PPP - niespełniona nadzieja
Rozmowa z Januszem Lewandowskim, byłym ministrem przekształceń własnościowych, duchowym ojcem Programu Powszechnej Prywatyzacji.
,,Puls Biznesu": Panie Ministrze. Czy Program Powszechnej Prywatyzacji (PPP) był nieporozumieniem?
Janusz Lewandowski: Raczej powiedziałbym, że niespełnioną nadzieją. Jest on bolesną lekcją historii, która dowiodła, że nie ma drogi na skróty do prywatnej własności w systemie kapitalistycznym. Najgorsze było to, że był to wynalazek technicznie możliwy do przeprowadzenia i zaraźliwy.
Kto się nim zaraził?
Praktycznie wszystkie sieroty po komunizmie. Vouchery, kupony, certyfikaty - to był pomysł na prywatyzację bez kapitału praktycznie we wszystkich krajach bloku komunistycznego. Czy Pan wie, lub Czytelnicy, że patronem prywatyzacji mongolskiej był Dżyngis Chan. Jego wizerunek widniał na ich kuponach prywatyzacyjnych. W Polsce to było historyczne ciśnienie.
Czyje?
Prawie 40 milionów Polaków. Na to trzeba spojrzeć z perspektywy początku lat dziewięćdziesiątych: osiem tysięcy sześćset przedsiębiorstw "niczyich" i prawie czterdzieści milionów ludzi złaknionych własności. Nikt jednak nie docenił, nawet najwybitniejsi eksperci, siły komuny. Nikt nie przewidział, że taki proces nie rodzi trwałych praw własności, lecz jedynie zamieszanie.
Czyli to była pomyłka?
Z dzisiejszej perspektywy muszę przyznać, że próbowaliśmy rzeczy niemożliwej. Program oparty był na założeniach znanych w świecie. Podobnie rzecz organizowali Anglicy, na tym oparła się Margareth Thatcher. Tylko że tam w budżecie każdej rodziny jest pewna nadwyżka, która może być przeznaczona chociażby na włączenie się do takiego czy innego procesu oszczędzania. U nas okazało się, czego nie wzięliśmy pod uwagę, że preferencje płynności są zupełnie inne: prawo własności zostało natychmiast spieniężone.
Fałszywe założenie początkowe?
Dzisiaj, podkreślam - dzisiaj, jestem skłonny przyznać, że założenie było błędne. Później ono jeszcze bardziej się sprymitywizowało, czego wyrazem było chociażby 100 mln prezydenta Wałęsy czy łapówka dla załóg mająca ich przychylnie nastawić do prywatyzacji.
Łapówka?
A jak można określić ustawowy przydział akcji pracowniczych jak nie słowem łapówka? No, może historyczna łapówka, historyczna konieczność. Próba przywrócenia źródłosłowu pojęciu własność (świadectwa udziałowe odebrało 27 mln osób), próba nakłonienia do oszczędzania przez papiery wartościowe, powiększenia rynku o minimum milion uczestników. Niestety, wszystkie nieudane.
Kto więc zarobił na szczytnym PPP?
Chyba tylko firmy zarządzające. Do programu zostały włączone ekonomiczne trupy, bardzo szybko nastąpiła degeneracja zarządzania, pojawiło się polityczne dyskonto i ta formuła szybko się wyczerpała.
Czy ,,pogrobowcy" PPP, NFI, mają więc przyszłość?
Nie. To nie ma dalszego sensu.