Piróg: Nagonka na LOT. Firmę opuszczają ludzie, którzy chcieli zmian
- LOT od 20 lat traci pieniądze. Wyniki firmy były znane, niczego nie ukrywaliśmy. Rzeczywistość, w której firma poprosiła o pomoc państwa, nie była nowa. Nagonka na moją osobę i na LOT była nieuczciwa. Jestem zniesmaczony - mówi Marcin Piróg, odwołany kilka dni temu prezes PLL LOT.
Czy powinniśmy ratować LOT? Dyskutuj na FORUM INTERIA.PL
Konrad Piasecki: Dlaczego my, podatnicy, mamy znów ratować LOT?
Marcin Piróg: - Dlaczego mamy płacić za autostrady, dlaczego mamy mieć szybkie koleje, dlaczego mamy mieć szkołę...
Tak, tylko jest szansa, że autostrady kiedyś nam coś przyniosą, a LOT to tak z roku na rok coraz gorzej, coraz więcej, coraz drożej.
- Straty LOT-u trzeba z drugiej strony porównać z tym, jaki jest impakt pozytywny dla gospodarki w kraju, dla turystyki. Jeden przykład: otwarcie połączenia do Chin w tym roku zwiększyło dwa razy przypływ gości z Chin do Polski, a to jest napływ pieniądza.
Będzie mnie pan przekonywał, że choć my, podatnicy, daliśmy LOT-owi 400 milionów złotych, czyli 10 złotych na podatnika, to i tak się bardziej opłaca?
- Wpływ narodowej linii lotniczej typu LOT dla kraju to jest między 0,5 a 1,5 procent PKB. Widać to było na przykładzie Maléva, który zbankrutował na Węgrzech - jak negatywny impakt i na gospodarkę, i na turystykę miało to, że nie ma już tam (narodowej - RMF FM) linii lotniczej, bo połączenia przejął Ryanair, zamknięto jeden terminal i teraz każda podwyżka np. opłat portowych powoduje, że Ryanair wycofuje samoloty i jest coraz mniej połączeń.
Ile będzie mnie kosztować ratowanie tej firmy w następnych latach?
- Teraz jest unikatowa okazja. Plan, który zarząd przedstawił i który został zaakceptowany przez właściciela, pozwala na to, żeby w 2014 roku LOT w sposób stały był firmą dochodową. A okazja ta jest unikalna, ponieważ po pierwsze będą pieniądze na to, żeby przeprowadzić restrukturyzację - bo do tej pory tych pieniędzy nie było, żeby wycofać samoloty najmniejsze oraz żeby siatka połączeń była optymalna.
Dlaczego pan ukrywał, że jest tak źle, przed ministrem skarbu? Dlatego pan ukrywał, że firma przyniesie w tym roku 220 milionów złotych strat?
- Rady nadzorcze mamy średnio co dwa tygodnie. Wyniki są publikowane co miesiąc. Nie wiem dlaczego, ktokolwiek mówił, że cokolwiek myśmy ukrywali. Wyniki były znane a to, że od września nastąpił drastyczny kryzys na przelotach europejskich to ani zarząd ani nikt w europie tego nie przewidział.
Minister mówi o pańskich błędach i o swoim zdziwieniu tym jak bardzo różni się sytuacja, którą opisywał pan podczas odbioru dreamlinera od tego co nagle zobaczył po kilku tygodniach.
- Myślę, że minister się odnosił do mojej rozmowy w Krynicy, która była piątego września. Nic wtedy nie wskazywało na to, że zalamie się traffic biznesowy w Europie. Zaskoczyło to wszystkie linie lotnicze. Stąd w tej chwili 9 krajów wystąpiło o pomoc publiczną i to było w ciągu ostatnich kilku miesięcy.
Podczas tej fety dreamlinerowskiej pan nie czuł się trochę jak dyrygent orkiestry na Titanicu?
- Zawsze podkreślalem, że dreamliner jest elementem koniecznym do tego, żeby LOT zarabiał pieniądze aczkolwiek niewystarczającym.
Tylko, że tu feta, tu zabawa, pani prezydentowa, wielkie słowa, dumne zapowiedzi a pod spodem skrzecząca rzeczywistość i świadomość, że za chwilę trzeba będzie wyciągając rękę po kilkaset milionów złotych.
- Ta rzeczywistość nie jest nowa ponieważ od 20 lat LOT traci pieniądze i niektóre konsekwencje z tego, że mamy wysokie koszty to jest to, że zamieniono leasingi finansowe na operacyjne stąd też ponosimy koszty i to nie jest nic nowego.
Tylko, że pan podgrzał koniunkturę tą fetą z okazji przylotu dreamlinera. Nie ma pan takiego poczucia?
- Uważam, że żeby zapełnić samolot trzeba go zareklamować. Mając ograniczone środki na wydatki marketingowe, zdecydowaliśmy się na wydatki pijarowe, które są zdecydowanie mniejsze. I inwestycja, którą spółka poniosła 200 tysięcy złotych i impakt medialny, który był wyceniany na 15 milionów , te dwie liczby mówią same za siebie.
Skoro pan zrobił taką świetną imprezę, to dlaczego pan został odwołany?
- To jest sprawa właściciela. Nie będę tego komentować.
Pan się uważa za kozła ofiarnego?
- Ja uważam, że nagonka medialna, która była po 12, 13 grudnia - była nieuczciwa. Jestem tym zniesmaczony.
Ale nagonka ze strony ministra skarbu?
- Mówię o nagonce tak na moją osobę jak i na LOT, gdzie bardzo wielu ludzi włożyło...
Ale z czyjej strony nagonka?
...bardzo wiele wysiłku po to, żeby tę linię ratować i myślę, że wydźwięk jest jednostronny. Podkreśla się tylko to, co jest złe. Aczkolwiek bardzo dużo dobrych rzeczy dzieje się w LOC-ie, bardzo dużo wsparcia dostałem z zagranicy od moich konkurentów i tak parametry jakościowe, parametry bezpieczeństwa, parametry przelotowe i rozwój formy w ciągu ostatnich dwóch lat się ma nijak do tego, jak jest przekazywany w tej chwili obraz LOT-u.
Pan mówi nagonka, ale to jest nagonka ze strony polityków?
- Mówię o mediach. Można sobie poczytać i każdy będzie mieć swoją interpretację.
Minister skarbu w tej nagonce uczestniczy?
- Nie miałem kontaktu ostatnio z ministrem skarbu.
Gdy pan go słyszy w mediach albo jak pan czyta o powodach swojego odwołania, to co on mówi?
- Uważam, że jest to przekaz, który nie jest sprawiedliwy - ani dla LOT-u, ani dla mojej osoby.
Czyli było tak, że albo pan albo minister skarbu musiałby położyć głowę pod topór za te straty LOT-u i położył pan, tak?
- Wiele linii europejskich, o których wspominałem ma rządy, które murem stoją za zarządem i tylko wspólne działania pozwalają na wyjście z sytuacji. Myślę, że to było niepotrzebne. Uważam, że plan, który został zaakceptowany przez ministerstwo był bardzo dobry. Ten plan został opracowany przez ostatnie dwa miesiące i miał bardzo duże szanse powodzenia. Zmiany, które zrobiono i ludzie, którzy opuszczają LOT, to są ludzie, którzy chcieli tych zmian, i w tej chwili jest to osłabienie firmy.
Nasi słuchacze pytają: Czy pan jest pewny, że te dreamlinery to był dobry zakup?
- Absolutnie tak.
Po pierwszych tygodniach mamy pierwsze doniesienia: a to usterka, a to gdzieś nie poleciał, a to nie mógł wylądować, musiał zawrócić. Czy nie jest tak, że z natury rzeczy są to samoloty wymagające większej ostrożności i bardziej "usterkogenne", że tak powiem?
- To są przede wszystkim samoloty, które są dużo tańsze w operacjach i to dla pasażera kompletnie inny komfort. Samoloty, którymi dysponował LOT do tej pory, nie były w stanie zapewnić zyskowności. Wyobraźmy sobie, ze Lufthansa latałaby Boeingami 767 - to by nie było dziś Lufthansy. Stąd też jest to absolutnie warunek konieczny, żeby LOT w przyszłości zarabiał pieniądze.
LOT upadnie, pańskim zdaniem?
- Mam nadzieję, że nie.
Rozmawiał Konrad Piasecki