźmiński sformułował główną myśl: “Sztuka opiera się na emocjach". Ludzie sztuki, jeśli coś chcą osiągnąć, pokazać, to grają na naszych emocjach, wywołują je w nas. I wydaje się, że jeśli chodzi o biznes, to tam jest racjonalność, excelowskie tabelki, liczenie. A profesor mówi: “Nie. Zarówno decyzje na szczeblu politycznym, co na szczeblu przedsiębiorcy są w dużej części emocjonalne". Dlatego warto pochylić się nad artystami, zgłębić na czym polegają te ich emocje, bo to ma ogromne znaczenie dla biznesu. 

Pochylmy się zatem. Mamy człowieka biznesu, który pozwolił sobie na emocje i człowieka biznesu, który tego nie zrobił. Obaj są ludźmi sukcesu. Czym ci dwaj panowie różnią się od siebie? 

- Powiedziałbym szansami na przyszłość, perspektywami przyszłości. Obecny świat i jego uwarunkowania czasami są określane mianem świata VUCA (od ang. słów: zmienność, niepewność, złożoność i niejednoznaczność - red.). Za szybko się wszystko wokół nas zmienia i nie jesteśmy w stanie tego ogarnąć. Świat, nawet Polska, idą coraz dalej w pewną niszowość. Będą oczywiście istniały wielkie korporacje, ale na rynku jest miejsce dla wielu młodych ludzi z małymi biznesami, takimi, które pozwolą im spokojnie żyć. Pod warunkiem, że będą kreatywni. Jak będą powielali rozwiązania, które już istnieją, to będzie tak jak z obrazem - jest oryginał i jest kopia. Kopia jest też piękna, ale nie weźmie się za nią tyle, co za oryginał. 

Nawiązując do pieniędzy, w swojej książce zachęca Pan, aby “w działalności twórczej zachować pewien dystans wobec silnej motywacji materialnej". 

- To zdanie jest wnioskiem z wypowiedzi osób, które ten sukces osiągały. Ale zacznę od sytuacji anegdotycznej. Byłem przez rok na stypendium Fundacji Fulbrighta, w Ohio State University. Jednym z opiekunów był Roger Blackwell, guru w dziedzinie marketingu i znakomity mówca, który często zapraszał guests spikerów. Kiedyś któryś z nich nie przyjechał, a on akurat miał w ręku najświeższy numer magazynu Time. Na okładce był biznesmen, Lee Iacocca, który wsławił się tym, że jak przejmował Chryslera - sytuacja firmy była dramatyczna - to ustanowił sobie roczną pensję w wysokości jednego dolara. Po latach zarabiał rocznie 25 milionów dolarów. Ta opowieść została mi w głowie. Ważne, żeby robić rzeczy bardzo dokładnie, dobrze, to wcześniej czy później nas zauważą. W moim życiu też tak się zdarzyło i mogę to potwierdzić. 

BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami

A co z porażką? Bo ona też jest częścią biznesu, również tego kreatywnego. Twierdzi Pan, że porażkę można przewidzieć, wręcz wyczuć. 

- Kwestia intuicji w biznesie jest niesłychanie istotnym elementem. Niektórzy mają tą intuicję i nawet nie wiedzą, dlaczego im pewne rzeczy wychodzą i to bez przeliczeń i tabelek excelowskich. Ale tak, można mieć wyczucie, że nadciąga porażka. To da się obserwować. Pierwszą rzeczą jest pasja twórcza. Jeśli mamy pomysł, zaczynamy go realizować i zaczynamy z różnych powodów odpuszczać, świadczy to o wygaśnięciu tej pasji. Drugi, ważny element to brak pokory wobec działań innych. Bardzo często mają to twórcy i ludzie biznesu, zwłaszcza młodzi. Wpadają na fajny pomysł, są zapaleni, tylko nie są skłonni popatrzeć na lewo i prawo. Ich firma osiągnęła pewien sukces, ten sukces trwa i wpadają w uspokojenie. I to jest pierwszy krok do przepaści. Bo czynnik samozadowolenia jest właśnie tym brakiem pokory, że to będzie trwało wiecznie. A tak pewnie nie będzie. 

Na koniec jakaś ściągawka, podpowiedź dla poszukujących w sobie kreatywności? 

- Powrócę do dyskusji w Teatrze Kamienica. Kiedy była mowa, dlaczego jedni “tak" a inny “nie", to Agustin Egurrola powiedział krótko: “Energía, energia, energia". Jeśli mamy energię w tym, co robimy, jeśli to jest naszą pasją, to nie liczymy czasu od 8.00 do 15.00. My tym żyjemy i zarażamy innych. Dlatego, że kreatywność to też jest pewna umiejętność. Jak to powiedział jeden z moich rozmówców: “Stwórzmy warunki, żeby inni zabłysnęli". 

Rozmawiała Ewa Wysocka

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: kreatywność | artyści | biznesmeni
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »