Ponad 25 mld zł z UE na rewitalizację polskich miast
Co najmniej 25 mld zł będzie do wydania w ciągu najbliższych siedmiu lat na programy rewitalizacji miast. To początek znacznie dłuższego działania, dzięki któremu ma poprawić się jakość życia ich mieszkańców. Choć o środki rywalizować będzie ponad 900 miast, eksperci podkreślają, że najlepsze efekty przyniesie koncentracja na najbardziej potrzebujących ośrodkach.
Narodowy Program Rewitalizacji Miast ma wystartować w tym roku. Do końca rozpoczętej perspektywy unijnej, czyli do 2020 r., do wydania będzie 25 mld zł pochodzących ze środków europejskich. Rząd zamierza dołożyć do tego także środki z budżetu oraz poszukiwać lokalnych partnerów.
Teoretycznie beneficjentem środków może być każde z 913 polskich miast. Buczek podkreśla jednak, że najlepsze efekty przyniesie przeznaczenie środków na mniejszą liczbę, ale większych projektów. Podkreśla znaczenie lokalnych partnerów, którymi mogą być samorządy, partnerzy prywatni oraz społeczności mieszkańców.
- Bardzo dobrze zrozumiała to premier Bieńkowska, mówiąc, że nie chodzi o remonty kamienic, że to są zjawiska dużo bardziej kompleksowe, ekonomiczno-społeczne. Chociaż zagadnieniami rewitalizacji objęte będą także tereny poprzemysłowe, powojskowe, postoczniowe, gdzie właściwie nie ma mieszkańców - mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Grzegorz Buczek, wiceprezes Towarzystwa Urbanistów Polskich.
W jego ocenie są trzy obszary, w których niezbędne są działania rewitalizacyjne. Pierwszy to przywrócenie życia w wyludniających się śródmieściach. To konsekwencja tego, że życie Polaków często koncentruje się wokół wielkich centrów handlowych, położonych przede wszystkim na obrzeżach miast. Z uwagi na ich szybką rozbudowę znacznie zmniejszyła się liczba sklepów na ulicach handlowych. Nie bez winy są też władze miast, które często doprowadziły do tego, że na reprezentacyjnych ulicach znajdują się same banki lub salony operatorów telekomunikacyjnych.
Drugim ważnym obszarem rewitalizacji jest ożywienie i poprawa jakości życia na osiedlach mieszkaniowych. W ostatnich latach, jak przekonuje Buczek, stały się one niebezpieczne i zaniedbane. Podobne doświadczenia mają za sobą urbaniści z krajów zachodnich.
- Najtrudniejsze są chyba miejsca, gdzie ludzie mieszkają i gdzie te negatywne zjawiska społeczne występują. Prostsze wydają się być zagadnienia rewitalizacji trzeciej grupy, czyli obszarów poprzemysłowych, powojskowych, bo tam właściwie nie ma użytkowników i operacje mogą być bardziej kompleksowe, bez całego problemu przesiedlania ludzi, dawania im mieszkań zastępczych, negocjowania z nimi - mówi Buczek.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
W jego ocenie proces rewitalizacji prowadzony w porozumieniu z lokalnymi społecznościami i angażujący je, nie zakończy się do 2020 r., lecz potrwa nawet kilkanaście lat. Żeby zwiększyć środki, ważne jest wykorzystanie między innymi partnerstwa publiczno-prywatnego. Buczek ocenia, że do 2020 r. uda się wydać wszystkie przeznaczone na Narodowy Program Rewitalizacji środki, ale ważne jest przede wszystkim to, na co zostaną one spożytkowane.
Dodaje, że na Narodowy Program nie można patrzeć w oderwaniu od innych planów i ustaw, takich jak np. rozpoczęty od 1 stycznia program "Mieszkanie dla Młodych".
- Rząd nie jest w tym wszystkim dostatecznie konsekwentny, bo ostatnio zostały uruchomione środki wspierające mieszkalnictwo dla młodych małżeństw i one to wsparcie ukierunkowują na obszary peryferyjne. Wydaje się, że nie ma w Polsce projektu mieszkaniowego związanego z tym programem, który mógłby być przypisany programowi rewitalizacji, na przykład lokalizowaniu mieszkań dla młodych małżeństw na obszarze poprzemysłowym - krytykuje Buczek.
Według wiceprezesa TUP, jedynie konsekwentny i szeroko rozumiany program rewitalizacji, uwzględniający także tzw. koncepcję ładu przestrzennego, może przynieść dobre skutki. Ważne jest zaangażowanie środków z różnych źródeł i współpraca pomiędzy projektami.