Polskie firmy szukają nowych technologii w Izraelu
- W Izraelu działa ponad 300 międzynarodowych centrów R&D, w tym aż 40 zajmuje się cyberbezpieczeństwem. 20 proc. inwestycji w cyberbezpieczeństwo na świecie znajduje się w rękach izraelskich firm - mówi w rozmowie z Interią Shir Slutzky, attaché handlowa w Ambasadzie Izraela w Polsce.
Na współpracy z Izraelem mogą skorzystać także polskie firmy, które poszukują nowych technologii. - Pracujemy nad wieloma programami: e-mobility, systemy nawadniające i zarządzanie zasobami wody, rolnictwo, technologia medyczna, i - oczywiście - cyberbezpieczeństwo, które cieszy się największym zainteresowaniem dla obu stron - dodaje.
HLS and Cybersecurity Day, który organizuje Ambasada Izraela w Polsce to możliwość spotkania i wymiany doświadczeń miedzy polskimi i izraelskimi firmami, działającymi w obszarze cyberbezpieczeństwa. Na ile Polska jest dzisiaj atrakcyjnym miejscem dla izraelskiego biznesu?
Shir Slutzky, attaché handlowa w Ambasadzie Izraela w Polsce: - Przez ostatnie cztery lata każdego roku organizujemy takie wydarzenia. To cześć naszej misji w obszarze promocji technologii i gospodarki izraelskiej w Polsce. HLS and Cybersecurity Day to największe wydarzenie jakie zorganizowaliśmy dla sektora cyberbezpieczeństwa. Przybędzie ponad 200 gości z Polski.
- W organizację zaangażował się nie tylko departament gospodarczy Ambasady Izraela w Polsce, ale również Israeli Export Institute, Israeli National Cyber Directorate, działający przy Kancelarii Premiera Rady Ministrów w Izraelu, który jest odpowiedzialny za tworzenie polityki i strategii w obszarze cyber dla kraju. Do tego przyjedzie 16 firm, w większości działających w sektorze cyberbezpieczeństwa.
Gość specjalny to natomiast Ruth Shoham, była pułkownik w izraelskiej armii i członek jednostki 8200.
- Obecnie jest ona dyrektorem wykonawczym w Israeli National Cyber Directorate. Odpowiada za nawiązywanie i budowanie relacji między sektorem publicznym a sektorem prywatnym, a także za współpracę między państwami.
- Wartość dodana wydarzenia to jednak przede wszystkim sekcje business-to-business (B2B), możliwość spotkania i wymiany doświadczeń miedzy polskimi i izraelskimi firmami. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że udało się zaprosić tak dużą delegację. Mieliśmy wątpliwości na początku czy zechcą przyjechać. Na szczęście okazały się one nieuzasadnione. Popyt znacznie przekroczył liczbę dostępnych miejsc, co oznacza, że części chętnych musieliśmy odmówić. Może za rok zorganizujemy jeszcze większą konferencję.
Z Polski będzie minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz, a także delegacja z NASK-u, państwowego instytutu badawczego, który będzie wdrażać strategię cyberbezpieczeństwa w Polsce. Na ile jednak takie spotkania mają faktycznie potencjał biznesowy?
- Podstawowy cel to łączenie izraelskich firm, które przyjeżdżają do Polski na konferencję, z polskimi podmiotami. Organizujemy spotkania bilateralne. Mamy ich na liście ponad 150. To całkiem niezły wynik jak na jednodniowe wydarzenie. Chcemy właśnie otwierać drzwi dla takich spotkań. Z polskiej strony są obecne takie firmy jak PSE, banki, firmy energetyczne jak Energa, Enea i PGE, telekomy. Wartość dodana dla izraelskich firm to przede wszystkim możliwość spotkania z polskimi odpowiednikami, ocena możliwości biznesowych, szukanie przestrzeni dla wspólnych akcji, prac badawczych czy sprzedaży gotowych już rozwiązań. Wszystko zaczyna się od rozmowy. Tworząc odpowiednią przestrzeń, robimy pierwszy krok do tego, by z tych ponad 150 spotkań, które mamy, w przyszłości powstała jakaś historia sukcesu.
...i doszło do podpisania kontraktu biznesowego... To oznacza, że izraelskie firmy są gotowe, by swoje rozwiązania sprzedawać w Polsce?
- Wszystkie 16 firm, które przyjeżdżają do Polski obecnie już działa poza granicami Izraela, sprzedaje swoje rozwiązania i usługi w wielu miejscach na świecie. Polska nie będzie dla nich pierwszym rynkiem. Wiele z nich funkcjonuje globalnie, są one doświadczone w budowaniu relacji transgranicznych. Nie są to też start-upy. Przyjeżdżają poważne firmy w zaawansowanym stadium swojej działalności, z gotowym produktem, który mogą sprzedać. To nie firmy, które szukają finansowania czy partnera, który pomoże im w stworzeniu końcowego produktu.
Jakie technologie zatem te firmy oferują?
- Tym razem koncentrujemy się na ochronie infrastruktury krytycznej.
To bardzo szerokie pojęcie.
- To prawda. Mnóstwo sektorów można podciągnąć pod to pojęcie, mnóstwo systemów, które trzeba chronić. Dlatego mamy firmy, które są wyspecjalizowane w tworzeniu SOC, czyli Security Operations Center, które tworzą ochronę przed DDoS atakami, Zero Day Attack, kradzieżą danych i informacji, tworzeniu całych systemów bezpieczeństwa, zbieraniu danych, itd. Zaprosiliśmy firmę PCYSYS, która zbiera informacje z wielu źródeł, po to, by lepiej określić możliwe zagrożenia dla partnera, dla którego pracuje. Odbyli jak na razie kilka wizyt w niektórych krajach Europy. W zeszłym miesiącu byli m.in. w Rumunii.
- Firma ta jest unikatowa na skalę światową. Wykorzystuje wiele sposobów na zbieranie danych, ale to, co jest faktycznie przełomowe i wartościowe, to umiejętność przeanalizowania ogromnych baz w taki sposób, by odpowiednio wyciągnąć te najpotrzebniejsze informacje i w oparciu o nie budować całą strategię cyberbezpieczeństwa dla konkretnej firmy i zdefiniowanych warunków.
- Sporo uwagi chcemy poświęcić także zagadnieniom bezpieczeństwa krajowego i działających w jego przestrzeni firm kluczowych. Dlatego będziemy rozmawiać o bezpieczeństwie fizycznym podmiotów gospodarczych, w tym zabezpieczeniu przed wtargnięciem osób niepożądanych. Stąd technologie jak najnowsze systemy wizyjne i rozpoznawania twarzy. Zaprosiliśmy też firmę, która tworzy centra edukacyjne, przeprowadza symulacje i uczy jak chronić swoją firmę.
Edukacja w obszarze cyberbezpieczeństwa, szkolenie specjalnych zespołów odpowiedzialnych za utrzymanie standardów w firmie i - w razie, gdy będzie taka potrzeba - reagowanie i przeciwdziałanie zagrożeniu. To wciąż coś nowego w Polsce.
- CyberBit ma już tego typu centra w wielu miejscach na świecie. Są zainteresowani, by podobne stworzyć w Polsce. Izrael jest jednym z najbardziej zaawansowanych krajów w obszarze cyberobronności na świecie. Przyjmuje się, że zaraz po USA, to właśnie Izrael ma dzisiaj największe możliwości przeciwdziałania cyberatakom. Oczywiście Chiny i Rosja mają swoje systemy i rozwiązania, ale nie wydaje mi się dzisiaj, by dla polskich firm był to najlepszy kierunek biznesowy, w szczególności w obszarze cybertechnologii.
Wymiana doświadczeń także jest ważna. Kilka miesięcy temu PSE, jedna z kluczowych firm w Polsce, podpisała memorandum o współpracy z izraelską firmą Israel Electric Corporation (IEC). Czego polskie firmy mogą się zatem nauczyć od swoich odpowiedników w Izraelu?
- Israel National Cyber Directorate to instytucja niezwykle ważna w Izraelu, o czym świadczy już jej usytuowanie bezpośrednio pod premierem, która nie ma jednak odpowiednika w Polsce. Przynajmniej na razie. Będziemy dyskutować o tym, jakie dalsze kroki dla budowania bezpieczeństwa narodowego w obszarze cyberbezpieczeńśtwa w Polsce, powinny być zrobione.
Na wzór izraelski?
- Oczywiście nie przeniesiemy rozwiązań z Izraela jeden do jednego. Izrael może być jednak przykładem kraju, który ze względu na zagrożenia w regionie, był zmuszony na stworzenie własnego modelu rozwoju, który zapewni mu bezpieczeństwo. Izrael jest wyspą otoczoną przez wrogów. Wszystkie technologie, które zgrupujemy w obszarze bezpieczeństwa krajowego, cyberbezpieczeństwa, są rozwijane po to, by zapewnić dalszy byt państwa.
- Dajemy zatem możliwość poznania rozwiązań, technologii, które już działają, które są wykorzystywane i które zapewniają bezpieczeństwo naszego kraju. Część technologii wykorzystuje także Israel National Cyber Directorate, a to oznacza, że mówimy o naprawdę wysokim poziomie ich zaawansowania. Mało tego, są firmy, które tworzą systemy dla praktycznie wszystkich banków obecnych w Izraelu. Chcę także przypomnieć, że rząd w Izraelu doświadcza tysięcy prób ataków hackerskich każdego dnia. Doświadczenie zbudowane na przestrzeni lat opiera się na praktycznych przesłankach, nie teorii.
- Konferencja dla firm izraelskich jest o tyle interesująca, że przyjeżdżają one grupowo, będą zaprezentowane przed największymi i najważniejszymi firmami w Polsce, a tym samym mogą uczyć się od polskich konkurentów.
Jak to?
- Izrael ma swoją strategię cyberbezpieczeństwa, swoje systemy cyberobronne, co nie oznacza, że ten sam model sprawdzi się w innych zakątkach świata, np. w Polsce. To szansa, by nauczyć się jak Polska radzi sobie z bezpieczeństwem, jak mogą izraelskie firmy odnaleźć się w innych realiach, jak dostosować i spełnić oczekiwania takiego kraju jak Polska.
To oznacza, że polskie i izraelskie firmy mogą działać razem, tworzyć coś nowego wspólnie, próbować realizować jakiś wspólny program, np. z obszaru cyberbezpieczeństwa?
- Oczywiście. To już się dzieje. Polskie firmy technologiczne, banki poszukują technologii w Izraelu, podpisują kontrakty, kupują i przejmują. Nie mogę mówić o szczegółach, ale wiemy, że to się dzieje.
A jak to wygląda na poziomie rządowym?
- Dyrektor wykonawczy z Israel National Cyber Directorate spotka się z przedstawicielami rządu w Polsce. Porozumienie na poziomie rządowym jest oczywiście możliwe, ale fakt, że nie ma w Polsce wciąż jeszcze organizacji bądź instytucji, która zajmowałaby się tymi zagadnieniami, czyni to praktycznie niemożliwym. Brakuje odpowiednika dla Israel National Cyber Directorate.
Strategia dotycząca cyberbezpieczeństwa już jest.
- Nie jest jednak wciąż wdrożona. Czekamy. Jesteśmy gotowi by siąść do stołu i rozpocząć rozmowy, ale dopóki sytuacja nie wyklaruje się na poziomie rządowym, nie dojdzie do tego. Tym niemniej, na poziomie biznesowym firm prywatnych - współpraca jest bardzo silna. W departamencie ekonomicznym Ambasady Izraela w Polsce pracujemy nad wieloma programami: e-mobility, systemy nawadniające i zarządzanie zasobami wody, rolnictwo, technologia medyczna, i - oczywiście - cyberbezpieczeństwo, które cieszy się największym zainteresowaniem dla obu stron.
Jak długo jest pani w Polsce?
- Prawie dwa lata.
Widzi pani jakieś wyraźne różnice w tym jak myślimy o biznesie, jak rozwijamy biznes tu w Polsce, a jak to się odbywa w Izraelu?
- Po pierwsze w Izraelu jesteśmy bardzo zorientowani na realizację celu, jesteśmy mniej sformalizowani, skoncentrowani na tym, co dzisiaj, a zamiast tego patrzymy w przyszłość. W Polsce wygląda to zupełnie inaczej. Sprawy odbywają się w znacznie bardziej formalnym stopniu. Po drugie - czas. W Izraelu jak wysyłasz e-mail oczekujesz, że odpowiedź pojawi się w skrzynce najpóźniej następnego dnia. Jeśli mówimy o współpracy polsko-izraelskiej to raczej myślimy w kategoriach maratonu, nie sprintu. I to jest wyzwaniem. Czas, który potrzebujemy na negocjacje, na podpisanie kontraktu w Polsce jest znacznie dłuższy niż w Izraelu. Jest dłuższy nawet jeśli porównamy to do innych krajów europejskich. Rozmowy muszą być prowadzone na tym samym poziomie w hierarchii, decyzje podejmowane są najczęściej przez wysoko postawione osoby w organizacji. W Izraelu to wygląda inaczej. Nawet w największych firmach pracownik może iść do biura prezesa, zapukać i podzielić się swoim pomysłem. To coś całkowicie normalnego. Dlatego naszym zadaniem jest przygotowanie firm izraelskich, myślących o ekspansji do Polski, by były bardziej cierpliwe, by zrozumiały, że muszą pracować na odpowiednim poziomie, respektować hierarchię i działać bardziej formalnie. To rola ambasady, by tłumaczyć i przybliżać różnice między różnymi kulturami, także w ich biznesowym aspekcie.
- Różnice miedzy Polską a Izraelem są bardzo wyraźne. Może nam się wydawać, że jesteśmy z tego samego kręgu kulturalnego, ale na koniec dnia widzimy, że tak nie jest, a niektóre praktyki sprawiają, że niekiedy znalezienie wspólnego języka jest bardzo trudne.
Jak te różnice przekładają się na wspólne relacje i otwartość izraelskich firm na współpracę z polskimi odpowiednikami na miejscu?
- Dostrzegamy, że polskie firmy coraz chętniej spoglądają w stronę rynku izraelskiego. Niedawno PAIH zorganizowała spotkanie dla 70 firm, które są zainteresowane eksportem do Izraela. Oba kraje znalazły wspólne przestrzenie dla współpracy. Robi się naprawdę ciekawie.
Jak kształtuje się dzisiaj wymiana handlowa miedzy Polską a Izraelem?
- Jest to ok 1,2 mld dol. Izrael eksportuje do Polski towary za ok. 400 mln dol. Reszta to import, który trafia do Izraela, nie wliczając usług a więc i technologii. Warto dodać, że 1/5 inwestycji w cyberbezpieczeństwo na świecie znajduje się w rękach izraelskich firm.
- Dostrzegamy wyraźnie wzrost znaczenia eksportu żywności. Liczby te nie uwzględniają jednak usług, a przecież technologie traktujemy nie jako produkty, a właśnie usługi. Nie mamy jak tego potencjału oceniać, przez co podawana wartość obrotów handlowych jest znacznie niższa, niż w rzeczywistości. Mało tego część wymiany handlowej odbywa się przez międzynarodowe kampanie, a tego też nie widać w statystykach.
Izrael jest otwartym rynkiem dla międzynarodowych firm?
- Zdecydowanie tak. W Izraelu działa ponad 300 międzynarodowych centrów R&D, w tym aż 40 zajmuje się cyberbezpieczeństwem. Wszystkie, które przychodzą na myśl, to w Izraelu są obecne: GM, Facebook, Google, IBM, Intel, Apple, Microsoft. To naprawdę znacząca liczba ośrodków R&D dla kraju, który ma 8,5 mln mieszkańców. Izrael jest otwartym rynkiem dla firm z całego świata.
A jak to wygląda w przypadku sektorów tradycyjnych, tj. rolnictwo, budownictwo, transport, przemysł ciężki?
