Po tragicznej śmierci biznesmena pracownicy nie wiedzą, co dalej. "Pozostaje droga sądowa"
Około 1000 pracowników firmy Damiana Ogrodowskiego, biznesmena z okolic Rybnika, zostało po jego śmierci bez pracy i wynagrodzeń. Swoje pieniądze próbują odzyskać także kontrahenci tragicznie zmarłego przedsiębiorcy. Sprawę opisuje dziennik "Fakt".
Damian Ogrodowski był przedsibiorcą z okolic Rybnika. W marcu zginął w wypadku samochodowym w Ustroniu. "Jego sportowy mercedes wbił się z impetem w tył ciężarówki" - opisuje "Fakt". Prokuratura Rejonowa w Cieszynie nadal wyjaśnia okoliczności wypadku.
Śmierć biznesmena okazała się dramatem nie tylko dla jego rodziny. Praktycznie z dnia na dzień bez źródła utrzymania znalazło się także około 100 pracowników firm, którą prowadził Ogrodowski. Co gorsza, zgodnie z ustaleniami dziennika, droga od wypłaty zaległych wynagrodzeń nie jest prosta. Okazuje się także, że jeszcze przed śmiercią przedsiębiorcy jego firmy były na równi pochyłej.
Damian Ogrodowski prowadził w Jejkowicach (woj. śląskie) wraz z żoną trzy przedsiębiorstwa - podaje "Fakt". "Byliśmy na miejscu (...). Wszystko pozamykane" - relacjonuje dziennik. Po śmierci biznesmena właścicielka terenu wynajmowanego na działalność firm wypowiedziała wdowie po Ogrodowskim umowę. Kobieta nie zdradziła "Faktowi", czy mieli oni wobec niej jakieś długi.
Jednak zgodnie z ustaleniami dziennikarzy gazety, biznesmen pozostawił nieuregulowane zobowiązania wobec innych kontrahentów. - W moim przypadku było ok. 30 tys. zł, chodzi o jedną z inwestycji, którą wykonywaliśmy w Jastrzębiu-Zdroju. Sprawa ciągnie się od dwóch lat - opowiada jedna z osób, z którymi rozmawiał "Fakt".
W bardzo trudnym położeniu znaleźli się także pracownicy Ogrodowskiego. Problemy z wypłatą wynagrodzeń miały zacząć się jeszcze przed śmiercią przedsiębiorcy. - Wypłaty za styczeń były już z opóźnieniem. Za luty i marzec wynagrodzeń nie było wcale. Dzwoniliśmy do szefa, ciągle obiecywał, że wynagrodzenia będą. W końcu przyszedł czas, że przestał odbierać od nas telefony. Tak trwaliśmy w nadziei, aż do wypadku - cytuje jednego z pracowników "Fakt".
Osoby zatrudniane przez przedsiębiorcę nie mają także kontaktu z żoną zmarłego. Zgodnie z informacjami przekazanymi dziennikowi przez Państwową Inspekcję Pracy, żeby dostać należne wynagrodzenia, pracownicy Ogrodowskiego muszą iść do sądu.