Polska pęknięta na pół

Diagnoza Społeczna 2007, raport o życiu Polaków, ma być gotowy we wrześniu. Będzie o co się pokłócić - już wstępna prezentacja wyników wywołała kontrowersje. Bije z nich ogromny optymizm. Skoro jest tak dobrze, dlaczego jest tak źle - pytają sceptycy.

Skąd "białe miasteczko", rozpaczliwe głodówki w szpitalach i protesty innych grup zawodowych?

Diagnoza jest badaniem panelowym (powracającym do tych samych respondentów) realizowanym od 2000 r. Obecna edycja, po Diagnozie 2000, 2003 i 2005 będzie czwartą z kolei. Badania przeprowadzono w marcu na bardzo dużej reprezentatywnej próbie 5530 gospodarstw domowych i próbie 12 624 indywidualnych respondentów w wieku 16 i więcej lat z tych właśnie gospodarstw. Merytorycznie za Diagnozę 2007 odpowiedzialna jest Rada Monitoringu Społecznego przy Wyższej Szkole Finansów i Zarządzania w Warszawie, pod kierunkiem prof. Janusza Czapińskiego. Sekretarzem Rady i inicjatorem tego typu badań jest mgr Wiesław Łagodziński, rzecznik GUS. Głównym sponsorem jest Europejski Fundusz Społeczny.

Reklama

76 proc. rodaków

Poprzednie Diagnozy nie przeszły bez echa, zachwycano się nimi i równocześnie ostro je krytykowano, zwłaszcza Diagnozę 2005. W Diagnozie 2007 najbardziej zaskakuje (w dostępnych, ale niepełnych danych):

* niemal powszechne poczucie szczęścia - 76 proc. rodaków deklaruje, że są ludźmi szczęśliwymi, doganiamy pod tym względem niejako programowo szczęśliwych Amerykanów;

* wzrost dochodów gospodarstw domowych - już 70 proc. gospodarstw domowych nie ma problemu z przysłowiowym wiązaniem końca z końcem, dochody obecne są dwa i pół raza większe niż na początku transformacji, w 1992 r.

Mimo to nie rośnie rozwarstwienie ekonomiczne, obrazujący to zjawisko tzw. wskaźnik Giniego pozostaje na poziomie z 2003 r., rośnie natomiast subiektywne poczucie biedy. Dlaczego? Tłumaczy to w komentarzu dla "NŻG" prof. Czapiński, a więcej twardych danych poznamy we wrześniu.

(Z danych GUS wynika, że odsetek żyjących poniżej minimum egzystencji czyli w skrajnej biedzie spadł z 12,3 proc. w 2004 r. do 7,8 proc. w 2006 r., było to ok. 4,5 mln osób, jest blisko 3 mln, wciąż ogromnie dużo);

* spadek bezrobocia wg danych Diagnozy bezrobocie wynosi 6,5 proc., wg GUS aktualna stopa bezrobocia to ok. 13 proc., wg Eurostatu wskaźnik tzw. zharmonizowanego bezrobocia (po wyrównaniu sezonowym) w maju br. ukształtował się na poziomie 10,5 proc. Lokuje to nas nie na pierwszym, a na drugim - po Słowacji miejscu w UE.

Szokująco niski "diagnozowy" wskaźnik to efekt nieco innej definicji bezrobotnego, jest nim osoba zarejestrowana w urzędzie pracy, niepracująca, gotowa do podjęcia pracy "od zaraz",z dochodem poniżej 900 zł (GUS nie stosuje kryterium dochodu);

* nikła obywatelskość i mocna nieufność. Tylko 15,3 proc. badanych to członkowie jakiś organizacji, stowarzyszeń, partii, związków zawodowych, rad czy grup religijnych i in. Tylko ponad 14 proc. w ciągu ostatnich dwóch lat podejmowało lub włączało się w działania na rzecz własnej społeczności. Ludzie na niższych szczeblach drabiny społecznej, gorzej wykształceni są bardziej bierni społecznie, mają wyraźnie mniejsze umiejętności (a może chęci?) korzystania z demokracji. Diagnoza potwierdza także znane z innych badań zjawisko o wiele większej wśród Polaków niż w innych europejskich krajach, nieufności. Tylko co dziesiąty Polak (9,9 proc.) uważa, że większości ludzi można ufać. Obrazuje to niski poziom kapitału społecznego, dla gospodarki opartej na wiedzy ważniejszego niż złotówki.

Komentuje dla NŻG prof. Janusz Czapiński, psycholog, szef Rady Monitoringu Społecznego

Trzy czwarte Polaków deklaruje, że są ludźmi szczęśliwymi, a poczucie szczęścia to stan ducha, który zależy nie tylko od sytuacji materialnej, ale najogólniej mówiąc od pewnych predyspozycji psychicznych. Mniej więcej tyle samo (ok. 70 proc.) ocenia swoje życie jako udane bądź bardzo udane. Zdecydowana większość Polaków jest więc coraz bardziej zadowolona z większości spraw, które są im bliskie.

Jestem współautorem kolejnych Diagnoz i w Diagnozie 2007 właśnie to tempo psychicznego dźwigania się Polaków zaskoczyło mnie najbardziej. Bo, że się dźwigają, zauważyliśmy już wcześniej, zadziwiające jest natomiast szybkie tempo, w jakim odzyskują pogodę ducha. I co ciekawe, najbardziej wzrosło zadowolenie z perspektyw na przyszłość. Polacy już nie obawiają się przyszłości - to bardzo pocieszające.

Po raz pierwszy od 10 lat drgnęło też zadowolenie z sytuacji w kraju, ostatnio wskaźnik ten poszedł w górę w 1997 r., później już tylko spadał. Ale zadowolonych jest absolutna mniejszość. Innymi słowy Polacy są coraz bardziej zaradni, coraz lepiej dbają o własne interesy, coraz wygodniej i sensowniej im się żyje, ale jak wyjrzą za okno, a zwłaszcza jak zajrzą do tego telewizyjnego okna, no to krew w nich się ciągle burzy, może troszkę mniej niż dwa trzy, czy sześć lat temu, ale mimo to grupa niezadowolonych z tego co się dzieje w kraju jest ogromna - ponad 80 proc.

(Ale uwaga - nie przekłada się to na ocenę sposobu rządzenia - o czym dalej).

Optymizm wiąże się więc z ocena własnej sytuacji, w tym własnego statusu materialnego. Obiektywnie rzecz biorąc awansują finansowo niemal wszyscy, o czym świadczy właśnie wskaźnik rozwarstwienia ekonomicznego wg Giniego - mimo gwałtownego wzrostu przeciętnych dochodów w gospodarstwach domowych, od kilku lat pozostaje niezmienny.

Nie jest tak, że bogatsi się bogacą, a ubodzy - biednieją.

Ubodzy bogacą się w takim samym tempie, a nawet ostatnio trochę szybciej niż bogaci. Z tego punktu widzenia mamy jednak stan społeczeństwa sprawiedliwego finansowo, nikt nie może się czuć pokrzywdzony w tym sensie, że inni go okradają. A sens ekonomiczny jest bardzo równomierny.

Dlaczego wzrosło?

Dlaczego mimo to wzrosło, a wzrosło jak wynika z badań, subiektywne poczucie biedy? I to w tych ubogich gospodarstwach, w których dochody wzrosły? Otóż dlatego, że wzrosły równocześnie aspiracje. Ludzie oceniają swoja sytuację na podstawie rozbieżności miedzy tym co mają, a tym co uważają, że mogliby (bądź powinni) mieć, bo jest to w zasięgu ich możliwości. Aspiracje rosną jeszcze szybciej niż faktyczny dochód, więc ten rozziew się powiększa, z tym, że jest to odczucie subiektywne, nie ma nic (bądź ma bardzo niewiele) wspólnego z obiektywnym stanem rzeczy.

Poza biologiczną linią ubóstwa, poniżej której zaczyna się śmierć głodowa, wszelkie inne kryteria biedy są relatywne. Jak patrzę na pewna mazurską wieś, to czuję się porażony ubóstwem mieszkańców. Ale zarazem styl ich życia nie wskazuje na to, by głód zaglądał im w oczy. Dzieci w tych rodzinach, a są to w dużej mierze rodziny bezrobotnych, jeżdżą na zupełnie przyzwoitych nowych rowerach, mają komórki, większość domów ma telewizję satelitarną i niemal wszyscy maja samochody sprowadzone z Niemiec, starocie, ale na chodzie. To jest bieda z punktu widzenia Warszawy, czy z punktu widzenia pewnych grup zawodowych, ale nie jest to bieda w kategoriach absolutnych.

Skończyły się na szczęście pokazywane w mediach obrazki z Bieszczad, że jakaś duża grupa dzieci nie jada obiadów i grozi im wycieńczenie organizmu, nawet śmierć. Nie ma takiego miejsca w Polsce, gdzie takie rzeczy mogłyby się zdarzyć. Dlatego m.in., że bardzo spadło bezrobocie. Można mieć zastrzeżenia do naszych wyliczeń, zarzucać im "urzędowy optymizm" (o czym przy innej okazji), ale nikt nie zaprzecza, że tendencja spadkowa jest wyraźna.

Szybkie tempo bogacenia się gospodarstw domowych pozwala Polakom na coraz więcej - wyposażenie rodzin jest naprawdę imponujące. Rośnie ilość komputerów, przestaliśmy już pytać o lodówki i telewizory, bo są wszędzie, teraz pytamy o kino domowe - ma je 10 proc. gospodarstw. Ta chęć posiadania to siła napędowa: żeby jeszcze bardziej się starać, więcej pracować, kombinować, ukrywać to i owo przed fiskusem. To oczywiście napędza tę całą spirale popytu wewnętrznego, służy gospodarce. Ale to także generuje cała masę patologicznych zachowań i niezupełnie zdrowych wyborów, a także w pewnym stopniu psuje więzi społeczne.

