PKO BP: Gospodarka nie zawali się nam na głowy
Z gospodarką światową wcale nie jest tak źle, jak się to wcześniej wydawało - oceniają analitycy PKO Banku Polskiego. Dlatego, jak również z powodu ostatniej "piątki" PiS, podnieśli prognozę wzrostu polskiego PKB na ten rok do 4,1 proc. z wcześniejszej 3,7 proc., a na rok 2020 do 3,1 proc. z 2,9 proc. prognozowanych wcześniej.
- Podnosimy prognozy wzrostu dla Polski zakładając delikatną poprawę globalnej koniunktury - powiedział na konferencji prasowej Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP.
Wyjaśnijmy od razu, że dla całej gospodarki światowej jest nie mniej zagrożeń niż było kilka miesięcy temu. Na razie przypominają one piarga kamieni leżącego na stromym stoku góry. Wystarczy jeden lekko potrącić, żeby zeszła cała lawina. Ale póki co żaden kamień nie został poruszony na tyle, by uderzył w inne.
- W otoczeniu zewnętrznym polskiej gospodarki jest nieustannie dużo niepewności. Ta niepewność nie uległa redukcji, a nawet się nasiliła - powiedział Piotr Bujak.
Przypomnijmy na czym te zagrożenia polegają. Pierwsze i najważniejsze z nich to wojny handlowe, rozpoczęte przez USA. Głównie chodzi w nich nałożenie cel zaporowych na import z Chin. W ubiegłym roku USA odnotowały rekordowy deficyt handlowy w swej historii. Wojna handlowa pomiędzy dwoma największymi gospodarkami świata może zamrozić caly światowy handel. To oczywiście bardzo źle wpłynęłoby na gospodarkę świata.
- Zakładamy pewną formę porozumienia miedzy USA a Chinami. Choć ich strategiczny konflikt będzie trwał, teraz dojdzie do taktycznego rozejmu - powiedział Piotr Bujak.
Dlatego gospodarka Chin nie ucierpi tak bardzo, jak mogłaby w wyniku wojny handlowej z USA. Choć jej wzrost zwolni do 6-6,4 proc., rząd i bank centralnych Państwa Smoka uruchomiły stymulację fiskalną i monetarną, która powinna go podtrzymywać. Dlatego na razie o to, że Chiny znacząco zmniejsza swój import, głównie surowców, nie ma obaw.
Zaglądając do bliższych nam ogródków, trwa wciąż niepewność dotycząca tego, co stanie się po wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii. Jednak od pewnego czasu panuje już przekonanie, że nawet gdy brexit będzie twardy, czyli bez żadnej umowy, stracą na tym głównie Brytyjczycy.
Największy niepokój w Europie budzą natomiast Włochy, które w zeszłym roku znowu popadły w recesję, są krajem gigantycznie zadłużonym, mają bardzo słaby sektor bankowy. W dodatku sytuacja kraju tamtejszemu rządowi wymyka się spod kontroli i niewykluczone są nowe wybory.
Recesji bliskie w II połowie zeszłego roku były Niemcy, ale analitycy tłumaczą to... wprowadzeniem nowych, bardziej restrykcyjnych norm emisji spalin. Po prostu tamtejszy gigantyczny przemysł motoryzacyjny musiał dostosować do nich swoją produkcję, a to trwało parę ładnych miesięcy. Z tego powodu też zmniejszano produkcję samochodów nie spełniających najnowszych norm. Teraz niemiecka machina motoryzacyjna powinna ponownie odżyć.
Na razie więc kamieni kupa sobie leży, jeden na drugim, i wszyscy starają się omijać je na palcach. Póki nic nam na głowy nie spada, po kilku kwartałach gorszej koniunktury w zeszłym roku i prawdopodobnie w I połowie tego, w gospodarka światowa powinna wrzucić wyższy bieg począwszy od II półrocza. Oczywiście Polska na tym skorzysta.
Drugi powód dla którego nasza gospodarka nie wyhamuje tak bardzo, jak sądzono wcześniej, to pakiet obietnic wyborczych zwanych "piątką" PiS. Zadziałają one tak, jak każda stymulacja fiskalna - wpłyną dodatnio na wzrost PKB. A nie wchodząc w szczegóły przypomnijmy, że w tym roku dodatkowo do kieszeni podatników z pieniędzy podatników ma trafić równowartość ok. 1 proc. PKB, a w przyszłym roku - 2 proc. PKB.
- Trwałe cykliczne spowolnienie będzie się pogłębiać w 2020 roku. Polskę uodparnia impuls fiskalny, więc wzrost będzie odpowiednio wyższy - mówił Piotr Bujak.
Wbrew opinii wielu innych ekonomistów, z którymi rozmawiała Interia, analitycy PKO BP uważają, że "piątka" PiS wcale nie pobudzi inflacji.
- Impuls inflacyjny z tego tytułu będzie niewielki. Po czwartej, która niedawno minęła, będziemy świętować co najmniej jeszcze jedną rocznicę braku zmian w polityce pieniężnej. Stopy bez zmian pozostaną do końca 2020 roku, a może i dłużej. Wzrost gospodarczy będzie hamować mimo stymulacji fiskalnej, inflacja pozostanie bardzo niska, nadal nie będzie przełożenia napięć na rynku pracy na procesy inflacyjne, nie spodziewamy się zmian ze strony cen ropy, żywności czy notowań złotego - mówił Piotr Bujak.
Analitycy uważają, że skokowy wzrost cen energii w tym roku nie spowoduje znacznego wzrostu kosztów przedsiębiorstw, gdyż udział kosztów energii w ogólnych kosztach jest w przypadku większości branż niewielki. Spodziewają się natomiast w przyszłym roku wzrostu zamrożonych taryf dla gospodarstw domowych.
- Prognozujemy na ten rok 1,6 proc. inflacji, na przyszły rok 2,6 proc. Ale to będzie zbyt małe odchylenie od celu, żeby przekonać Radę Polityki Pieniężnej do zmiany stóp. Jest natomiast ryzyko jest w kierunku podwyżki stóp, jeśli koniunktura na świecie się poprawi i inflacja mogłaby przekraczać cel - dodał główny ekonomista.
Eksperci PKO BP przyznają natomiast, że pieniądze z "piątki" PiS pobudzą import i w tym roku ujemne saldo handlowe Polski wyniesie ok. 1,6 proc. PKB. Jednak z powodu nadwyżki w usługach i transferach zagranicznych nie grozi nam nierównowaga na rachunku obrotów bieżących, a w związku z tym gorsze postrzeganie przez inwestorów zagranicznych, które mogłoby doprowadzić do osłabienia złotego, czy przeceny polskich obligacji, a w związku z tym wzrostu kosztów obsługi zadłużenia.
Analitycy PKO BP przyznają jednak, że choć między innymi te wskaźniki przemawiały ostatnio za podniesieniem oceny wiarygodności kredytowej Polski przez agencje ratingowe, to ostatnie obietnice PiS szanse te na razie zaprzepaściły. Dodają jednak, że - wbrew obawom wielu ekonomistów - deficyt finansów publicznych nie powinien w związku z ok. 40 mld zł dodatkowych wydatków na spełnienie obietnic przekroczyć 3 proc. PKB.
- (Pakiet) nie wpłynie na budżet ze względu na zakładki i nie spodziewamy się, żeby wydatki spowodowały, że deficyt naruszy 3 proc. PKB - powiedział Piotr Bujak.
Po ogłoszeniu przez PiS obietnic wyborczych agencja ratingowa Fitch ostrzegła, że obietnice grożą wzrostem deficytu finansów publicznych do ok. 3 proc. PKB w 2020 roku, choć przed ich ogłoszeniem prognozowała, że w przyszłym roku deficyt ten wyniesie 2,3 proc. PKB. Agencja ta ma dokonać najbliższego przeglądu ratingu Polski 29 marca.
Analitycy PKO BP zapowiedzieli, że wkrótce zamierzają przedstawić raport o wpływie wprowadzenia zakazu handlu w niedziele na sytuację handlu detalicznego w Polsce. Będzie on sporządzony na podstawie analizy transakcji kartami płatniczymi klientów banku. 24 proc. transakcji kartami płatniczymi w Polsce dokonują właśnie klienci PKO BP.
Kierownik zespołu analiz makroekonomicznych banku Marta Petka-Zagajewska mówi, że z dotychczas przeprowadzonych analiz wynika, iż wprowadzenie zakazu handlu nie wpłynęło mocno na zwyczaje zakupowe, bo i tak najwięcej kupowaliśmy w soboty - o 20 proc. więcej niż przeciętnym dniu tygodnia, a w niedziele obroty były o 30 proc. niższe od średniej.
- Wprowadzenie niedziel bez handlu nie wpłynęło na tę strukturę - powiedziała ekonomistka.
Natomiast z analiz tych wynika, że zakaz handlu w niedziele uderzył jednak najmocniej duże sieci handlowe, a dynamika obrotów w sklepach średnich i mniejszych się poprawiła. Wyraźnie wzrosła natomiast wartość przeciętnych niedzielnych transakcji na stacjach benzynowych.
Jacek Ramotowski