Polska w UE już nie najbiedniejsza
Rozszerzenie Unii Europejskiej o Bułgarię i Rumunię nie wywoła w państwach członkowskich wstrząsu, ale na kolejne będzie trzeba dłużej poczekać - to opinia większości polityków i ekspertów.
Oba kraje uzyskały unijne członkostwo 1 stycznia 2007 roku. Nie sądzę, żeby rozszerzenie o Bułgarię i Rumunię wywołało większe zaburzenia w funkcjonowaniu samej UE, czy w nowych państwach członkowskich" - powiedział były minister ds. europejskich Jarosław Pietras.
Wyjaśnił, że - podobnie jak w przypadku poprzedniego rozszerzenia o 10 państw w 2004 r. - również to jest "w pewnej mierze skonsumowane" wcześniej, więc nie stanowi żadnego zagrożenia nawet dla nowych państw, w tym dla Polski.
Zdzisław Mach z Centrum Studiów Europejskich Uniwersytetu Jagiellońskiego przewiduje, że "z Rumunią i Bułgarią będą te same problemy co z Polską, tylko w jeszcze większym stopniu". "Ale na to UE jest już przygotowana i wie, czego się spodziewać" - zapewnia.
Także europoseł SdPl Dariusz Rosati uważa, że przyjęcie Bułgarii i Rumunii nie wywoła w Unii wstrząsu choćby dlatego, że mają najwięcej ograniczeń (m.in. w swobodnym przepływie siły roboczej i w rolnictwie) ze wszystkich państw, które dotychczas wchodziły do Unii.
Natomiast zdaniem dyrektora demosEuropa Pawła Świebody, wejście tych państw do UE stawia pytanie o sprawność funkcjonowania Wspólnoty po tym rozszerzeniu. "Podejmowanie decyzji w gronie 27 państw, funkcjonowanie 27-osobowej Komisji Europejskiej, to wszystko może nie być takie łatwe" - przewiduje były wieloletni dyrektor Departamentu UE w MSZ.
Według europosła Partii Demokratycznej-demokraci.pl Bronisława Geremka, wejście Bułgarii i Rumunii do UE jest ostatnim rozszerzeniem przed wprowadzeniem zmian instytucjonalnych w Unii Europejskiej. "Jest decyzja Rady Europejskiej, żeby nie przewidywać żadnego rozszerzenia przed zmianami wewnętrznymi" - powiedział. Dodał, że ta decyzja ma również na celu wytworzenie presji na państwa, które jeszcze nie ratyfikowały Traktatu Konstytucyjnego.
Pietras uważa, że Unia osiągnęła stan, w którym działa tzw. mechanizm zapadki. Wyjaśnił, że "podciągnięto integrację do takiego poziomu, z którego nie można już jej cofnąć, ale jednocześnie UE stała się tak dużym tworem, że nie bardzo daje się ją pociągnąć dalej".
Według Geremka, dalsze rozszerzenie - czyli przyjęcie do Unii najpierw państw Bałkanów Zachodnich, potem Europy Wschodniej i w końcu Turcji - musi zająć "jakiś czas". Przewiduje, że nawet Chorwacja, która już jest gotowa do negocjacji w sprawie członkostwa, będzie musiała czekać. "To musi być długi proces. Myślę, że jest to program na 20 lat" - ocenił europoseł Partii Demokratycznej-demokraci.pl.
Nie jesteśmy już najbiedniejsi
Europejski urząd statystyczny, Eurostat, przedstawił kilka tygodni temu raport na temat płacy minimalnej brutto w Unii Europejskiej. Z podanych danych wynika, że na początku ubiegłego roku najniższa płaca minimalna w krajach Unii była na Łotwie i wynosiła 129 euro. Niewiele wyższa była płaca minimalna na Litwie (159 euro), na Słowacji (183 euro), w Estonii (192 euro) oraz w Polsce, gdzie wyniosła 234 euro.
Jeszcze niższą płacę minimalną otrzymywali pracownicy zatrudnieni w krajach, które właśnie weszły do Unii Europejskiej: Bułgarii (82 euro) i Rumunii (90 euro).Najwyższa płaca minimalna obowiązywała natomiast w Luksemburgu i wynosiła 1503 euro. Kolejne miejsca w zestawieniu zajęły Irlandia, z kwotą 1293 euro, Holandia (1273 euro), Wielka Brytania (1269 euro), Belgia (1234 euro) i Francja (1218 euro). Znacznie niższą płacę minimalną mieli pracownicy w Stanach Zjednoczonych, która na początku ubr. wyniosła w przeliczeniu 753 euro.