To, co nie jest już takie optymistyczne, to po raz pierwszy odnotowany spadek zadowolenia z małżeństwa i dzieci. A w szerszej perspektywie fakt, iż Polacy nie tylko nie uczą się dogadywać ze sobą. Ale jakby jeszcze bardziej odwracali się do siebie plecami. Nie rośnie kapitał społeczny, który jest takim naturalnym "smarem" dla rozwoju społecznego. A nieufność jest przerażająca, dotyka bowiem 90 proc. naszego społeczeństwa. Więc są ciemne strony, to szybkie bogacenie się nie zachęca ludzi do tego, aby w ogóle myśleć o jakiejkolwiek współpracy z bliźnimi, z sąsiadem, z kolegą, z kimkolwiek. Jeśli mnie się udaje, to po co?

Wnioski:

Oczywiście są to uogólnienia, ale wyjątki potwierdzają regułę. A nawiasem mówiąc, tkwiący w nas "potencjał obywatelskości" jest raczej tłumiony, niż pobudzany. Tak np. ta wielka fala lustracyjna działa dokładnie w odwrotną stronę, burzy jakiekolwiek przesłanki zaufania społecznego. Musi się wydarzyć coś szczególnego, aby Polacy mogli sobie wzajemnie zaufać na tak długo, jak długo trwają te szczególne okoliczności (np. okres I-szej "Solidarności" czy śmierć papieża).

Polak dba o siebie

Polacy, jeśli chodzi o własne życie, nie liczą nie tylko na innych, nie liczą na władze. Chociaż ostatnie protesty dowodzą czegoś wręcz odwrotnego. Z tym, że moim zdaniem, jeśli chodzi np. o środowisko lekarskie, są to protesty podyktowane - nie tylko i nie głównie sytuacją materialną. Bo materialny standard życia w tej grupie najgorszy nie jest, ale dlatego, że źródła dochodów są w dużym stopniu spatologizowane.

Nie chodzi tylko o to, że zarabia się w kilku miejscach, ale przede wszystkim o to, że prywatna praktyka, czy praca prywatnej przychodni "podłączonej" do NFZ upoważnia lekarzy do kierowania pacjentów do dowolnej placówki publicznej. Patologia, czy krętactwo polega na tym, że - upraszczając - pierwsza wizyta w tym prywatnym sektorze jest płatna, ale służy ona głównie do umówienia się na badanie, czy zabieg w publicznym sektorze. Za wejście do publicznej placówki i dostęp (poza kolejką) do drogiej procedury, pacjent płaci stosunkowo niewiele i jemu się to opłaca, niektórym lekarzom też, ale i oni, jak sądzę, mają dość tego krętactwa, widzą, że to chory sposób zarabiania pieniędzy. Oczywiście, jest to grupa bardzo zróżnicowana finansowo, ale nawet ci najmłodsi, na niskopłatnych etatach, maja szansę wejść po pewnym czasie na tę ścieżkę awansów finansowych.

Tylko, że jest to życie zawodowe psychicznie wyczerpujące i niezdrowe, I lekarze mają dość, chcieliby zarabiać przyzwoicie, jak w innych uporządkowanych krajach, na tym swoim podstawowym etacie, a nie - w zasadzie na granicy prawa. Oczywiście są różne sytuacje, ale mechanizm jest z grubsza właśnie taki. Natomiast łapówki, o których tyle teraz się mówi, to kropla w morzu dochodów. Krąg pacjentów, którzy dają "w łapę" (w kopercie, średnio 340 zł) za leczenie czy operację, jest naprawdę bardzo wąski.

I jeszcze jeden, ogólniejszy wniosek:

Z Diagnozy 2007 wynika, że ten sposób myślenia, czy też ten styl przedstawiania wizji Polski, programowania jej przyszłości, jaki prezentują obecne władze, jest bliski około połowie dorosłych Polaków. Mniej więcej połowa dokładnie tak myśli o rzeczywistości, o sytuacji Polski, jak fundują im to czołowi politycy rządzącej koalicji, Smutne, ale z drugiej strony pocieszające moim zdaniem jest to, że ta władza ma taki pon...medialny kontakt z ogromną częścią społeczeństwa. I w tym sensie nie jest to władza wyobcowana.

Jeśli zmieni się mentalność, obywatele zaczną wybierać władze, które będą inaczej widzieć polskie problemy na dziś i jutro.

Ale póki co Polska jest niejako przepołowiona, pęknięta na pół.

Z groźby masowej migracji, którą niektórzy straszą, nie robiłbym tragedii. To jest okres przejściowy, nawet jak wyjedzie kilka milionów (na razie pozostaje za granicą niecały milion) mamy szanse na szybki rozwój. Wyprodukujemy nowych fachowców, budowlańców, informatyków i innych. Jesteśmy ogromnym, dynamicznym, 38-milionowym społeczeństwem.

Notowała Irena Dryll

Nowe Życie Gospodarcze
Dowiedz się więcej na temat: nie żyje | "Diagnoza" | Polskie | optymizm | W.E. | protesty | diagnoza | GUS
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »