Prywatyzacja nie zasypie budżetowej dziury
52 miliardy złotych, zamiast zapowiadanych 18 miliardów. Do Kancelarii Premiera trafi dziś projekt przyszłorocznego budżetu, budżetu z gigantyczną dziurą. Ten deficyt budżetowy pomogłaby nam sfinansować prywatyzacja, ale - jak ostrzegają ekonomiści - pieniędzy ze sprzedaży firm może nie wystarczyć.
Problem w tym, że rząd nie ma planu awaryjnego na wypadek, gdyby sprzedaż państwowego majątku się nie powiodła. - Jeśli się tak nie stanie, będzie duży kłopot - przyznaje Zbigniew Chlebowski z Platformy Obywatelskiej.
Ekonomista Rafał Antczak uważa, że jeśli kryzys potrwa trochę dłużej, przychody ze sprzedaży majątku nie wystarczą i w 2011 r. trzeba będzie podnosić podatki - i VAT, i PIT. - Wybór jest po prostu, mówiąc wprost, między dżumą a cholerą. Wielkiego wyjścia nie mamy - stwierdza.
Zresztą rządowi zmniejszenie tej dziury politycznie się nie opłaca, bo na to - jak podkreśla dziennikarz RMF FM Konrad Piasecki - gabinet Donalda Tuska potrzebowałby straceńczej odwagi albo politycznej zgody, najlepiej z prezydentem. Nad tą budżetową dziurą wisi bowiem cień przyszłorocznych wyborów prezydenckich i obawa, by niepopularnymi decyzjami nie pogrążyć szans swojego kandydata. Rząd więc jednym tchem mówi o gigantycznej dziurze i o tym, że nie podwyższy żadnych podatków, będzie waloryzował renty, emerytury czy płace nauczycieli. A że nielogicznie? Trudno...
Czytaj również:
Graś dla RMF FM: Deficyt duży, ale pod kontrolą