Pierwszy sklep Mere w Polsce!

Pierwszy w Polsce dyskont rosyjskiej sieci Mere - po ponad dwóch latach od pierwszych zapowiedzi - ruszył w sobotę w Częstochowie. Po cichu, bez tłumów na otwarciu, za to faktycznie z niskimi cenami. Nie miejmy jednak złudzeń: nie jest to koncept, który powalczy z takimi sieciami, jak Biedronka czy Lidl - informują wiadomoscihandlowe.pl.

Placówkę w dniu otwarcia odwiedził wysłannik portalu wiadomoscihandlowe.pl. Równie dobrze mógł wejść do wehikułu czasu, bo to, co zobaczył, absolutnie nie przypomina sklepów, które nazywane są dziś dyskontami, a tak naprawdę powinny już być klasyfikowane jako supermarkety. Inwestycje poczynione w pierwszej placówce Mere zostały ograniczone do absolutnego minimum, co widoczne jest gołym okiem, na każdym kroku.

Sklep rosyjski zamiast chińskiego

Ekspozycja jest najprostsza z możliwych. Towary sprzedawane są bezpośrednio z palet i kartonów. Nie brakuje także elementów humorystycznych. Uwagę klientów sklepu przykuwa podwieszony pod sufitem czerwony kontener z napisem "biuro" i naklejonym na nim logo z sympatycznym słoniem. To prawdopodobnie pozostałość po poprzednim najemcy obiektu; wcześniej działał tu chiński sklep. Bramka prowadząca na salę sprzedaży co prawda stoi, ale niepotrzebnie, bo można ją obejść z boku. Specyficznego uroku sklepowi dodaje także wykorzystanie wielu rodzajów posadzek na, bądź co bądź, niewielkiej przestrzeni.

Reklama

Mere zdecydowanie idzie pod prąd trendom konsumenckim, próbując zaistnieć w formacie tzw. hard dyskontu. To koncept sklepowy, w którym liczy się wyłącznie niska cena, nie różnorodność czy jakość asortymentu, ani nawet customer experience. Klienci częstochowskiego Mere witani są hasłem "Najniższe ceny każdego dnia", wprost nawiązującym do biedronkowego sloganu "Codziennie niskie ceny" - i w zasadzie to wyjaśnia wszystko. Władze sieci od początku zapowiadały, że ceny produktów będą o 20 proc. niższe od rynkowych i właśnie to ma być rynkowym wyróżnikiem detalisty.

Przedstawiciele sieci podkreślają, że w sklepach Mere "klientami są na ogół osoby lubiące oszczędzać czas i pieniądze". - Wielu z nich to rodziny wieloosobowe o średnim i niższym dochodzie, którzy uważnie planują zakupy i odwiedzają sklep 1-2 razy w tygodniu - tłumaczy operator. Jak wyjaśnia, około 70 proc. asortymentu w placówkach Mere stanowić będą żywność i napoje, a resztę - produkty przemysłowe.

Cena czyni cuda

W koncepcie hard dyskontowym liczy się cena, nie ma natomiast miejsca np. na marketing z prawdziwego zdarzenia. Mere nie posiada nawet profesjonalnej strony internetowej; wyświetlane na niej informacje są już od dawna nieaktualne. Hard dyskonty starają się też oszczędzać na wyposażeniu sklepów, takim jak meble i inne urządzenia. Skoro można sprzedawać produkty prosto z palety, to po co wykładać je na półkach? W przypadku tego formatu wymienione elementy stanowią jedynie niepotrzebny koszt, który koniec końców podwyższa ceny produktów.

W częstochowskim Mere sprzedawane są głównie towary pod mniej znanymi markami (zwykle polskimi lub wschodnimi) lub wręcz markami "generycznymi". Spośród kategorii żywnościowych dostępne są nie tylko produkty suche i sypkie, ale również mięso, wędliny, masło, sery czy jogurty, przechowywane w chłodni.

Przykładowe ceny? 3 litry gazowanej oranżady Fest kosztują 2,14 zł, a 5 litrów mydła w płynie marki "Mydło w płynie" - 7,92 zł. Pół litra brandy Napoleon Petit 30% wyceniono na 21,56 zł, a półlitrowa puszka piwa Tarczyn kosztuje 1,77 zł. Kilogram śliwki kalifornijskiej kosztuje 12,53 zł, 400 g herbatników Petit Beurre sprzedawane jest po 2,36 zł. Z kolei 72 sztuki chusteczek nawilżanych Beauty&Care klienci nabędą za... 2,74 zł.

Opóźniony debiut

Wejście sieci Mere do Polski to wydarzenie, które zapowiadane było już wielokrotnie i równie wielokrotnie było odwoływane, choć raczej przez media niż przez rosyjskich właścicieli, którzy starają się działać w cieniu. Torgservis, operator Mere, chciał uruchomić 8 sklepów na południu Polski już w 2018 r., a docelowo rozwinąć sieć w naszym kraju do ponad 100 placówek. Jednak na oficjalny debiut Mere w Polsce trzeba było zaczekać ponad dwa lata, aż do końcówki lipca 2020 r. Być może paradoksalnie okaże się to prezentem od losu dla Mere, bowiem w czasach koronakryzysu część klientów spróbuje ograniczyć do minimum wydatki na żywność. Dla takich osób hard dyskont to idealny koncept sklepu.

Mere chce się rozwijać w Polsce w dużych i średniej wielkości miastach lub w ich bezpośredniej bliskości, a także w pobliżu dróg o dużym natężeniu ruchu. Placówki o powierzchni od 800 do 1200 m kw. otwierane mają być w lokalizacjach, przy których znajdują się parkingi mogące pomieścić co najmniej 30 samochodów.

Mere i bliźniaczy Svetofor to sieć obecna w Rosji (ok. 900 sklepów), na Białorusi, w Kazachstanie i Azerbejdżanie, od niedawna również w Niemczech i Rumunii, a teraz także w Polsce. Firma kontrolowana jest przez rodzinę Sznajderów, a dokładniej dwóch braci, którzy rozpoczęli budowę sieci sklepów w Krasnojarsku na Syberii. O przedsiębiorcach wiadomo niewiele, gdyż bardzo dbają o swoją anonimowość. Ich konkurenci mawiają nawet, że bracia Sznajderowie wychodzą na ulicę tylko w nocy.

Jak podaje rosyjski "Forbes", jesienią 2016 roku pracownicy Syberyjskiej Izby Handlowej przeprowadzili "działania poszukiwawcze" mające na celu dotarcie do właścicieli sieci, m.in. zostawili w sklepach sieci Svetofor pisma z propozycją współpracy. - Współpracujemy ze wszystkimi przedsiębiorcami w regionie, ale Sznajderowie nie skontaktowali się z nami - tłumaczyli później przedstawiciele izby.

Paweł Jachowski

wiadomoscihandlowe.pl
Dowiedz się więcej na temat: handel Polska | Mere dyskont
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »