Półka Ekonomiczna #5: Prawaków i lewaków problemy z ludowością
Jeszcze dekadę czy dwie temu "chamstwo" śmierdziało wszystkim. I w sumie było miło, bo wszyscy byliśmy potomkami szlachty (no, przynajmniej mieszczan z Niderlandów albo Saksonii). Potem się jednak pokiełbasiło. Ludowość jest od paru sezonów tak sexy, że i tu mamy wykwit klasycznej polsko-polskiej wojny o monopol na moralną rację. A konkretnie o to, kto pogromi "kulturę folwarku" bardziej, mocniej i z większym "łubu-du".
Piotr Koryś. Pożegnanie z pańszczyzną. Historia gospodarcza Polski od rozbiorów do dziś. Wydawnictwo WEI. Warszawa 2024
Jarosław Urbański. Strajk. Historia buntów pracowniczych. Wydawnictwo RM. Warszawa 2024
Stawiam dziś na naszej "półce ekonomicznej" dwie pozycje naraz. Po lewej kładę "prawacką" Piotra Korysia. A po prawej "lewacką" książkę Jarosława Urbańskiego. Nie żeby się one do siebie jakoś wprost odnosiły (bo nie czynią tego wcale). Obie są jednak owocem pewnego szerszego procesu. Nazwałbym go - może niezbyt ładnie, ale chyba celnie - obsikiwaniem terenu. Proces jest sam w sobie dość ciekawy i wiele mówiący o czasach, w których żyjemy.
Oto z jednej strony mamy pracę ekonomisty Piotra Korysia "Pożegnanie z pańszczyzną". Zarówno wydawca (liberalno-libertariańsko-prawacki think tank Warsaw Enterprise Instutute) jak i wyrażane przez autora w książce wprost ideowe credo sytuują ją bez wątpienia po stronie "antyleftu". Nawet sam Koryś we wstępie zaznacza, że "Zrozumienie wpływu instytucji pańszczyzny nie musi i nie powinno pozostawać domeną lewicowych nurtów badań historycznych. Ta książka nieco odmiennie spogląda na ten problem". Trzeba odebrać lewakom monopol na ludowość - zdaje się nam mówić autor.
To fakt, że lewicowe środowiska były pierwszymi, które w warunkach III RP podejmowały temat wpływu instytucjonalnego wyzysku chłopstwa na upadek Polski szlacheckiej. Czynili to tacy autorzy jak socjolog Jan Sowa, wydawca Przemysław Wielgosz czy nawet znajdująca się wtedy w zupełnie innym miejscu ideowego rozwoju Krytyka Polityczna - to ci ostatni wprowadzili na Polski rynek w połowie ubiegłej dekady klasyczną "Ludową Historię Stanów Zjednoczonych" Howarda Zinna. Książkę, którą "przepisze" potem na polską modłę Adam Leszczyński, inicjując obecną modę na odkrywanie chłopskości każdego centymetra kwadratowego naszych rodzimych dziejów.
Potem jednak z tą eksploracją "ludowości" stało się jednak trochę to samo, co kiedyś z polskim hip-hopem. Chodzi o moment, w którym autentyczna i ideowa kontrkultura została odkryta przez nastawione na zysk wydawnictwa głównego nurtu, które zaprzęgły ją do planów wydawniczych celem zarobienia solidnych pieniędzy. Z "Chłopkami" Joanny Kuciel-Frydryszak udało się to - jak wiadomo - najpełniej. Pytanie, ile w tym wszystkim zostało jeszcze autentycznej równościowej krytyki społecznej z samych początków zainteresowanie ludowym tematem? A ile mamy tu dziś taniego i łatwego samousprawiedliwienia dla nowego polskiego filistra, który może pośmiać się z ciemnoty i zacofania "Polactwa" dawno, dawno temu.
To wszystko nie uszło oczywiście uwadze prawaków. Zniesmaczonych tym, jak liberalnoskrętny mainstream ustawia samych siebie w roli ostatnich sprawiedliwych pogromców tragedii pańszczyzny. Jednym ruchem wszystkich, co się z nimi w innych sprawach nie zgadzają (czyli prawaków właśnie) zaganiając do kąta z napisem "spadkobiercy folwarku". Efektem tej niezgody są wystąpienia takie, jak to Korysia. Historie gospodarcze pokazujące pańszczyznę wprost jako hamulec rozwoju Polski. Ale nie tyle z powodów potępienia moralnego. Tylko raczej wskazując nieefektywności gospodarcze instytucji gospodarczej poddaństwa chłopów. Narzędzia odpowiedzialnego - zdaniem Korysia - za nasze cywilizacyjne zacofanie.
Tu jednak stanął przed prawakami kłopot! Bo przecież dokładnie tym samym tropem (pańszczyzna zła bo antyrowojowa) szli w czasach PRL-u nieco już zapomnieni historycy socjalistyczni (Kula, Małowisk i inni). To oczywiście gryzie się z bardzo silną tradycją antykomunistyczną w prawicowym myśleniu. Jak wychodzi z tego pata Koryś w "Końcu pańszczyzny"? No cóż, robi to w sposób dość przewidywalny (a jednocześnie rozczarowujący). On pisząc o latach 45-89 zmienia swoją (skądinąd nieunikającą niuansu) analizę na dość toporny antyPRLizm. Pisząc - upraszczam, ale tylko trochę - że Polska Ludowa była w zasadzie "odbudowaniem stosunków folwarcznych" w ramach realnego socjalizmu. To z kolei usposabia go do kapitalizmu III RP z gruntu afirmatywnie sprawiając, że aż do końca jego dobrze się zapowiadająca książka osiada na mieliznach i nierzadko grzęźnie w banale.
Zostawmy go w tym miejscu i wróćmy do lewicy. Bo ona też próbuje w tej naszej wielkiej wojnie o ludowość jakoś swoją obecność zamanifestować. Robi to wspomniany już Przemek Wielgosz wrzucając do gry (jako redaktor serii "Ludowa historia Polski" w wydawnictwie RM) nową książkę socjologa Jarosława Urbańskiego "Strajk. Historia buntów pracowniczych".
Jak ktoś zna (ja znam) poprzednie prace Urbańskiego to dostrzeże bez trudu, że mamy tu danie ze zmiksowanych i odgrzanych (kiedyś świetnych!) rzeczy, które poznański autor stworzył w przeszłości. Raz jako socjolog - autor ważnej książki "Prekariat i nowa walka klas" sprzed lat dwunastu, jedno ze wczesnych wystąpień pokazujących, jak ważny jest społeczny i pracowniczy opór w warunkach realnego kapitalizmu III RP. Do tego trzeba wiedzieć, że Urbański to jeden z filarów środowiska poznańskiego "Rozbratu", z którego wywodzi się najważniejszy polski związek zawodowy o charakterze anarchistycznym, czyli Inicjatywa Pracownicza. Związek aktywny w pierwszej fazie swego istnienia w poznańskich zakładach Cegielskiego - czyli w miejscu będącym właśnie "case study" także tej najnowszej publikacji Urbańskiego.
Reprezentowana tu przez Wielgosza i Urbańskiego lewica też ma jednak swój problem z ludowością. Dziś jest on dalece większy niż dekadę czy dwie temu, gdy pisali swoje pierwsze ludowe interwencje. Wtedy teren był czysty - cały polityczny establiszment jak okiem sięgnąć był wtedy uwikłany w antyludowość. Takież były też polityki gospodarcze czy społeczne kolejnych rządów III RP - niezależnie czy mowa o Unii Wolności, Platformie czy SLD.
Dziś jednak żyjemy po ośmiu latach rewolucji - był nią autentyczny proludowy zwrot sporej części polskiej prawicy w czasie rządów PiS. Ten zwrot pod wieloma względami przekroczył najśmielsze oczekiwania niejednego lewicującego krytyka neoliberalnej III RP. Ogromna cześć naszej intelektualnej lewicy nigdy się z tym faktem nie pogodziła. Oni po prostu to wyparli uznając, że skoro lewicową rewolucję w polityce gospodarczej III RP zrobili znienawidzeni przez nich prawacy, to znaczy, że tej rewolucji... nie było. Owszem, zanegować można wszystko. Problem polega jednak na tym, że trudno w oparciu o taką negację faktów snuć potem szersze narracje. To widać w pracach takich jak książka Urbańskiego. Gumkująca z opowieści o roli strajku w realnym kapitalizmie działania innych niż anarchiści związków zawodowych. Z czego wychodzi obraz niepełny. Raczej impresja niż poważna całościowa analiza.
I tak to jest z ludowością dziś - w roku 2025 - dekadę po pierwszych nieśmiałych próbach przeszczepiania mody na chłopstwo na polski rynek idei. Przeszczep się przyjął. Ale przestał być czyjąkolwiek własnością. Ponownie się na niej uwłaszczyć nie będzie już nikomu tak łatwo jak kiedyś.
Rafał Woś
Śródtytuły pochodzą od redakcji.
Cykl "Półka Ekonomiczna" w Interii Biznes co drugi wtorek.