Polska jest coraz bardziej zacofana. Dla technologii blockchain, powoli stajemy się czarną dziurą
Zamiast stawiać na elektryczne samochody, rząd powinien poważnie zainteresować się blockchainem, bo to przyniesie nam większe korzyści. Tak uważa prof. Krzysztof Piech. Jak dodaje, ten rynek jest w początkowej fazie rozwoju. Wkrótce zdominują go najlepsze firmy zagraniczne, finansowane w dziesiątkach milionów dolarów.
Polacy mają jednak jeszcze szansę na stworzenie konkurencyjnego oprogramowania. Wszak w tej dziedzinie są uznawani za najlepszych programistów po Amerykanach, Rosjanach i Niemcach. Ale przestają realizować swoje projekty w naszym kraju, bo brakuje im jasnych interpretacji podatkowych, np. do rozliczania transakcji w nowym systemie. I jeśli ta sytuacja szybko nie ulegnie poprawie, to za kilka lat będziemy skazani na importowanie tej technologii z zagranicy.
Jak zauważa ekspert z warszawskiej Uczelni Łazarskiego, rodzime startupy coraz częściej przenoszą się zagranicę. Ostatnio rozważają Białoruś, bo tam mogą mieć lepsze warunki do rozwoju, niż w Polsce. Tutaj nawet gdy pracują legalnie i korzystają z pomocy wyspecjalizowanych kancelarii prawnych lub podatkowych, to na wszelki wypadek unikają rozgłosu. Boją się kar finansowych i posądzenia ich o oszustwo. Taki scenariusz jest jak najbardziej realny, jeśli ktoś prowadzi działalność w nieuregulowanym prawnie sektorze. Wówczas często ryzykuje całą swoją karierą i majątkiem.
- Z jednej strony rząd chce postawić na innowacyjność, a z drugiej - tłamsi najbardziej nowatorską branżę na świecie poprzez niepewność podatkową i niechęć do stworzenia odpowiednich regulacji. Może któregoś dnia premier Morawiecki zobaczy, że cały świat dyskutuje na temat tej technologii i stwierdzi, że ona da nam dużo więcej, niż np. samochody elektryczne. Blockchain pozwoli m.in. na prawidłowe i bezpieczne rozliczanie ładowania tych pojazdów, ale też zużycia i produkcji energii przez gospodarstwa domowe oraz firmy. Jest wiele możliwości zastosowania tego systemu - mówi prof. Krzysztof Piech.
Ekspert przypomina, że nie żyjemy w dobie rewolucji motoryzacyjnej, tylko informatycznej. Dlatego trzeba dopasowywać strategie rozwoju kraju do aktualnych czasów. Najnowocześniejsze samochody elektryczne nie zmienią tak bardzo naszego codziennego życia, jak blockchain. Ten system przyniesie ludzkości przełom na miarę Internetu, a niektórzy twierdzą, że jego wpływ będzie jeszcze większy. Dla przykładu, dziś nie mamy żadnych ograniczeń w zakresie wysyłania listów elektronicznych zarówno w nocy, jak i w święta. Nie płacimy za nie, nie przyklejamy znaczków i nie wrzucamy do skrzynek pocztowych. Z kolei adresaci natychmiast je otrzymują. Przed powstaniem Internetu tego przecież nie było. Analogiczne udogodnienia przyniosą nam szybkie i bezpłatne przelewy oraz umowy finansowe przy użyciu telefonu komórkowego. Odbiorca, zamieszkały nawet na innym kontynencie, od razu odbierze pieniądze, bez względu na porę dnia i nocy. Zapewni nam to bankowość typu blockchain.
- Przewiduję, że następną tak wielką rewolucję technologiczną będziemy przeżywać za jakieś 2 dekady. Jednak nigdy nie wiadomo, w jakiej dziedzinie nauki nastąpi kolejny ważny przełom dla ludzkości. Być może będzie to astronautyka lub genetyka. I nie można być pewnym, czy w tych branżach Polacy okażą się aż tak wybitnymi specjalistami, jak nasi dzisiejsi programiści. Obecnie pracują oni dla zagranicznych firm, np. amerykańskich. W związku z tym, budują potencjał gospodarczy obcych państw. Na rynku motoryzacyjnym nie mamy teraz aż takiej dużej siły przebicia, żeby nie powiedzieć dobitniej, że w ogóle się w tym wyścigu nie liczymy - dodaje prof. Piech.
Zdaniem eksperta, samochody elektryczne mogą cieszyć się większym zainteresowaniem rządu, niż blockchain, bo istnieją w przestrzeni fizycznej, a nie w wirtualnej. To oczywiście archaiczny sposób myślenia, że lepiej mieć coś, co można dotknąć. Wystarczy popatrzeć na listę największych, globalnych przedsiębiorstw. Firmy informatyczne, które powstały w ostatnich latach, wyprzedzają motoryzacyjne, założone dziesiątki lat temu. Ponadto, to złudne wrażenie, że blockchain nie przenika do świata realnego. Wręcz odwrotnie. W Japonii można robić zakupy np. za Bitcoiny i szacuje się już wpływ tego na wzrost gospodarczy kraju. Nie będąc w czołówce najbogatszych krajów świata, Polska powinna starać się je doganiać dzięki pomysłowości i nowoczesnym technologiom. Jak wskazuje prof. Piech, blockchain otwiera drzwi do większej fortuny, niż dotychczas przyniosły swoim założycielom najpopularniejsze serwisy społecznościowe.
- Dla przykładu warto podać, że obecny majątek zaledwie 24-letniego Vitalika Buterina, twórcy Ethereum, jest kilkukrotnie większy niż Marka Zuckerberga, założyciela Facebooka, gdy ten był w jego wieku. Wynika to z szerokiego zastosowania systemu, uruchomionego w 2015 roku. Jest on nie tylko kryptowalutą, ale też platformą blockchain, służącą m.in. do inwestowania, a także do zawierania tzw. inteligentnych umów. Nasi studenci też mogliby próbować odnosić tak wielkie sukcesy, jak wskazany Rosjanin, gdyby mieli do tego warunki, np. w formie dedykowanego startupom blockchain środowiska regulacyjnego, tzw. sandboxa, czy dostępu do nielimitowanego, zagranicznego kapitału - twierdzi prof. Piech.
Tymczasem Chiny podejmują właśnie eksperyment stworzenia nowego miasta na kilkadziesiąt tysięcy osób, które będą używały jedynie elektrycznych samochodów. Rozliczanie wszelkich transakcji będzie się tam odbywać w oparciu o blockchain. Z kolei Dubaj opracował strategię blockchainizacji kraju. I za 3 lata wszystkie rejestry publiczne oraz płatności mają być oparte na tej technologii. Ponadto, rozwój w jej zakresie jeszcze w tym roku planuje Szwajcaria, Singapur, Kanada, Indie, Estonia, Korea Południowa, Japonia i Wielka Brytania. To pokazuje, jak bardzo przyszłościowy i poważnie traktowany jest ten system. W ocenie prof. Piecha, w Polsce istotnym hamulcem jego rozwoju jest brak zdecydowania w podejmowaniu decyzji po stronie władzy państwowej. Obawia się ona utraty kontroli nad szybko rozwijającym się, zupełnie nowym rynkiem finansowym, którego nie rozumie. Potrzeba nam więc bardzo światłych rządzących, jakich miała np. Estonia w początkach poprzedniej rewolucji technologicznej, tj. internetowej.
- Gdybym tylko miał szansę porozmawiać z premierem Morawieckim, to powiedziałbym mu, że polskie banki są bardzo dobre na poziomie lokalnym. Ale, jeśli mają dominować w Europie i narzucać swoje standardy instytucjom finansowym z innych krajów, to muszą śmiało zacząć korzystać z nowych technologii. Teraz jest na to odpowiedni moment. I jeśli osoba, wywodząca się z branży bankowej, nie rozumie, że blockchain jest szansą na ekspansję polskiej bankowości na świecie, to obawiam się, że grozi nam poważne zacofanie - ostrzega prof. Krzysztof Piech.
Od kilku miesięcy jest głośno w przestrzeni publicznej o tym, że waluty cyfrowe "są złe", ponieważ "czasem używa się ich do niecnych celów". Na ten problem zwróciły uwagę KNF i NBP we wspólnym komunikacie, wydanym w lipcu ub. roku i późniejszych kampaniach informacyjnych. Ekspert odpowiada na szerzące się wątpliwości stwierdzeniem, że Internet też bywa wykorzystywany przez cyberprzestępców. Ale zakaz korzystania z sieci byłby już nie do pomyślenia w dzisiejszym świecie. I podobnie stanie się niebawem z walutami cyfrowymi.
- Jeśli prześpimy obecną rewolucję technologiczną, to utkniemy w starej tradycyjnej bankowości. Dla technologii blockchain staniemy się tzw. czarną dziurą. Ale największą szkodą dla nas będzie zmarnowany potencjał intelektualny, wytworzony tutaj w ostatnich kilku latach przez rodzimych programistów i przedsiębiorców. Będą oni rozwijali się w różnych innych krajach i budowali zagranicą swoje fortuny - alarmuje prof. Piech.
Według eksperta z Uczelni Łazarskiego, trudno wskazać inną dziedzinę, w której moglibyśmy znaleźć się w światowej czołówce bez żadnych nakładów budżetowych. Tak było dotychczas w przypadku walut cyfrowych, które w większości oparte są na technologii blockchain. Jeszcze teraz, przy odpowiednich warunkach prawnych i podatkowych, bylibyśmy w stanie stworzyć w Polsce coś na miarę amerykańskiej Doliny Krzemowej - "doliny blockchainowej". Ale startupy nie chcą się łudzić, że sposób myślenia naszego rządu szybko się zmieni. Natomiast, jeśli teraz nie wykorzystamy szansy na rozwój, to jako społeczeństwo na długo zostaniemy w tyle. Za kilka lat Polska będzie musiała importować tę technologię z zagranicy, co oczywiście będzie bardzo kosztowne.