- Tradycyjny przemysł w Izraelu kurczy się. W latach 80. eksportowaliśmy głównie owoce. Dzisiaj jest to wiedza i hi-tech. Oczywiście mamy tradycyjne branże, ale nie są one specjalnie rozwinięte. Hi-tech w znacznie większym stopniu kontrybuuje do krajowego PKB niż pozostałe sektory.
- Rolnictwo w Izraelu jest oczywiście bardzo rozwinięte ze względu na położenie kraju. O ile myślimy o wykorzystywanej technologii, w tym agro-tech, food-tech. Są to bardzo zaawansowane branże. Nasze państwo usytuowane jest głównie na pustyni i musieliśmy na początku opracować technologie uprawy na niesprzyjającym terenie. Przez lata opracowaliśmy wiele unikatowych rozwiązań, m.in. w obszarze nawadniania i stworzyliśmy system doprowadzający wodę bezpośrednio do roślin, zamiast całego pola. Postawiliśmy też na poprawę nie tylko ilość, ale też jakość upraw. Sprzedajemy rozwiązania na całym świecie, od Kalifornii, poprzez Indie aż do Chin.
Czy polskie firmy są zainteresowane technologiami rolniczymi?
- Zdecydowanie mniej niż w obszarze cyber. Myślę że jest to problem PR-u i zrozumienia wzajemnych potrzeb. Ludzie w Izraelu myślą, że skoro w Polsce często pada, mamy zimę - to rolnicy nie są zainteresowani technologią nawadniania albo bardziej zaawansowanymi technikami upraw. Próbujemy wykreować przestrzeń dla spotkań i rozmów dla tego sektora. Po pierwszych próbach, pomimo tego, że zakończyły się sukcesem, to jednak oczekiwaliśmy czegoś więcej. Nie widzimy zbyt dużego popytu ze strony polskich firm dla tego typu technologii.
Chcemy jednak nowych technologii w Polsce. Poza cyberbezpieczeństwem, co to może być, jeśli rolnictwo nie cieszy się specjalnym zainteresowaniem?
- Jest tego całkiem sporo: elektromobilność, smart city, nowe technologie wytwarzania i nowoczesne materiały, technologie medyczne, biotechnologie, e-zdrowie.
- Na Europejskim Kongresie Gospodarczym mieliśmy swojego przedstawiciela, który opowiadał o tym jak Tel Awiw stał się smart city. Jest to dzisiaj jedno z najbardziej zaawansowanych ośrodków w tworzeniu i wykorzystaniu technologii smart na świecie. Daje to podstawy dla współpracy między polskimi i izraelskimi miastami.
Mamy w Polsce całkiem duży rynek, zwłaszcza jeśli porównujemy się do izraelskiego. Dlatego izraelskie firmy chcą być tu obecne na Wisłą? A może to jednak traktowanie Polski jako bramy do Unii Europejskiej i próba wejścia na unijny rynek? Nie możemy zapominać także o dużym programie wsparcia startupów, innowacji i prac badawczo-rozwojowych, na które przeznaczymy w najbliższych latach miliardy zł.
- Większość firm, z którymi współpracujemy nie startuje w żadnych konkursach grantowych. To skomplikowany proces, wymagający posiadania partnera biznesowego tu na miejscu. Większość z nich szuka klientów i dystrybutorów na rynku polskim.
- Faktycznie możemy mówić, że Polska ma duży rynek, ale - od razu podkreślę - nie jest on wystarczający. Ani dla izraelskich firm, ani dla polskich. Za każdym razem to powtarzam. Mało tego jest to jednak rynek dosyć skomplikowany. Dlatego przygotowujemy firmy do tego, że powinny się tu pojawić, poszukać kontaktów, zbudować relacje. Nie wystarczy przyjechać 2-3 razy. Muszą tu zainwestować. Tak samo, w teorii Polska może być bramą do Europy dla izraelskiego biznesu, ale - w praktyce - większość firm, które chcą przyjść tutaj nad Wisłę już działa w wielu krajach UE. Zwłaszcza jeśli mówimy o cyberbezpieczeństwie. Jest jednak sektor rozwijany w Polsce, który może być dla izraelskich firm miejscem pierwszego wyboru.
- To fintech. Po ostatnich przejęciach w sektorze finansowych wciąż jeszcze 50 proc. rynku bankowego w Polsce pozostaje w rękach zagranicznych podmiotów. Inwestycja w banki działające w Polsce dla niektórych firm może być bramą do ich właścicieli - platformą, pomostem, by z czasem rozszerzyć rynek.
- Mało tego Polska jest już dzisiaj hubem dla fintechów. Osiąga na tym polu faktycznie ogromne sukcesy i jest mnóstwo izraelskich firm, które już współpracują bądź chciałyby współpracować z polskimi bankami.
Banki szukają technologii.
- W zeszłym roku mieliśmy delegację pięciu największych banków działających w Polsce do Izraela. Pojechały tam, by szukać technologii: sposobów na wykrywanie prób ukrywania pieniędzy, finansowania organizacji terrorystycznych, prania pieniędzy, ale także autoryzacji transakcji, zabezpieczania danych, itd. Znam oba rynki bardzo dobrze, zwłaszcza tę część fintechową. Polskie banki są o wiele bardziej zaawansowane jeśli chodzi o digitalizację niż izraelskie, ale to izraelskie są znów znacznie lepiej zabezpieczone.
I to jest miejsce dla współpracy.
- Zdecydowanie, ale także dla wymiany doświadczeń.
A blockchain?
- Pojawił się taki temat, ale w mojej opinii polski rynek wciąż jest bardzo konserwatywny, jeśli chodzi o tę technologię.
W 2014 r. Times of Israel napisał w jednym z artykułów, że Polska i Izrael są gotowe do współpracy gospodarczej. Co się od tamtego czasu zmieniło?
- Wiele. W 2014 r. to było coś na wzór ustawiania się na linii startowej przed maratonem i ostatnie przygotowania do biegu. Szykowaliśmy się, ale wciąż nie wybrzmiał sygnał startowy. Naprawdę zaczęliśmy wtedy czuć, że sprawy zmierzają w dobrym kierunku. Tempa nabraliśmy dopiero w 2016 r. Dzisiaj widzimy ogromne zainteresowanie każdej ze stron. Każdego dnia otrzymuję zapytanie od polskiej firmy lub organizacji i odwrotnie - od izraelskich, by zorganizować delegację do Izraele lub do Polski. Brakuje mi ludzi by obsłużyć wszystkich. Rok 2017 był pod tym względem istnym szaleństwem, oczywiście w pozytywnym znaczeniu. Mieliśmy mnóstwo konferencji, wyjazdów, zapytań i wizyt.
Potrzebujemy jeszcze więcej wspólnych programów biznesowych, oficjalnych delegacji na poziomie rządowym, by dodatkowo promować współpracę gospodarczą?
- To zawsze pomaga. Nie jest to jednak konieczne, chyba że myślimy o startupach. Dla młodych technologicznych firm to bardzo ważne, by tworzyć możliwości nawiązywania kontaktów, by czuły one, że cały czas ktoś ich pcha do przodu. Startupy potrzebują więcej wsparcia niż rozwinięte firmy. Także na najwyższym szczeblu. Dla izraelskiego rządu to bardzo ważne, by coraz więcej firm wychodziło poza granice i osiągało globalny sukces. Wspieramy startupy w ich wzroście. Polska też chce to robić. Każda wspólna inicjatywa może więc pomóc.
Jaki może być kolejny krok we wspólnych polsko-izraelskich relacjach?
- Moim marzeniem jest by powstał zaawansowany poziom współpracy na poziomie rządowym w obszarze cyberbezpieczeństwa. Byłby to bardzo ważny etap w relacjach gospodarczych pomiędzy naszymi krajami. Czekamy jednak aż sytuacja w Polsce odnośnie do przyszłych decyzji, w tym ustawy i tworzenia strategii cyberbezpieczeństwa, będzie bardziej czytelna.
Rozmawiał Bartosz Bednarz