Przedsiębiorcy: Żyjemy w zawieszeniu

Tomasz Siekierski, właściciel brodnickiej (woj. kujawsko - pomorskie) drukarni Multi właśnie się dowiedział się, że ma zapłacić wynagrodzenie za marzec piętnastu uczniom (którzy są w domach), a po jakimś czasie dostanie refundację. To oznacza dla niego wydatek ok. 6 tys. zł i to w czasie, gdy dostał informację, że jego poważny kontrahent "zawiesza płatności". - Czekałem na 20 tys. zł zapłaty za usługi - przyznaje.

Jego firma zajmuje się poligrafią i zaopatrzeniem instytucji w materiały biurowe.  Szacuje, że przychody w marcu spadły o jedną czwartą: - Spora część moich klientów to szkoły, przedszkola, hotele i restauracje. Nie działają więc nie zamawiają. Zamówienia mam obecnie jeszcze z urzędów i lokalnych firm. Ale tym drugim także kończą się potrzeby. -  A to oznacza, że przychody w kwietniu mogą być jeszcze niższe.

Zatrudnia 20 osób. Właśnie "zbiera" pieniądze na wypłaty. - Chcę ludziom zapłacić przed świętami, jeśli nie całą pensję to przynajmniej 80 proc. - tłumaczy, że zależy to od tego, ile wpłynie pieniędzy od kontrahentów.  Po to, by drukarnia mogła realizować istniejące zamówienia musi kupić papier. - Teraz zakupy mogę zrobić tylko za gotówkę - podkreśla. Czeka więc na wpłaty na konto firmowe i liczy, ile ma na pensje, a ile na kupno materiałów.

Reklama

Uwagi do pracy urzędów

Gdy zamknięto szkoły, przedszkola, restauracje i hotele Siekierski natychmiast napisał wnioski o prolongatę kredytu oraz składek i podatków. - Odpowiedź z banku dostałem po dwóch dniach. Przesunięto mi spłatę raty kredytowej. Wniosek złożyłem przez Internet - opowiada, dodając że niestety tak prosto nie jest z urzędami. Księgowa ma dzieci w wieku szkolnym, poprosiła więc o urlop opiekuńczy. - Pomimo to przyszła do pracy w sobotę i w niedzielę i wspólnie wyszukiwaliśmy i wypełnialiśmy kilkadziesiąt dokumentów potrzebnych dla ZUS i dla urzędu skarbowego.

Tomasz Siekierski opowiada ze smutkiem, że dowiedział się, iż w jednym z oddziałów ZUS skrzynki z korespondencją, którą wrzucają klienci, otwiera się raz na trzy dni. Pandemia tego zwyczaju ponoć nie zmieniła.

O prowadzeniu biznesu mówi: - Jesteśmy zawieszeni w próżni od kilku tygodni. Nie wiemy, jaką pomoc możemy uzyskać i kiedy. Jeśli nie dostaniemy realnej pomocy to po trzech miesiącach padnie z 30 proc. lokalnego biznesu. Jeśli stan zawieszenia potrwa dłużej - nie podźwignie się połowa.

Co dalej z przemysłem

Na biurokrację i "usztywnienie się" urzędników zwraca uwagę także Szymon Ryłko, który prowadzi w Czechowicach - Dziedzicach firmę zajmująca się outsourcingiem pracowniczym oraz legalizacją pobytu i pracy obcokrajowców Legalizacjapracy.pl.

- Oferujemy usługi wsparcia procesów produkcyjnych, logistycznych. Zatrudniamy przede wszystkim obcokrajowców w liczbie kilkuset. Tarcza antykryzysowa to do tej pory było pole minowe. Żaden z pomysłów rządu nie jest skierowany do firm naszego pokroju. Jeden ze znajomych przedsiębiorców dostał z urzędu skarbowego informację o tym, że jego wniosek o zwrot podatku VAT na trzy dni trafił do kwarantanny. A był to wniosek przesłany elektronicznie - przedsiębiorca nie kryje zdenerwowania.

Dla przyszłości jego firmy i pracowników ważne jest to co będzie się działo w przemyśle: - Jeśli firmy zaczną zwalniać pracowników, to nie będą potrzebowały takich usług jak nasze, ani pracowników - obcokrajowców.

Trudne rozstania

Marek Furczyk, przedsiębiorca z Katowic, właśnie otworzył  swoją działalność w słoikach - jako odpowiedź na aktualną sytuację, ale pod znakiem zapytania stoją jego dotychczasowe działalności. I to w sensie dosłownym. Prowadzi firmę gastronomiczną "Planeta smaku". 17 osób pracuje na etacie, kilkanaście ma umowy zlecenia. W tym kilkoro miało, bo niestety nie przedłużył ich. - Z niektórymi współpracowałem dziesięć lat, od początku istnienia mojej firmy. Takie rozstania nie są łatwe, ale staram się utrzymać firmę choć nie mam żadnych przychodów - wskazuje.

Marek Furczyk zaczął więc od dziś przygotowywać potrawy "W słoikach", pasteryzowane w wekach. Zaczął je sprzedawać on-line. - Musiałem coś wymyślić - wskazuje i zaznacza, że brak przychodów to jedno, a koszty i straty to drugie. - Nie mamy pomocy (choćby prawnej) ze strony administracji w rozmowach z właścicielami wynajmowanych lokali. Władza nie zastanawiała się zamykając gastronomię, ile żywności się zmarnuje, jakie będą straty. Te produkty, które mogliśmy - przetworzyliśmy, ale nie udało się uratować wszystkich.

Przedsiębiorca uważa, że dobrym pomysłem jest możliwość dania przedsiębiorcom szybkich kredytów płynnościowych. Ale te powinny być przeznaczone na działanie firmy, na zakup towarów, nie zaś na opłacanie składek czy pensji pracowników za czas postoju.  - Płacimy podatki, składki. Gdy politycy chcą to przeznaczają nasze pieniądze na projekty socjalne. Rząd wprowadził programy 500+, trzynastą, czternastą emeryturę. Ale gdy my potrzebujemy pomocy to jej nie dostajemy - mówi z żalem. Jego zdaniem składki powinny być umorzone na czas pandemii dla całego biznesu, który nie może działać, bo został zamknięty administracyjnie. Potrzebny jest też szybki i prosty system dopłat do pensji pracowników.

Aleksandra Fandrejewska

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: tarcza antykryzysowa | polskie firmy | polska gospodarka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »