Polska nie chce otwierać puszki Pandory

Przed szczytem UE w przyszłym tygodniu Polska uelastyczniła stanowisko ws. odliczania kosztów reformy emerytalnej od długu publicznego. Chcemy, by odliczana była ta część transferów do OFE, za które fundusze kupują obligacje Skarbu Państwa - powiedział polski dyplomata.

To oznacza trwałe odliczanie od długu 60 proc. środków przelewanych obecnie do Otwartych Funduszy Emerytalnych (OFE), a nie wszystkich, jak Polska domagała się dotychczas. Polski rząd postulował "trwałe i pełne" uwzględnienie kosztów reformy emerytalnej z 1999 roku w decyzjach Komisji Europejskiej oceniających sytuację budżetową Polski.

Chodzi o to, by wszczynane przez KE procedury nadmiernego deficytu i długu, grożące krajom, gdzie deficyty przekroczyły 3 proc., a dług - 60 proc. PKB, były rozpatrywane wobec Polski z uwzględnieniem kosztów reformy emerytalnej. W przypadku Polski to tym ważniejsze, że do strefy euro możemy wejść tylko pod warunkiem, że nie będzie wobec naszego kraju otwarta taka procedura.

Reklama

"Przyjmuje się, że ta część emitowanego długu wynikająca z reformy emerytalnej, która według przepisów narodowych musi być kupiona i trzymana przez instytucje 2. filara (fundusze OFE) będzie brana pod uwagę przy ocenie kryterium długu" - brzmi zaproponowany przez Polskę formalny zapis w tej sprawie, do którego dotarła PAP w czwartek. Ma on zobowiązać KE, że zmieni swoje propozycje legislacyjne z 29 września, by spełniały oczekiwania Polski.

"Prowadzimy intensywne rozmowy z KE" - powiedział polski dyplomata, nie wykluczając, że porozumienie uda się wypracować już do poniedziałku (kiedy odbywa się ostatnie posiedzenie ministrów ds. europejskich państw UE przygotowujące szczyt przywódców w czwartek i piątek - PAP).

Polska od kilku miesięcy domaga się na forum UE trwałego rozwiązania gwarantującego, że transfery do OFE nie będą powiększały długu i deficytu publicznego tak, by kraje, które jak Polska przeprowadziły kosztowne reformy, nie były w gorszej sytuacji względem tych, które tego nie zrobiły. W przypadku Polski całe koszty OFE szacowane są na ok. 1,8 proc. PKB. Natomiast udział OFE w ponad 50-proc. polskim zadłużeniu wynosi ok. 13 proc.

Gdyby Polska propozycja została w UE przyjęta, to należałoby te udziały OFE w długu i deficycie zmniejszyć o 60 proc.

Dyplomata przyznał, że jeśli nie uda się zrealizować polskiego postulatu do szczytu grudniowego, to Polska będzie tę sprawę kontynuować - tak, by odpowiednie dla Polski rozwiązania zostały przyjęte na kolejnym szczycie UE w marcu. Zapowiedział to minister finansów Jacek Rostowski we wtorek w Brukseli.

"Kwestia II filaru reform emerytalnych to nie jest kwestia, której nie można odłożyć, jeżeli się nie dogadamy. Najlepiej będzie, jeśli się dogadamy przed szczytem. Ale nie jest to kwestia, którą chciałbym widzieć, by zakłócała dobre wyniki tego szczytu, który będzie przecież taki ważny" - powiedział minister. Polska chce na nim m.in. odsunąć groźbę cięć w nowej perspektywie finansowej UE po roku 2013.

Polska nie chcą otwierać puszki Pandory

Rostowski powiedział, że nie chce, by na grudniowym szczycie sprawa OFE była "osią konfliktu"."W interesie Polski jest, by nie stawiać sprawy na ostrzu noża i poczekać do marca. Jest coraz większe zrozumienie dla polskiego postulatu. To jasne, że kraje nie chcą otwierać puszki Pandory i zmieniać zasad liczenia długu, ale gdyby teraz oceniano polski dług według nowych, zreformowanych zasad, to na pewno reformy emerytalne byłyby brane pod uwagę" - powiedział PAP pragnący zachować anonimowość belgijski dyplomata.

KE zaproponowała 29 września krajom, które przeprowadziły reformy emerytalne, więcej elastyczności przy ocenianiu ich sytuacji budżetowej: dozwolony pułap deficytu wzrósłby z obecnych dozwolonych w Pakcie Stabilności i Wzrostu 3 do 4 proc. PKB. KE zaproponowała też pięcioletni okres przejściowy na odliczanie od długu w sposób degresywny kosztów reformy emerytalnej. 80 proc. kosztów reformy miałoby być odliczone w pierwszym roku, 60 proc. w drugim itd.

Te propozycje zostały przez Rostowskiego uznane za "niewystarczające". Minister mówił we wtorek, że "nie chodzi o kwestię długości czasu", bo wówczas należałoby przyjąć okres nie pięciu lat, ale 30-40 lat, bo tak długo - jego zdaniem - polski budżet będzie obciążany skutkami reformy. Podkreślał, że Polsce nie chodzi o czas, lecz ustalenie, jakie koszty mogłyby nie powiększać długu i deficytu.

Karani za reformy?

Na ostatnim szczycie w październiku premier Donald Tusk dostał obietnicę, że do grudniowego szczytu ministrowie finansów UE przyspieszą prace nad tym, jak uwzględnić koszty reformy emerytalnej w liczeniu deficytu i długu publicznego. Ich raport, zapewniający równe traktowanie wszystkich krajów, miał być podstawą do decyzji szefów państw i rządów. Ale we wtorek Polska odrzuciła kompromisową wersję raportu wysuniętą przez Komisję Europejską. Z braku zgody na swoje postulaty, Polska jest teraz skłonna przesunąć termin porozumienia do marca.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: obligacje skarbu państwa | chciał | "Dyplomata | Polskie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »