Prawo dyskryminuje pacjentów domów opieki

NFZ nie finansuje pielęgnacji w domach pomocy. Pielęgniarki nie dostają podwyżek i masowo odchodzą z pracy. Senatorowie przygotowali projekt zmiany dwóch ustaw.

NFZ nie finansuje pielęgnacji w domach pomocy. Pielęgniarki nie dostają podwyżek i masowo odchodzą z pracy. Senatorowie przygotowali projekt zmiany dwóch ustaw.

Usługi pielęgnacyjne i rehabilitacyjne świadczone w szpitalach są finansowane przez NFZ. Jeśli jednak chorzy przebywają w domach pomocy społecznej, za takie usługi muszą płacić z własnej kieszeni. To dyskryminacja - podkreśla Mieczysław Augustyn, senator PO.

Do jej likwidacji ma się przyczynić senacki projekt nowelizacji ustawy o zakładach opieki zdrowotnej oraz ustawy o pomocy społecznej. W przyszłym tygodniu ma on być przedmiotem pierwszego czytania w Senacie.

Pensjonariusze domów pomocy społecznej (zarówno prywatnych, jak i państwowych) coraz częściej trafiają do tych placówek bezpośrednio ze szpitali, w bardzo ciężkim stanie zdrowia.

- Nie ulega wątpliwości, że muszą też częściej niż inni ubezpieczeni korzystać z różnorodnych usług medycznych. Jako świadczeniobiorcy ubezpieczeni w NFZ powinni mieć dostęp do odpowiedniej do ich stanu zdrowia pomocy medycznej w ramach powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego. Tak jednak nie jest - wskazuje senator.

Nieleczona nierówność

Spod tego ubezpieczenia wyłączone są usługi pielęgniarskie i specjalistyczne rehabilitacyjne. Z tego powodu dyrektorzy domów pomocy społecznej muszą zapewniać tego rodzaju usługi medyczne we własnym zakresie i pokrywać ich koszty z opłat wnoszonych przez mieszkańców domów, ich rodziny oraz gminy.

Niezgodne z prawem, w opinii senatora, jest także ponoszenie częściowych kosztów wspomnianych usług przez samorządy gminne. To bowiem nie należy do ich zadań.

Nie ma też obecnie ustawowych podstaw do zatrudniania przez DPS personelu medycznego. Usługi podstawowej opieki zdrowotnej wykonywane są najczęściej przez lekarzy rodzinnych, natomiast rehabilitację i całodobową pielęgnację wykonuje personel zatrudniony (i opłacony) przez domy pomocy.

- Zakres świadczonych przez nich usług jest objęty katalogiem uprawnień wynikających z obowiązku ubezpieczenia zdrowotnego, a w związku z tym powinien być finansowany przez NFZ - twierdzi senator.

Usługi pielęgnacyjne i rehabilitacyjne świadczone w szpitalach są finansowane przez NFZ. Jeśli jednak chorzy przebywają w domach pomocy społecznej, za takie usługi muszą płacić z własnej kieszeni

Zmiany są koniecznością

Tymczasem jednak przepis umożliwiający wykonywanie na terenie DPS usług pielęgnacyjno-rehabilitacyjnych przez zewnętrzne zakłady opieki zdrowotnej jest martwy. Także w przekonaniu NFZ nie ma praktycznego znaczenia. Ponadto rozbijałby zindywidualizowany system opieki nad pensjonariuszami DPS. Nawet, gdyby jakiś zoz lub spółka prywatna chciała świadczyć całodobowe usługi pielęgniarskie i rehabilitację na terenie domu pomocy, byłoby to niemożliwe, ponieważ żadne zarządzenia prezesa NFZ nie przewidują kontraktowania tego rodzaju usług.

Zmienić to ma nowela ustawy z dnia 12 marca 2004 r. o pomocy społecznej (Dz.U. nr 64, poz. 593 z późn. zm.). Wprowadza ona nową kategorię zoz: zespół opieki długoterminowej w domu pomocy społecznej. Ma on być integralną częścią DPS, w której pracować będą pielęgniarki i rehabilitanci. Zmiana ta ma umożliwić kontraktowanie usług pielęgnacyjno-rehabilitacyjnych w NFZ.

Ministerstwo Zdrowia nie chciało oficjalnie komentować propozycji senatorów. Nieoficjalnie jednak powiedziano GP, że problem nierówności mieszkańców DPS i pacjentów szpitali rzeczywiście istnieje. Podobnie jak nierówne traktowanie przez prawo pielęgniarek i rehabilitantów zatrudnionych w DPS. Czy jednak resort zdrowia poprze senackie propozycje? Jest to wątpliwe, ponieważ będą kosztowne. Oszacowano, że NFZ musiałby zapłacić za nie od 250 do 300 mln zł rocznie.

Wiadomo natomiast, że i bez tego sytuacja finansowa wielu domów pomocy jest zła. Przyczyną tego jest m.in. konieczność pokrywania kosztów usług zdrowotnych.

Domy w potrzebie

W domach pomocy społecznej prawie 2,5 tys. miejsc jest niewykorzystanych, a jeszcze kilka lata temu nie mogły one sobie poradzić z ustawiającymi się kolejkami zainteresowanych miejscem w takich placówkach.

W opinii Mirosława Przewoźnika z Urzędu Miasta w Rzeszowie, narastający wyż demograficzny i jednocześnie wzrastające zapotrzebowanie na całodobową opiekę - głównie pielęgniarską i rehabilitacyjną - wytwarzają sztuczny popyt na miejsca w będących pod opieką Ministerstwa Zdrowia zakładach opieki długoterminowej, głównie w zakładach opiekuńczo-leczniczych.

Jak wskazuje, w związku z tym, że ani rodzina pacjenta, ani gmina nie musi płacić za jego pobyt w takich placówkach (jedynie on płaci za to 70 proc. swojego dochodu), do ZOL-i ustawiają się obecnie kolejki oczekujących.

- Nie wszystkie osoby, które tam przebywają, wymagają tego. Bardzo często ich stan zdrowia wskazuje, że powinny albo wrócić do domu rodzinnego, albo być skierowane do domów pomocy społecznej - podkreśla Zbigniew Gadzała, dyrektor DPS w Mielnie w woj. zachodniopomorskim.

Taka sytuacja jednak, w opinii Agnieszki Halamy z DPS w Pile, nie odpowiada nie tylko gminom, które musiałyby dofinansować pobyt mieszkańca w domu pomocy, ale i rodzinom pacjentów, które również obawiają się uczestnictwa w kosztach utrzymania członka rodziny w DPS.

- Nie pomaga świadomość, że bardzo często długotrwałe przebywanie ciężko chorych lub niepełnosprawnych osób bez całodobowej opieki specjalistycznej, opieki najbliższych, a jedynie pod okiem sąsiadów, naraża je na utratę sprawności, zdrowia, a niekiedy nawet życia - mówi Mieczysław Augustyn.

Personel ucieka

Nie dość, że finanse domów pomocy i sytuacja dotycząca usług opiekuńczo-rehabilitacyjnych nie wygląda optymistycznie, to jeszcze większym pesymizmem - jak podkreślają dyrektorzy takich placówek - napawa fakt masowego odchodzenia personelu medycznego z DPS.

Jako osoby pracujące poza systemem ochrony zdrowia, pielęgniarki i rehabilitanci tracą resortowe uprawnienia pracownicze. Pielęgniarki z takich placówek nie zostały objęte zeszłoroczną ustawą podwyżkową. Co więcej, personel ten od lat jest gorzej opłacany, ponieważ wzrost jego uposażeń podnosiłby i tak wysokie koszty utrzymania w DPS ponoszone w całości przez mieszkańców, rodziny i gminy.

- Po coraz bardziej rosnącym w zakładach opieki zdrowotnej zapotrzebowaniu na personel, spowodowanym otwarciem rynków pracy Unii Europejskiej, pielęgniarki odchodzą z DPS do lepiej płacących zoz. Tam ponadto mogą liczyć na podwyżki wynagrodzenia - podkreśla Mieczysław Augustyn.

Według niego, jeśli taka sytuacja nie ulegnie zmianie, domom pomocy grozi katastrofa. Już teraz mieszkańcy DPS pozostają coraz częściej bez fachowego nadzoru pielęgniarskiego niezbędnego nie tylko przy dozowaniu leków, ale też m.in. przy koniecznym monitorowaniu stanu zdrowia, wymianie cewników czy pielęgnacji odleżyn.

Reklama

Izabela Rakowska-Boroń

Gazeta Prawna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »