Pracownicy lotniska w Radomiu boją się utraty pracy. "Wiele osób nie będzie potrzebnych"
Pracownicy lotniska w Radomiu obawiają się utraty pracy i to pomimo zapewnień władz portu, że przyszłość lotniska nie jest zagrożona. Zdaniem osób pracujących w porcie siatka połączeń jest "fatalna", a to sprawia, że świeci on pustkami. Pracownicy nie ukrywają, że obawiają się ewentualnej konkurencji ze strony Centralnego Portu Komunikacyjnego (CPK).
27 kwietnia minął rok od ponownego otwarcia lotniska Radom-Warszawa. Zbudowany za 800 mln zł port obsłużył w tym czasie 130 tysięcy pasażerów, choć terminal jest przygotowany na przyjęcie nawet trzech milionów pasażerów rocznie z możliwością rozbudowy do dziewięciu milionów.
Według pracowników lotniska w Radomiu powodem złej sytuacji ma być uboga siatka połączeń. I choć pojawiają się głosy, że wkrótce pojawią się nowe destynacje, to są dni, w których lotnisko w Radomiu nie obsługuje nawet jednego połączenia. Do tego kilka dni temu lotnisko straciło szykowane od czerwca połączenie do Ochrydy w Macedonii.
- Problem w tym, że bardzo trudno ożywić lotnisko, które w ogóle nie powinno było powstać - powiedział w rozmowie z Radiem ZET jeden z pracowników radomskiego portu.
Kolejne proponowane przez władze kierunki wydają się jednak zupełnie nietrafione. To głównie loty wakacyjne i czarterowe, w większości zbyt drogie na kieszeń przeciętnego mieszkańca Radomia i okolic.
Jednak, jak ustaliło radio, od kilku miesięcy trwa zamknięta rekrutacja na wiele nowych stanowisk. Wkrótce w porcie ma powstać tzw. strefa fly port, czyli minipark rozrywki, co ma zwiększyć atrakcyjność lotniska i przyciągnąć nowe kierunki.
Pracownicy boją się również, że planowana budowa CPK zupełnie zdegraduje radomski port. Na stole są dwa warianty: pierwszy z nich zakłada, że Radom stałby się lotniskiem wspomagającym rozbudowany port Chopina - obsługiwałby połączenia rzadkie i przesiadkowe, co odciążyłoby stołeczny port. Drugi mówi o zmianie charakteru portu na terminal typu cargo lub lotniczą bazę wojskową.
- Wygra opcja cargo lub wojskowa. Takie chodzą słuchy. Zwłaszcza w kontekście coraz bardziej napiętej sytuacji w Rosji i w Ukrainie - powiedział anonimowy rozmówca radia. - To oczywiście zupełnie przeformułuje naszą pracę. Wiele osób nie będzie już potrzebnych - dodał.
Załoga radomskiego lotniska to w dużej mierze mieszkańcy okolicznych miejscowości. Wprost przyznają, że port cywilny jest potrzebny - miał być lekarstwem na bezrobocie w regionie.
Jednym ze sposobów na zwiększenie obrotów samego lotniska, a także na ożywienie lokalnej gospodarki - co zaznaczają sami pracownicy - mogłyby być "rejsy emigracyjne".
- Mam syna w Danii. Musi zawsze jechać do Warszawy na samolot - przyznała w rozmowie z "Radiem ZET" jedna z mieszkanek Radomia. Według mieszkańców rejsy są potrzebne. - Tam, gdzie pracujemy, na przykład do Irlandii, do Niemiec, Belgii, Norwegii - wyliczają. Niektórzy wprost mówią, że bardziej opłaca się jechać np. na lotnisko do Krakowa. - Tu nie ma też tanich lotów. Są tu tylko oferty biur podróży lub drogi LOT - powiedział jeden z pracowników.
Obecnie z Radomia realizowane są tylko dwa regularne połączenia: do Rzymu i na Cypr.