Protest kolejarzy to strzał samobójczy

Strajkiem na kolei jej pracownicy podetną sobie gałąź, na której siedzą. Mimo to nie zamierzają z niego zrezygnować.

Specjalnie na życzenie Komitetu Protestacyjno-Strajkowego Kolejarzy (KPSK) na dziś przesunięto spotkanie kolejowej komisji trójstronnej. Jednak kolejarze nie zamierzają skorzystać z szansy na negocjacje, jaką w tym spotkaniu widzą władze PKP i strona rządowa.

- Nasi przedstawiciele tam będą, ale nie zamierzamy podejmować tematu strajku - informuje Stanisław Kogut, przewodniczący KPSK.

To samobój

Jeśli zgodnie z zapowiedzią komitetu w środową noc staną wszystkie pociągi, będzie to wydarzenie bez precedensu. Nigdy bowiem do tej pory nie było na kolei strajku generalnego. Brak "doświadczeń" w tej materii nie pozwala precyzyjnie oszacować strat, z którymi muszą liczyć się wszystkie największe spółki przewoźnika. Jednak zarządzający nimi są zgodni, że na strajku wyłącznie stracą. Kolejarze strzelą sobie samobójczego gola.

Reklama

- Nikt do końca nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji takiego posunięcia. Nie rozumiem, dlaczego związkowcy nie chcą negocjować, zwłaszcza że kilku zasiada w radach nadzorczych spółek PKP i nie powinni działać na ich szkodę. Warunek, że będą rozmawiać wyłącznie z trzema wskazanymi osobami spoza władz PKP i rządu, pachnie szantażem - mówi Adam Wielądek, szef rady nadzorczej PKP.

- Podpisywaliśmy kolejne porozumienia i do dziś nic z nich nie wynika. Dlatego już nie chcemy rozmawiać z rządem - odpowiada Stanisław Kogut.

Niedźwiedzia przysługa

Paradoksalnie - nierentowna spółka Przewozy Regionalne, za którą przede wszystkim ujmują się kolejarze, może stracić na strajku najwięcej. Zmniejszą się dzienne, spadające z roku na rok, przychody wysokości 3,4 mln zł. Pogłębi się strata, która w 2002 r. przekroczyła 1 mld zł.

- Przewoźnik może na stałe utracić część klientów, zwłaszcza w transporcie pasażerskim, bo luka, którą błyskawicznie wypełnią przewoźnicy drogowi, będzie już nie do odzyskania - twierdzi Adam Wielądek.

- Przygotowujemy komunikację zastępczą, ale nie jesteśmy w stanie zorganizować jej dla wszystkich połączeń. Powstaje plan awaryjny dla linii, na które wykupiono najwięcej biletów okresowych, czyli dowożących do szkoły i pracy. Nadal jednak zakładamy, że nie wszystkie pociągi przestaną jeździć - mówi Małgorzata Kuczewska z PKP PR.

Bez taryfy ulgowej

Wierzy w to także zarząd PKP Cargo, która nadal kontrolują prawie 90 proc. rynku kolejowych przewozów towarowych. W 2002 r. spółka zarobiła 152,7 mln zł.

- Wystarczy kilka dni strajku, żeby przepadł cały roczny zysk spółki - denerwuje się Maciej Leśny, wiceminister infrastruktury.

- Jestem przekonany, że nawet jeśli dojdzie do strajku, to nie obejmie on pociągów towarowych. W ciągu doby obsługujemy 1300 pociągów i przewozimy 600 tys. ton towarów. Ewentualne opóźnienia byłoby bardzo trudno nadrobić, a większości tych towarów nie da się przewieźć ciężarówkami - twierdzi Janusz Mincewicz z PKP Cargo.

Stanisław Kogut rozwiewa resztkę nadziei.

- Jak strajk, to strajk. Wystąpiliśmy do Cargo, żeby się przygotowali i wcześniej usunęli pociągi z ładunkami toksycznymi, spożywczymi - mówi szef komitetu strajkowego.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: PKP | kolejarze | cargo | Stanisław Kogut | strzał | akcja protestacyjna | pociągi
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »