Polska tania siła robocza w Hiszpanii
Ponad 100 bezrobotnych ze Śląska i województwa świętokrzyskiego na początku września wyjechało na winobranie do Hiszpanii. Na miejscu okazało się, że będą mieszkać w - delikatnie mówiąc - okropnych warunkach.
Nabór bezrobotnych do pracy w Hiszpanii organizowały Wojewódzkie Urzędy Pracy - w tym katowicki. Do urzędników dotarły sygnały o złym traktowaniu Polaków. Tyle, że były one nieoficjalne, od rodzin. Oficjalnej skargi na liście nie ma. - Musimy wiedzieć, na co te osoby się skarżą i jakie warunki tej umowy nie zostały dotrzymane. Takie pismo musi złożyć osoba, która tam pojechała pracować - tłumaczyła reporterowi RMF urzędniczka urzędu pracy.
- Za całość umowy odpowiada hiszpański odpowiednik polskiego Ministerstwa Gospodarki i Pracy - ustalił Tomasz Maszczyk, reporter RMF. Urzędnik z polskiego resortu powiedział, że sygnał o złych warunkach w Hiszpanii był anonimowy, a na tej podstawie trudno złożyć protest hiszpańskiej stronie.
Hiszpańska korespondentka radia od kilku dni próbuje się dodzwonić do zatrudnionych pod Albacete Polaków. Niestety bez rezultatu. Jeśli potwierdziliby oni, że sami opłacają sobie mieszkania, że żyją w skrajnie złych warunkach, to naruszałoby to zasady polsko-hiszpańskiej umowy.
Tymczasem ambasada Polski w Madrycie zna nieco inną wersję wydarzeń. W oficjalnym dokumencie, przesłanym ambasadzie, pośredniczący w zatrudnianiu Polaków związek zawodowy rolników skarży się, że polscy pracownicy piją. Korespondentka RMF Ewa Wysocka dotarła do dokumentu, w którym zostały podane nazwiska, opisane konkretne sytuacje, które kończyły się interwencją policji i szpitalem. Hiszpańscy policjanci i lekarze potwierdzili, że do takich incydentów doszło. I właśnie z tego powodu kilka osób miało zostać zwolnionych. Ambasada udzieliła pomocy dziewięciu z zatrudnionych.
To dowody na pojedyncze przypadki, a zatrudnionych zostało przecież 3 tysiące Polaków. W tym roku złożono już 10 skarg, które skończyły się rozwiązaniem umów z właścicielami hiszpańskich winnic.