Po latach zastoju ożywienie w polskiej chemii
Polska chemia przeżywa istne ożywienie, wysyp inwestycji. Znakomicie! Ale o tym, czy i jak branża będzie się rozwijać, w sumie zadecyduje co innego.... Czyli jednym słowem: innowacyjność. Ale po kolei.
Po pierwsze: to oczywiste, że bez wytworów przemysłu chemicznego nie byłoby naszej cywilizacji. Każda branża, nawet najbardziej egzotyczna, czerpie z chemii pełnymi garściami. Nie tylko więc warto, ale i trzeba dbać o jej stały rozwój.
Po drugie: współczesna rywalizacja gospodarcza odbywa się generalnie na trzech polach. Pierwszym są ceny produktów, drugim - rynki zbytu, trzecim - innowacyjność oferty właśnie.
Jak w tym świecie bezwzględnej konkurencji odnajdują się nasze firmy chemiczne? Nie jest im łatwo, choć też zdecydowanie nie stoją na straconych pozycjach.
- W kwestii na przykład kosztów produkcji trudno im jednak rywalizować z koncernami ze Stanów Zjednoczonych - mówi Bogdan Dobrzeniecki, menedżer w Grupie Zarządzania Innowacjami EY. - Amerykańska konkurencja kupuje zarówno gaz, czyli podstawowy surowiec do produkcji, jak i energię taniej niż firmy polskie, czy generalnie europejskie.
Rynek ten staje się coraz bardziej wymagający. Między innymi dlatego, że żąda produktów coraz nowocześniej szych, coraz bardziej innowacyjnych. Swoje piętno odciska na nim także strategiczny program reindustrializacji gospodarki Unii Europejskiej. Wszak to także w związku z tą koncepcją staje się ona coraz bardziej zaawansowana technologicznie. Przemysł potrzebuje coraz bardziej skomplikowanych półproduktów. Oczywiście także chemicznych.
Przykład pierwszy z brzegu: sektor motoryzacyjny jest nienasyconym odbiorcą wyrobów i podzespołów wykonanych z tworzyw sztucznych. Ale nie zamawia już - tak jak kiedyś - po prostu "plastików". Dziś żąda podzespołów i elementów konstrukcyjnych wykonanych z wyrafinowanych materiałów "skrojonych" wedle swych konkretnych wymogów. Nie wszystkie, nawet duże firmy chemiczne, dobrze radzą sobie z podobnymi wyzwaniami. Taki gigant i globalny potentat jak niemiecki BASF, znany z tego, jak dużą wagę przykłada do technologicznego rozwoju, niewątpliwie utrzyma rynkową pozycję. Czy naszym, polskim firmom chemicznym też się to uda?
Rozwój i innowacyjność zawsze wymagają nakładów finansowych. Przy czym inwestowanie w technologie nowe i jeszcze niesprawdzone, czyli właśnie innowacyjne, wiąże się z ryzykiem szczególnie dużym. Podejmują je zwykle tylko najwięksi i najbogatsi. Przywołajmy raz jeszcze koncern BASF.
Jego zarząd przeznacza na badania około 2 mld euro rocznie. I czyni to nawet w okresach gorszej koniunktury gospodarczej.
- Innowacje wpisane są w nasze DNA - mówi Andreas Gietl, dyrektor zarządzający spółką BASF Polska. - Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że to one decydują o naszej konkurencyjności.
Rzecz w tym, by umiejętnie zarządzać działalnością proinnowacyjną. Dlatego w niemieckim koncernie prowadzi się jednocześnie wiele bardzo różnych programów. I tak część pieniędzy idzie na projekty o względnie małym ryzyku, które przynoszą jednak stosunkowo niewielkie profity. Prawdziwe zyski zapewniają te wymagające dużej, biznesowej odwagi. Oczywiście jeśli zwieńczy je sukces. O skali tej aktywności niech świadczy to, że BASF rejestruje co roku ponad tysiąc patentów!
Nie mniejsze znaczenie przywiązuje do badań rozwojowych inny globalny potentat, amerykański Dow (spółka łączy się właśnie z DuPontem, z którym stworzy największy na świecie koncern chemiczny - przyp. aut.).
- My przeznaczamy rocznie na innowacje 2 mld dolarów - mówi Robert Stankiewicz, prezes Dow Polska.
Jak tłumaczy, koncern ma dobrze dopracowane praktyki, stara się także jak najszybciej lokować nowe rozwiązania na rynku.
- Nawet w sprawdzonych, od lat istniejących rozwiązaniach można próbować jeszcze coś poprawić. I to właśnie staramy się robić.
