Polska to światowa kuźnia talentów. Branżę gier "zjada" jeden problem
Polscy producenci gier mieliby się znacznie lepiej, gdyby nie brak pieniędzy. Sprzedaż Techlandu inwestorowi z Chin może więc być początkiem dużych zmian na rynku.
- Polska branża gier to 494 firm (89 z nich jest na giełdzie)
- W Polsce powstaje co roku średnio ponad 530 gier
- Branża zatrudnia 15290 osób
- Przychody branży gier w 2022 r. sięgnęły 1,2 mld euro
- 97 proc. sprzedaży polskich gier to eksport
Tencent, światowy gigant z branży gier i mediów społecznościowych z siedzibą w chińskim Shenzhen, objął większość udziałów w Techlandzie, jednego z największych deweloperów gier w kraju. Kwoty transakcji nie podano, za to giełdową wartość Tencenta szacuje się na ponad 400 miliardów dolarów. To dobra okazja, by przyjrzeć się kondycji całej branży Game Dev w Polsce.
Polska już od kilku lat ma znaczącą pozycję na światowym rynku gier i na wielu platformach jest jednym z wiodących ich dostawców. Wśród naszych producentów jest 3-4 dużych - jak właśnie Techland, nieco więcej firm średnich i najwięcej małych, kilkuosobowych studiów, z których niektóre nie mają nawet zarejestrowanej działalności gospodarczej.
To bodaj ostatnia branża, gdzie 3 osoby mogą stworzyć produkt sprzedawany potem w milionach kopii na całym świecie. Polska branża gier to 494 firm, z których aż 89 jest na giełdzie - oferują one co roku średnio ponad 530 gier. Branża zatrudnia ponad 15 tys. osób, a jej przychody w ub. r. przekraczały 1,2 mld euro.
- Największym problemem sektora Game Dev są pieniądze. Znakomicie wyglądamy w statystykach zatrudnienia, olśniewamy też w zapowiadaniu gier i rozpoczynaniu produkcji, ale już ich kończenie wychodzi nam gorzej. Bywa, że firmy wypuszczają grę, nad którą warto byłoby jeszcze popracować przez pół roku, ale skończył się budżet, nie ma inwestora i za chwilę nie będzie z czego płacić wynagrodzeń pracownikom. To trwała bolączka, która ciągnie się od lat - mówi Interii Biznes dr inż. Jakub Marszałkowski, wykładowca projektowania gier na Politechnice Poznańskiej, szef Game Industry Conference.
- Wiele firm skupia się na projektowaniu gier, a za mało myśli o aspekcie biznesowym. Firmy, które pracują dla pieniędzy, postrzegane są wręcz jak "trędowate", a to one rokują stały rozwój w dłuższym czasie, nawet jeśli jakaś premiera się nie powiedzie. Z mojego doświadczenia wynika, że wejście zewnętrznego inwestora, który jest zorientowany na finanse, bardzo pomaga spółce. Pojawia się podstawowa refleksja: ile to będzie kosztować i ile to zarobi? - zaznacza w rozmowie z Interia Biznes Piotr Żygadło, COO w DRAGO entertainment.
- Na polskim rynku nie brakuje patologii - firmy developerskie zakładane były często nie przez twórców, lecz finansistów czy prawników, którzy robili (a niekiedy wciąż robią) wszystko, by "napompować" ich wartość. W efekcie mamy w Polsce najwięcej studiów developerskich notowanych na giełdzie w skali świata. Kryzys na rynku finansowym spowodował, że następuje fala "oczyszczenia" rynku. Nie ma tygodnia żebyśmy nie dostali od innych spółek propozycji współpracy lub oferty ich przejęcia - mówi Interii Biznes Piotr Babieno, prezes Bloober Team.
Wydawało się, że problem finansowania branży rozwiąże giełda, ale boom sprzed kilku lat się skończył i Game Dev na pewno nie jest już oczkiem w głowie inwestorów. Dziś pozyskanie finansowania nie jest łatwe, dlatego zjawisko wykupywania producentów gier przez zagranicznych inwestorów może narastać. Na razie w branży wyraźnie dominuje kapitał krajowy - w porównaniu z innym działami gospodarki jego udział jest wręcz rekordowy, choć spada. Sam Tencent zainwestował już nie tylko w Techland, ale także w kilka innych spółek.
- Będzie musiało dojść do konsolidacji, nasze firmy są za słabe i za małe jeśli chodzi o budżety, za to - biorąc pod uwagę skalę przychodów - można wręcz mówić o przeroście zatrudnienia. Wsparcie branży ze środków publicznych jest za małe, a jego zdobycie - zbyt skomplikowane. A Game Dev ma swoją specyfikę, nie tylko w Polsce - cykl produkcji gier wydłużył się do 3-5 lat, a tylko największych stać na prowadzenie kilku projektów równolegle. "Na przednówku" brakuje więc pieniędzy - krąży wręcz powiedzenie, że "wszyscy w tej branży jesteśmy o dwie nieudane premiery od bankructwa", przy czym nieudana premiera nie musi oznaczać kompletnej klapy, a wynik zbyt słaby by sfinansować rozrośnięty zespół pracowników - podkreśla Jakub Marszałkowski.
- Fuzje i przejęcia zdominują najbliższe lata, podobnie jak upadki, które są częścią takiej sytuacji rynkowej. Małe firmy szukają większych partnerów, by zyskać stabilność, a giganci mają okazję szukać perełek na całym świecie. Trzeba jednak pamiętać, że gry wideo to branża oparta na wizjonerach i talentach, patrzenie tylko na wyniki grozi błędem, na tym "przejechało się" już wielu inwestorów - dodaje Piotr Babieno.
- Zewnętrzny zastrzyk gotówki dla firmy to duża odpowiedzialność, pieniądze nie zawsze muszą przynieść pozytywne efekty, mogą prowadzić do nadmiernego i niekontrolowanego wzrostu zespołu, a przez to obniżenia jego efektywności - ocenia w rozmowie z Interia Biznes Szymon Bryła, szef studia One More Level.
- Jesteśmy kuźnią talentów, nic dziwnego, że zagraniczne firmy szukają tu podmiotów do przejęcia. Polskie studio w portfolio daje dostęp do rynku pracy pełnego osób, które chcą i potrafią tworzyć gry. Największą siłą polskiego Game Devu jest właśnie fakt, że przez lata wykształciliśmy nad Wisłą całą kulturę tworzenia gier - to rzecz, której nie ujmą liczby i statystyki - mówi Interii Biznes Kacper Bańbura, partner w better. gaming agency.
- Chińczycy mają nie tylko pieniądze, ale przede wszystkim inną perspektywę inwestowania. Jak sami podkreślają - na efekty mogą czekać nawet 10 lat. Tencent, poza Techlandem, jest już obecny w kilku innych polskich firmach, pojawił się u nas także kapitał z Korei Pd. Jesteśmy atrakcyjni pod względem tempa pracy, jakości i kosztów. Wejście kolejnych inwestorów to kwestia czasu, proces zahamowała najpierw pandemia, a potem wojna w Ukrainie - ocenia Szymon Bryła.
- W Polsce i w całej Europie wyraźnie rośnie liczba graczy w wieku 45-65 lat czyli tych, którzy mają pieniądze. Pamiętając że zdecydowana większość sprzedaży (97 proc.) polskich gier to eksport, nie mam więc obaw o przyszłość polskiego Game Devu - mówi Interii Biznes dr Dominika Urbańska-Galanciak, dyrektor zarządzająca SPIDOR (Stowarzyszenia Producentów i Dystrybutorów Oprogramowania Rozrywkowego).
Branża wspierana jest w większości krajów, gdzie gry powstają, poza USA. O ile jednak w Polsce to kilka milionów złotych, to np. w Niemczech w tym roku program wsparcia branży podniesiono z 50 do 70 mln euro, które już rozdysponowano.
- Sektor kreatywny rozwija się najszybciej w krajach, w których jest solidne wsparcie publiczne - ulgi, systemy promocji itd. W Polsce tego brakuje, zwłaszcza że z pomocy takiej jak dofinansowanie udziału w targach skorzystać mogą tylko te studia, które mają już gotowy produkt, a przecież wsparcie najbardziej potrzebne jest na etapie jego przygotowania - podkreśla dr Dominika Urbańska-Galanciak.
- Polskie gry to produkt eksportowy znany na całym świecie, bardziej niż np. polskie filmy, które dofinansowujemy na o wiele większą skalę i bez dyskusji czy warto to robić. Pomoc publiczną dla branży warto zdecydowanie zwiększyć. Marzy mi się, że kiedyś gry będą kojarzone z Polską jak np. kryminały ze Skandynawią - mówi nam Jakub Marszałkowski.
Czy wejście chińskiego kapitału do dużego polskiego producenta gier może być źródłem kłopotów? Branża jest niemal całkowicie uzależniona od zewnętrznych kanałów dystrybucji. Prawie cała sprzedaż polskich gier przechodzi przez kilku pośredników w USA.
- Wystarczy zatem ostry konflikt między USA a Chinami i nałożenie przez Waszyngton sankcji na Pekin, by kłopoty miały niektóre firmy u nas, bo właśnie udział chińskiego kapitału może ściągnąć na nie restrykcje. Tencent jest już w kilku spółkach, ale trudno powiedzieć czy to początek większej fali chińskich zakupów nad Wisłą. Wiele spółek ma już skomplikowaną strukturę właścicielską, co może zniechęcać wszelkich inwestorów - ocenia ekspert z Politechniki Poznańskiej.
Branża wciąż zwiększa zatrudnienie, ale rośnie przekonanie, że taki trend nie może trwać wiecznie, podobnie jak to, że sukcesy polskich producentów nie są dane raz na zawsze. Kilkanaście lat temu więcej gier produkowano w Czechach, potem jednak wycofało się od nich kilka globalnych koncernów i zapewne kraj ten nigdy już nie odzyska utraconej pozycji. Z kolei w Niemczech w latach 2019-21 branża straciła dwa tysiące pracowników i dopiero dzięki dużemu programowi wsparcia udało się ten trend odwrócić.
- Nie można zakładać, że branża gier w Polsce jest niezniszczalna i nie czeka jej nic złego. Widzimy coraz więcej oznak, które są niepokojące. Trzeba już dziś zapewnić jej większe instrumenty wsparcia - podsumowuje Jakub Marszałkowski.
Wojciech Szeląg