Podwodne górnictwo, czyli gorączka złota w głębinach
Tom Dettweiler zarabia na życie pod powierzchnią oceanów. Uczestniczył w poszukiwaniach wraku Titanica. Ze swoim zespołem dotarł do zaginionej łodzi podwodnej z ogromnym ładunkiem złota na pokładzie. W sumie przyczynił się do odnalezienia kilkudziesięciu zatopionych jednostek.
Dziś Dettweiler nie szuka już zaginionych skarbów, ale naturalnych bogactw, które zalegają na dnie mórz i oceanów - złóż złota i srebra, miedzi i kobaltu, ołowiu i cynku. W ostatnich latach innowacyjne podejście do morskiej geologii zaowocowało odkryciem setek podmorskich nagromadzeń kopalin, które naukowcy nazwali masywnymi złożami siarczkowymi, ze względu na obecność wytrącających się siarczków rozmaitych metali.
Znaleziska te są motorem napędowym nowej "gorączki złota". Wielkie koncerny, indywidualni przedsiębiorcy, a nawet całe kraje stają dziś do wyścigu po rudy znajdujące się w pobliżu kominów hydrotermalnych, czyli źródeł tryskających z dna oceanów. Poszukiwacze podmorskich skarbów - mając na uwadze kurczące się zasoby złóż lądowych, a także rekordowe ceny złota i innych metali - skwapliwie wydobywają kolejne próbki i oceniają wartość pokładów, już teraz szacowaną na biliony dolarów. - Odnieśliśmy ogromny sukces - stwierdził w udzielonym niedawno wywiadzie Dettweiler, mając na myśli wydobywcze poczynania swojej własnej firmy, Odyssey Marine Exploration.
Swego czasu sceptycy porównywali podmorskie górnictwo z szukaniem bogactw naturalnych na Księżycu. Ten czas już minął. Postęp, jaki dokonał się w dziedzinie morskiej geologii, coraz łatwiejszy dostęp do zlokalizowanych w czeluściach złóż i świadomość, że za kilkadziesiąt lat staniemy w obliczu niedoboru cennych metali - wszystkie te czynniki sprawiają, że perspektywa opanowania oceanicznych zasobów staje się jak najbardziej realna.
Sytuacja ta coraz bardziej niepokoi ekologów, którzy podkreślają, że ryzyko związane z eksploracją dna oceanów nie zostało należycie przeanalizowane. Ekologów stara się uspokoić branża wydobywcza, regularnie prezentując wyniki kolejnych ekspertyz i organizując konferencje prasowe, którym towarzyszy nastrój optymizmu.
Technologiczne wynalazki pozwalające na eksplorację podwodnych złóż to przede wszystkim innowacyjne automaty, czujniki i inny sprzęt, częściowo zaadaptowany z maszyn wykorzystywanych w tradycyjnym przemyśle wydobywczym. Za pomocą długich łańcuchów urządzenia badawcze są opuszczane z gigantycznych statków pod powierzchnię wody. Potężne wiertła wgryzają się w skaliste dno oceanu. Lokalizacja i eksploatacja podmorskich zasobów staje się coraz łatwiejsza.
Giganci przemysłowi - m.in. rządowe koncerny w Chinach, Japonii i Korei Południowej - poszukują siarczków "na pełnym morzu" - na dnie Atlantyku, Oceanu Indyjskiego i Spokojnego. Prywatne firmy, takie jak Odyssey Toma Dettweilera, wykonały już setki podwodnych odwiertów w rejonie pacyficznych archipelagów: Fidżi, Tonga, Vanuatu, Nowej Zelandii, Wysp Salomona i Papui-Nowej Gwinei.
Międzynarodowa Organizacja Dna Morskiego (International Seabed Authority) - podległa ONZ instytucja sprawująca kontrolę prawną nad zasobami dna oceanicznego - została wręcz zasypana zapytaniami w sprawie możliwości eksploracji złóż siarczkowych. "Wkraczamy w nową erę" - stwierdził sekretarz generalny Organizacji, Nii Allotey Odunton z Ghany. (...)
W 2010 r. Odyssey Marine Exploration rozpoczęła eksplorację dna Pacyfiku, w wyniku której odkryte zostały bogate pokłady złota, srebra i miedzi. - Stawka jest wysoka - mówi Tom Dettweiler. - W przypadku wzrostu cen metali wartość dowolnego złoża może wzrosnąć z miliarda do setek miliardów dolarów.
Kiedyś naukowcy sądzili, że głównym źródłem podmorskich bogactw są skupiska niewielkich skał, w których mogą znajdować się pospolite metale, jak żelazo i nikiel. W latach 60. i 70. przedsiębiorcy podejmowali próby eksploatacji tych złóż, ale niewielkie zyski nie równoważyły gigantycznych kosztów eksploracji, wydobycia i transportu pozyskanego materiału. Przełom nastąpił w 1979 r., wraz z odkryciem tzw. "czarnych kominów" - miejsc erupcji gorącej, wysoko zmineralizowanej wody, wokół których tworzą się osady siarkowe. Okazało się, że kominy występują w strefach ryftów oceanicznych o łącznej rozciągłości ponad 74 tys. kilometrów. Powierzchnia dna oceanicznego kuli ziemskiej jest naznaczona tymi ryftami niczym piłka baseballowa szwami.
Naukowcy odkryli, że na skutek zmieszania się gorącej wody - przebijającej się przez skały wulkaniczne na dnie oceanu - z lodowato zimną wodą morską, wytrąca się cały wachlarz minerałów, które z czasem tworzą kopce i kominy o fantastycznych kształtach. Jedna z takich naturalnych konstrukcji, zlokalizowana u wybrzeży stanu Waszyngton i nazwana "Godzillą", dorównywała wysokością 15-piętrowej budowli.
W pierwszej fazie badań ekspertom udało się również zaobserwować niezwykłą różnorodność biologiczną związaną z tymi hydrotermalnymi ujściami (wokół ujść kominów bytują m.in. całe kolonie wieloszczetów). W trakcie dalszych badań ustalono, że na podmorskie kopce i kominy - zarówno gorące, jak i zimne; nowo powstałe i wiekowe; aktywne i nieaktywne - składają się złoża zawierające zaskakująco duże ilości miedzi, srebra i złota.
Obecnie brak bogatych złóż miedzi właśnie - pierwiastka o strategicznym znaczeniu dla współczesnego przemysłu - staje się coraz bardziej zauważalny, jeśli chodzi o górnictwo konwencjonalne. W wielu komercyjnych złożach koncentracja miedzi jest bardzo niska - rzędu pół procenta. Tymczasem na dnie oceanów wynosi ona 10 procent i więcej, co z nieznanych dotąd złóż czyni potencjalne żyły złota. To samo dotyczy złota i srebra.
Eksploatacja podmorskich złóż na dobre rozpoczęła się 15 lat temu, kiedy firma Nautilus Minerals zdobyła koncesję na poszukiwania metali na ponad 5 tys. kilometrów kwadratowych dna oceanicznego w rejonie Papui-Nowej Gwinei. Mający siedzibę w Toronto Nautilus szybko rozszerzył swoją działalność o setki kolejnych lokalizacji na Pacyfiku. Do dziś jego eksperci zidentyfikowali kilkadziesiąt obszarów potencjalnej eksploatacji. W ubiegłym roku Nautilus uzyskał 20-letnią koncesję na prowadzenie prac wydobywczych w rejonie bogatego złoża na Morzu Bismarcka. Zdaniem Kanadyjczyków, znajduje się tam ok. 10 ton złota i 125 tys. ton miedzi. (...)
Niestety, działania firm pokroju Nautilusa nie wzbudzają powszechnego entuzjazmu. Krytycy podmorskiego górnictwa alarmują, że stosowane metody wydobywcze mogą okazać się niebezpieczne dla łowisk i ekosystemów.