Potentaci od lat dysponują wypracowanymi metodami poszukiwania innowacyjnych rozwiązań. Organizują konkursy i fundują stypendia. Nieraz gotowi są płacić duże pieniądze za samą koncepcję nowej technologii czy wynalazku. Czyli za to, co w procesie odkrywania i poszukiwania nowatorskich rozwiązań często najważniejsze: za nowe, oryginalne spojrzenie na problem. BASF nagrodził niedawno czekami po 100 tys. euro cztery zespoły badawcze, które przedstawiły nowe koncepcje w dziedzinie przechowywania energii.
Na szczęście podobny sposób widzenia tego, co ma związek z postępem technologicznym, widać i na naszym podwórku. Co prawda polskie spółki wciąż jeszcze koncentrują się na dość tradycyjnie rozumianych obszarach badań, ale też systematycznie je poszerzają. Dbają również o to, by ich wyniki znajdowały zastosowanie w przemysłowej praktyce.
- Praktycy przemysłu uważają często, że inicjatorami innowacyjnych rozwiązań są naukowcy - podkreśla profesor Janusz Igras, dyrektor naukowy Instytutu Nowych Syntez Chemicznych w Puławach. - Tymczasem większość z nich powstaje w przemyśle.
Dlatego tak ważna jest przemyślana i dobrze zaplanowana współpraca ludzi nauki i biznesu. Korzyści może przynieść i jednym i drugim.
Prof. Igras uważa jednak, że nakłady na badania naukowe są w Polsce zbyt niskie.
- Wydajemy na nie jako cały kraj mniej pieniędzy niż na przykład sama Toyota Motors. Żeby w naukę inwestowali prywatni przedsiębiorcy, musi to robić także państwo - przekonuje. - Powinniśmy tworzyć dobry klimat wokół badań naukowych. Pomoże on rozwiązywać także problemy finansowe.
To, co niewątpliwie może rozruszać polski przemysł chemiczny w sferze badań, to program sektorowy Innochem zainicjowany przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. Pierwszy konkurs już ruszył. Na dofinansowanie wyłonionych w nim projektów NCBiR ma 120 mln zł.
- Program obejmie projekty o charakterze innowacyjnym dotyczące między innymi wytwarzania podstawowych produktów przemysłu chemicznego. Na przykład produktów rafinacji ropy naftowej, dodatków do paliw i olejów mineralnych, nawozów, wielkotonażowych tworzyw polimerowych, produktów specjalistycznych - wyjaśnia Beata Tylman z firmy doradczej PwC, która pomagała Polskiej Izbie Przemysłu Chemicznego przygotować studium wykonalności Innochem-u.
Po raz pierwszy w historii polskiego przemysłu działania badawczo-rozwojowe będą wsparte w takiej skali, jak przewidziano to w tym programie.
- Suma dotacji może wynieść nawet kilkaset milionów złotych - dodaje Beata Tylman. - Wysokość współfinansowania pojedynczego projektu może sięgnąć nawet połowy jego kosztów.
- Stawiamy na rozwijanie polskiej gospodarki poprzez inwestowanie w badania i prace rozwojowe, które przełożą się na wzrost jej innowacyjności - mówi prof. Krzysztof Jan Kurzydłowski, dyrektor Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. - Nasz sektor chemiczny ma ogromny potencjał, ale - ze względu na specyfikę branży - zwiększenie jego konkurencyjności jest możliwe tylko dzięki innowacjom. Fakt, że przedsiębiorcy działający w tym sektorze deklarują coraz większe zaangażowanie w działalność badawczo-rozwojową, pozwala optymistycznie patrzeć w przyszłość.
Co ważne: program Innochem uruchomiony został w odpowiedzi na zapotrzebowanie zgłoszone przez przedsiębiorców.
- To szansa na umocnienie gospodarki poprzez zwiększenie innowacyjności sektora chemicznego - podkreśla Tomasz Zieliński, prezes Polskiej Izby Przemysłu Chemicznego. - Rzeczywiście, do tej pory nie było w Polsce programu sektorowego, który oferowałby firmom z branży wsparcie projektów innowacyjnych w takiej skali.
Pobierz darmowy: PIT 2015
Zwraca też uwagę na to, że wskazane w nim obszary badawcze pokrywają się z potrzebami rozwojowymi polskiego przemysłu chemicznego.
- Jeśli nie postawimy na innowacyjność, nasza konkurencyjność będzie coraz słabsza - wtóruje mu prezes Grupy Azoty Paweł Jarczewski. - Nie mamy innego wyjścia: musimy to zrobić.
Dariusz Malinowski
Więcej informacji w portalu "Wirtualny Nowy Przemysł"