"Pierwsza praca", czyli rządowy niewypał

Rządowy program "Pierwsza praca", to raczej (nie pierwszy) wypadek przy pracy rządu. Z gwarantowanych przez program preferencyjnych kredytów na założenie własnej działalności gospodarczej skorzystały jednostki: np. w Warszawie złożono 3 wnioski. Również niewielu pracodawców, mimo pewnych ulg, chce zatrudniać absolwentów.

Rządowy program "Pierwsza praca", to raczej (nie pierwszy) wypadek przy pracy rządu. Z gwarantowanych przez program preferencyjnych kredytów na założenie własnej działalności gospodarczej skorzystały jednostki: np. w Warszawie złożono 3 wnioski. Również niewielu pracodawców, mimo pewnych ulg, chce zatrudniać absolwentów.

Brak chętnych do zaciągnięcia kredytu spowodowany jest przede wszystkim tym, że ewentualni zainteresowani nie mają odpowiednich zabezpieczeń finansowych, a także nie mają odpowiednich pomysłów. Chętnych powstrzymuje także zwyczajny strach przed kredytami.

Kierownicy urzędów powiatowych nieoficjalnie przyznają, że rządowy program nie wniósł nic nowego do tzw. "aktywizacji zawodowej studentów".

Tym razem - co może się wydawać dziwne - nie chodzi o brak pieniędzy. Główny kłopot to brak pracodawców chętnych do przyjmowania stażystów i podpisywania umów o pracę. W Warszawie przez 3 miesiące udało się w ten sposób zaktywizować jedynie 200 osób.

Reklama

Dla porównania - co miesiąc w warszawskich urzędach pracy rejestruje się miesięcznie 600 bezrobotnych absolwentów. Co gorsza, w czasie zimy pracy dla absolwentów z pewnością nie będzie więcej.

RMF FM
Dowiedz się więcej na temat: rząd | niewypał | Warszawa | wypadek przy pracy | rządowy program
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »