Procesy byłych menedżerów

Ruszają procesy byłych szefów stoczniowych holdingów. To gangsterzy czy ofiary politycznej nagonki?

Ruszają procesy byłych szefów stoczniowych holdingów. To gangsterzy czy ofiary politycznej nagonki?

Od 2001 r. służby specjalne i prokuratura oskarżały i zatrzymały wielu menedżerów, których później sądy uniewinniały, bo biegli nie udowodnili im przestępstw. Czy podobnie będzie w przypadku byłych menedżerów Stoczni Gdynia (SG), na czele z Januszem Szlantą, i Stoczni Szczecińskiej Porta Holding (SSPH) z Krzysztofem Piotrowskim.

Dziś rusza bowiem proces byłych menedżerów SG, a 12 października SSPH. Ich winą jest to, że pod koniec ich rządów stocznie wpadły w tarapaty. Ale na ile jest to ich wina, a na ile efekt politycznych rozgrywek?

Reklama

Gospodarka i polityka

Menedżerowie mówią o podtekstach politycznych. I nie są w tym odosobnieni. "Dokonuje się spektakularnych zatrzymań, często w świetle jupiterów i kamer. Ta swoista demonstracja siły ma ukazać opinii publicznej zdecydowanie w ściganiu sprawców przestępstw tzw. białych kołnierzyków. (...) Zbyt pochopne sięganie po instrumentarium prawnokarne może doprowadzić do upadłości nawet znakomicie funkcjonujące przedsiębiorstwo" - napisał Lech Pilawski, były dyrektor generalny Polskiej Konfederacji Pracowdawców Prywatnych, w opinii dotyczącej postępowania organów ścigania wobec szczecińskich menedżerów.

Janusz Lewandowski, poseł Platformy Obywatelskiej, dwa lata temu skłaniał się ku opinii, że zatrzymanie menedżerów jest elementem nagonki politycznej. Dziś już nie wie, co o tym sądzić. Politycy zresztą wypowiadają się niechętnie. Sporo bowiem kosztowały ich obietnice ukarania prezesów głoszone przed ich zatrzymaniem. Janina Paradowska, komentatorka ,,Polityki", w komentarzu ,,Podejrzanie podejrzani", nie ukrywała zdziwienia faktem, że aresztowanie menedżerów ze Szczecina z miesięcznym wyprzedzeniem zapowiedział Krzysztof Janik, ówczesny minister spraw wewnętrznych. Skąd znał decyzję niezawisłego sądu?

- Zaangażowanie ministra wzbudziło podejrzenia co do niezależności i bezstronności organów ścigania - mówi Marek Koćmiel, były prezydent Szczecina.

Aresztowanie prezesów obiecywał też Jacek Piechota, ówczesny minister gospodarki. Wczoraj nie udało nam się z nim skontaktować. Wątpliwości budzi także sprawa zatrzymania prezesów SG. Farsą była informacja o liście gończym wysłanym za Januszem Szlantą, który sam zgłosił się do prokuratury. Polityczny aspekt sprawy sugeruje też pismo z końca ubiegłego roku Andrzeja Szarawarskiego, ówczesnego wiceministra skarbu, do resortu sprawiedliwości, w którym prosi o wpłynięcie na prokuraturę, by przyspieszyła działania związane z procesem menedżerów SG. Uzasadniał prośbę tym, że brak rozstrzygnięcia utrudnia restrukturyzację stoczni.

Za i przeciw

Sami menedżerowie wypowiadają się niechętnie, nie chcąc ujawniać linii obrony. Mają jednak wielu zwolenników. Dariusz Adamski, szef Solidarności w SG i członek rady nadzorczej, uważa, że stocznia nie straciła na ich działaniach ani złotego, zdaniem prokuratury - 31 mln zł. Silny oręż mają menedżerowie szczecińscy. Robert Gwiazdowski, prawnik z Centrum Im. Adama Smitha, nie zostawia suchej nitki na opinii biegłego. Prawnicy także uważają, że biegły nie ma pojęcia o zasadach funkcjonowania grup kapitałowych.

"Opinia biegłego zawiera szereg istotnych wad dotyczących aspektów prawnych działania holdingu. Tak np. biegły rozpatruje transakcje w oderwaniu od strategii holdingu" - napisał Stanisław Sołtysiński, wspólnik kancelarii Sołtysiński, Kawecki, Szlęzak.

Wczoraj i dziś

Arkadiusz Krężel, szef Agencji Rozwoju Przemysłu, wspomina, że byli menedżerowie wyprowadzili firmy na prostą, kiedy w połowie lat 90. były w równie złej kondycji jak dziś, m.in. podejmując wiele odważnych, innowacyjnych kroków. Rzeczywiście w połowie lat 90. wierzyciele konwertowali należności wobec SSPH, obejmując akcje po 1 gr za sztukę, a później sprzedawali je nawet po 24 zł. SG w 1996 r. miała 100 mln zł straty netto, a w latach 1997-99 skumulowany zysk netto sięgnął 200 mln zł.

W 2001 r. SSPH wpadła w tarapaty. Byt to efekt zbyt silnego złotego i konieczności budowania prototypowych statków. Zarząd SSPH zbyt optymistycznie ocenił też szanse wejścia na podzielony już między dużych graczy rynek paliwowy i rozpoczął budowę bazy paliwowej. W konsekwencji firma miała problem z finansowaniem produkcji i wstrzymała działalność. Jej kłopoty rykoszetem uderzyły w SG. Rząd obiecał pomoc za przejęcie kontroli. Menedżerowie oddali władzę w zarządach i trafili za kratki. Dziś obwiniają polityków, że zniszczyli stocznie.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: stoczni | procesy | ofiary. | gangsterzy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »