Premier kontra kontrolerzy NIK
Jerzy Buzek ostro krytykuje pismo wiceprezesa Najwyższej Izby Kontroli dotyczące rzekomej korupcji w Ministerstwie Łączności. Właśnie to pismo było powodem urlopowania szefa tego resortu Tomasza Szyszki. Mimo to premier podkreśla, że było to pismo niekonkretne i nieodpowiedzialne.
"Nie opierało się na żadnych faktach, ani także na żadnych protokołach kontrolnych NIK-u. Nie było żadnych istotnych informacji, oprócz tego, że była w nim wzmianka o możliwości działalności korupcyjnej na terenie Ministerstwa Łączności" - uważa Buzek. Dlaczego zatem premier urlopował swojego ministra? Jerzy Buzek twierdzi, że to mało konkretne pismo dostał od wysokiego urzędnika państwowego i dlatego musiał je potraktować poważnie. Nie obawia się jednak, że informacje NIK-u wpłyną na wizerunek jego rządu: "Najbardziej obawiam się o wizerunek Najwyższej Izby Kontroli. Jeśli to była nieodpowiedzialna informacja, wtedy by się okazało, że jest to działalność bardziej polityczna niż po to by zwalczyć korupcję. Mam nadzieję, że tak nie jest. Mam nadzieję, że dowiemy się z badań, które przeprowadzi prokuratura, na czym polega problem" - zapewnia szef rządu.
Przypomnijmy na czym - według Izby - polega ten problem. Rzeczniczka Izby Małgorzata Pomianowska twierdzi, że zarzuty wobec Ministerstwa Łączności dotyczą między innymi niewłaściwego nadzoru nad procedurami przetargowymi na telefonię komórkową trzeciej generacji UMTS. Przetarg ten nadzorował doradca ministra Szyszki. Nieprawidłowości te miały wyjść na jaw podczas kontroli, którą Izba rozpoczęła jesienią zeszłego roku. Ale co ciekawe, po jej zakończeniu NIK nie postawiła zarzutów konkretnej osobie. Skierowała je ogólnie pod adresem resortu. A o nieprawidłowościach zawiadomiła prokuraturę i Urząd Ochrony Państwa.