W swoim obszernym raporcie zrzeszająca ekologów grupa Deep Mining Sea Campaign przypomina, że obszary mające zostać objęte eksploatacją są naturalnym środowiskiem życia dla setek gatunków nieznanych wcześniej nauce. Ekolodzy apelują o rozwiązanie wszelkich naukowych wątpliwości przed rozpoczęciem wydobycia i opracowanie planów minimalizacji potencjalnych szkód.
Stephen Rogers, dyrektor wykonawczy Nautilusa, odpowiada: to nieobiektywna ocena sytuacji. - Opracowujemy szczegółowe plany ochrony lokalnego środowiska przyrodniczego. Jesteśmy bardzo dumni z naszych dotychczasowych osiągnięć w tym zakresie - mówi.
Rogers dodaje, że jego firma współpracuje z wybitnymi oceanografami, a jej działalność przyczynia się do lepszego poznania złóż siarczkowych. - Dzięki nam dokonuje się naukowy postęp.
Tymczasem eksperci na całym świecie pilnie obserwują poczynania Nautilusa, chcąc przekonać się, jak poradzi sobie wśród meandrów ekologicznych obwarowań, nowatorskich technologii i trudnych do przewidzenia tendencji rynkowych. - Ich sukces zmobilizuje inne firmy - uważa Rosjanin Gieorgij Czerkaszow, geolog morski i prezes Międzynarodowej Morskiej Asocjacji Mineralogicznej.
Chiny - największy światowy konsument złota, miedzi i wielu innych metali przemysłowych - nie wydają się być jednak zainteresowane samą tylko obserwacją rozwoju wypadków. Kiedy w maju 2010 r. Międzynarodowa Organizacja Dna Morskiego uchwaliła przepisy dotyczące eksploatacji masywnych złóż siarczkowych, przedstawiciel Pekinu jeszcze tego samego dnia złożył stosowne podanie o koncesję.
Chińczycy do poszukiwań morskich minerałów wykorzystują specjalnie wyposażone statki. Jednocześnie cały czas udoskonalają konstrukcję podwodnego okrętu Jiaolong, nazwanego tak na cześć mitycznego morskiego smoka. Na jego pokładzie może znaleźć się do trzech członków załogi, którzy następnie zostaną przetransportowani na głębokość pozwalającą na swobodne badania złóż siarczkowych.
W ubiegłym roku Chiny podpisały kontakt gwarantujący im wyłączne prawo do eksploatacji złóż siarczkowych na obszarze o powierzchni blisko 10 tys. km kwadratowych, w rejonie ryftu znajdującego się ok. 4 km pod powierzchnią Oceanu Indyjskiego. Jin Jiancai, sekretarz generalny państwowej agencji morskich zasobów naturalnych, podczas specjalnej konferencji prasowej podkreślił, że jest to ważny krok w kierunku zaspokojenia rosnącego zapotrzebowania Chin na metale szlachetne i półszlachetne. Z kolei spółka Tong Ling, największy chiński importer koncentratów miedzi i jeden z czołowych światowych przetwórców tego metalu, podpisała niedawno z Nautilusem kontrakt na dostarczanie ponad miliona ton pozyskiwanych z dna Pacyfiku rud siarczkowych rocznie.
W 2011 r. do oceanicznego wyścigu włączyła się Rosja. W maju tego roku "gorączce minerałów" uległy Francja i Korea Południowa. Ta ostatnia zapewniła sobie ostatnio koncesję na eksploatację złóż w rejonie Fidżi. (...)
Gieorgij Czerkaszow uspokaja tych, którzy wyrażają obawy w związku z wpływem podmorskiego górnictwa na środowisko naturalne. Jego zdaniem, ten typ działalności wydobywczej charakteryzuje stosunkowo niska szkodliwość, zwłaszcza w porównaniu z górnictwem konwencjonalnym.
- Kto pierwszy, ten lepszy - mówi o coraz liczniej składanych wnioskach o przyznanie koncesji na eksploatację bogactw znajdujących na dnie oceanów. - Ten wyścig to w istocie ostatnia odsłona nowego podziału świata.
William J. Broad
Tłum. Katarzyna Kasińska
Biznes INTERIA.PL na Facebooku. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze