Przemysł naftowy w USA w obliczu szoku cenowego

Wydłużanie się okresu niskich cen ropy naftowej wywoła prawdopodobnie długotrwałe szkody w zdolnościach produkcyjnych wielu krajów. W Stanach Zjednoczonych ujemne konsekwencje obecnego kryzysu mogą być opóźniane z uwagi na wysoką efektywność amerykańskich firm naftowych oraz pomoc ze strony rządu.

Opłacalność łupkowej ropy

W ostatnich tygodniach obserwujemy silne spadki cen ropy naftowej na rynkach światowych (o ponad 50 proc. od początku roku), spowodowane powstałym szokiem popytowo-podażowym. Pojawiające się analizy rynku surowca wskazują na spadek popytu na ropę i produkty jej rafinacji w wyniku pandemii koronawirusa. Według analiz banku Goldman Sachs popyt na surowiec może spaść nawet o 26 mln b/d, czyli o około 25 proc. całkowitej globalnej konsumpcji w najbliższym czasie - będzie to zatem najsilniejszy spadek w historii. W konsekwencji na rynku powstanie nadpodaż, która według firmy IHS Markit w 2020 roku może kształtować się w przedziale od 800 milionów do 1,3 miliarda baryłek. Prognozy zapasów ropy naftowej są zatem od dwóch do trzech razy większe niż miało to miejsce w okresie ostatniego załamania się cen surowca z przełomu 2015 i 2016 roku, kiedy to Organizacja Krajów Eksportujących Ropę Naftową (OPEC) "pompowała" więcej surowca, aby zwalczyć rozwijający się przemysł łupkowy w USA.

Reklama

W tych uwarunkowaniach inwestorzy szczególną uwagę zwracają na branżę petrochemiczną w Stanach Zjednoczonych, ponieważ kraj ten obecnie jest największym producentem "czarnego złota" na świecie (w tym szczególnie ropy z łupków) - wydobywa łącznie około 13 mln b/d. Ponadto, to Amerykanie najsilniej zyskali na redukcjach w wydobyciu, dokonanych przez członków grupy OPEC+. Od początku wprowadzenia tych cięć, tj. od 2017 roku, amerykańscy producenci zwiększyli swoje wydobycie o około 50 proc., co przełożyło się również na powiększenie wolumenu eksportowanego surowca i zdobyciu pozycji lidera w produkcji na światowym rynku.

Obecnie na rynku pojawiły się jednak obawy, że wydobycie ropy w USA, w tym głównie ropy łupkowej, może się obniżyć, ponieważ wielu producentów boryka się z problemami związanymi z zaciągniętymi kredytami oraz próbuje utrzymać swój udział w rynkach zbytu. Jest to o tyle istotne, że obecnie ropa z łupków stanowi około 62 proc. całkowitej produkcji ropy w USA. Dziesięć lat temu, w 2010 roku, produkcja z formacji łupkowych stanowiła zaledwie 12 proc. całkowitej produkcji w USA.

Zdaniem A. Abramov, szefa badań nad łupkami w Rystad Energy, większość produkcji łupków w USA jest "zagrożona obecnymi cenami ropy", a nowe projekty wiertnicze prawdopodobnie "zostaną stosunkowo szybko wstrzymane". Dlatego też analitycy, w tym m.in. IHS Markit, prognozują, że do IV kw. 2021 roku produkcja ropy w USA może spaść o 4,2 mln b/d do poziomu 8,8 mln b/d, czyli o około 32 proc. Pomimo jednak tych negatywnych prognoz dla Stanów Zjednoczonych, na rynkach pojawiają się pewne sygnały, które świadczą o możliwości opóźnienia tego procesu. Prognozowany obecnie szybki spadek produkcji w USA może bowiem ulec wydłużeniu w czasie, co ograniczy niekorzystne skutki dla branży naftowej.

Rząd USA wspiera producentów

W pierwszej kolejności warto zwrócić uwagę na pomoc, jaką amerykański sektor naftowy może uzyskać ze strony rządu. Władze w USA zapowiedziały, że będą chciały zapełnić zbiorniki wchodzące w skład strategicznych rezerw paliwowych (Strategic Petroleum Reserve, SPR), korzystając z niskich globalnych cen ropy naftowej. Obecnie stan zapasów ropy w USA szacowany jest na 634 mln baryłek i dlatego można byłoby zakupić jeszcze około 80 mln baryłek ropy. Pierwszy planowany zakup miałby dotyczyć około 30 mln baryłek ropy. Oferta miałaby zostać skierowana do małych i średnich producentów zatrudniających mniej niż 5000 pracowników.

Działania te miałyby wesprzeć przemysł naftowy, pomimo faktu, że zdaniem prezydenta D. Trumpa, niskie ceny benzyny są korzystne dla amerykańskiej gospodarki - szczególnie teraz, gdy dotknięta jest ona pandemią koronawirusa. Poza Stanami Zjednoczonymi podobne działania zapowiedziały i realizują obecnie Chiny, RPA czy Indie. W przypadku tego ostatniego kraju, władze w Delhi musiały je opóźnić, ze względu na rozprzestrzeniającą się epidemię. Natomiast Państwo Środka planuje zgromadzić zapasy w wysokości odpowiadającej importowi netto ropy na okres około 90 dni. Zgromadzone zapasy mają stworzyć bufory bezpieczeństwa dla gospodarki i chronić ją przed potencjalnymi zakłóceniami dostaw w przyszłości.

Na moment pisania artykułu Departament Energii w USA nie uzyskał jednak od Kongresu zgody na przyznanie 3 mld dolarów na pokrycie kosztów związanych z zakupem pierwszej transzy surowca. Pojawiły się jednak nowe informacje, zgodnie z którymi Departament Energii USA rozważa możliwość wynajęcia posiadanej powierzchni magazynowej dla krajowych producentów ropy naftowej, co pomogłoby im przeczekać okres niskich cen oraz dać czas na znalezienie nowych rozwiązań w walce ze spadającym popytem. W tym przypadku warto dodać, że USA, poza magazynami państwowymi należącymi do Departamentu Energii, posiadają dużą liczbę magazynów komercyjnych. Problemem jest jednak tempo przyrostu zapasów. Zbyt szybkie - mogłoby powodować problemy logistyczne, związane z przetransportowaniem nowo wydobytej ropy do tych magazynów, gdyż w sieci rurociągów mogłyby się tworzyć wąskie gardła przesyłowe.

Warto również dodać, że produkcja w USA, jak podkreśla Goldman Sachs, jest wysoce mobilna i charakteryzuje się krótkim czasem potrzebnym do jej zamknięcia i ponownego otwarcia. Na fakt ten zwraca także uwagę Agencja Informacyjna Departamentu Energii w USA (EIA) w swoim badaniu. Według EIA spadek ceny ropy WTI-Cushing przekłada się z 4-miesięcznym opóźnieniem na obniżenie się liczby czynnych platform wiertniczych w USA. Natomiast zmiana liczby aktywnych platform wiertniczych prowadzi do zmiany liczby wierconych nowych studni, co w rezultacie prowadzi do spadku w wydobyciu w ciągu kolejnych około dwóch miesięcy. W związku z tym analiza historyczna w USA pokazuje, że zmiany w wielkości produkcji występują zwykle z około 6-miesięcznym opóźnieniem po zmianie ceny ropy naftowej.

Reszta świata ma trudniej

Nieco inaczej wygląda to w innych krajach (m.in. w Kanadzie, Wenezueli, Iranie), dla których wydłużanie się okresu utrzymywania się niskich cen ropy naftowej wywoła długotrwałe szkody w zdolnościach produkcyjnych. Tym krajom trudno będzie w krótkim terminie powrócić do wcześniejszych mocy produkcyjnych, podczas gdy firmy naftowe w USA są na tyle elastyczne, że w przypadku ustabilizowania się sytuacji na rynkach mogą w relatywnie szybkim czasie zwiększyć zdolności produkcyjne.

Kolejną zaletą amerykańskiego sektora naftowego są relatywnie niskie koszty produkcji, na co uwagę zwrócili przedstawiciele spółek Exxon Mobil i Royal Dutch Shell. Ich zdaniem, amerykańskie spółki naftowe nie będą się śpieszyły z zamykaniem pól naftowych, nawet gdy ceny surowca będą dalej spadać po "zalaniu" rynków przez producentów z grupy OPEC+, ponieważ koszty zamknięcia poszczególnych pól są zbyt wysokie. Z ekonomicznego punktu widzenia bardziej opłacać się będzie dalej prowadzić produkcję, nawet odnotowując niewielką stratę przez jakiś czas. Co więcej, za utrzymaniem wydobycia przemawiają również wysokie koszty ponownego uruchomienia produkcji.

Amerykańscy producenci, nauczeni kryzysem nadpodaży do jakiego doszło w latach 2014-2016, zabezpieczyli dużą część swojej produkcji. Według badania przeprowadzonego przez norweską firmę doradczą Rystad Energy, która analizowała próbkę statystyczną firm zajmujących się wydobyciem ropy łupkowej (stanowiących około 38 proc. całkowitej produkcji ropy z łupków w USA), Amerykanie zabezpieczyli prawie 50 proc. swojej produkcji w 2020 roku przy średniej cenie wynoszącej 56 dol./b. Analiza pokazuje, że można zaobserwować rekordowy skumulowany wzrost zastosowanego zabezpieczenia dla cen ropy naftowej z wykorzystaniem strategii hedging.

Dlatego też, zyski finansowe dla grupy spółek wykorzystujących omawiane zabezpieczenia mogą wynieść nawet 10,5 mld dol., w przypadku gdy cena ropy WTI będzie oscylować wokół poziomu 40 dol./b, i potencjalnie wzrosnąć nawet do 17 mld dol., jeśli cena WTI wyniesie średnio 25 dol./b w 2020 roku. Potwierdzają to wyniki badań przeprowadzone przez Rystad Energy. Najnowsze wskazują, że "przemysł ma dobrą pozycję do łagodzenia skutków załamania się cen ropy w krótkim okresie, dzięki znacznemu wsparciu przepływów pieniężnych z kontraktów na instrumenty pochodne".

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Zmniejszyć produkcję

Wielu analityków wskazuje także, że alternatywnym sposobem na poprawę obecnej sytuacji jest ograniczenie wydobycia przez największych producentów surowca. W tej kwestii wypowiedziała się agencja Railroad Commission of Texas, regulująca produkcję ropy i gazu ziemnego w Teksasie, tj. trzecim co do wielkości obszarze produkcji tych surowców na świecie. Rozważa ona możliwość wprowadzenia redukcji wydobycia, podobnie jak miało to miejsce w 1973 roku. Ponadto niektóre spółki wydobywcze, w tym Oklahoma Energy Producers Alliance, wystosowały do agencji prośbę o natychmiastowe ograniczenie wydobycia ropy naftowej, zwracając uwagę, że ma ona obowiązek zapobiegać sprzedaży ropy naftowej na poziomach powodujących "marnotrawstwo gospodarcze".

Do kwestii redukcji wydobycia odniósł się również prezydent USA Donald Trump, który wcześniej apelował do Rosji i Arabii Saudyjskiej o zaniechanie "wojny cenowej". W jego ocenie Rosja i Arabia Saudyjska obniżą swoją produkcję w zakresie od 10 do 15 mln b/d, co stanowić będzie około 10-15 proc. globalnego popytu na surowiec. Informację tę potwierdził prezydent Rosji, który powiedział, że jego kraj jest gotowy do porozumień w ramach OPEC+ i ze Stanami Zjednoczonymi. Niemniej, taka redukcja jest możliwa tylko "po partnersku". Dodał również, że dla rosyjskiego budżetu państwowego korzystna jest cena ropy wynosząca około 42 dol./b. Porozumienie to może dojść do skutku tylko przy założeniu, że wszyscy producenci ropy naftowej połączą swoje siły i zdecydują się na obniżenie produkcji surowca.

W przypadku USA może się to okazać bardzo trudne, m.in. z tego tytułu, że sektor ten jest bardzo rozdrobniony, co stanowi duży problem jeżeli chodzi o możliwość rozdzielenia ograniczeń w wydobyciu. Ponadto, należałoby zmienić amerykańskie przepisy antymonopolowe dotyczące rynku ropy naftowej. Warto też podkreślić, że tweety prezydenta Trumpa nie zawierały żadnej obietnicy odnośnie przyłączenia się do redukcji wydobycia. W ocenie banków Citigroup i Goldman Sachs, nawet jeśli prezydent Trump jest w stanie zawrzeć globalne porozumienie w sprawie ograniczenia wydobycia ropy, to i tak nie da się go szybko zaimplementować, a po drugie jego aktualny, proponowany poziom jest niewystarczający (10-15 mln b/d). "Skoordynowana redukcja produkcji o około 10 mln b/d przez Arabię Saudyjską i Rosję, podobna do tego, co napisał prezydent Donald Trump, zajmie tygodnie i nie będzie wystarczająca, aby uratować rynki surowca". Podobnego zdania jest także Międzynarodowa Agencja Energetyczna, według której pomimo tak silnych cięć zapasy w II kwartale bieżącego roku mogą rosnąć o 15 mln b/d.

Pobierz darmowy program do rozliczeń PIT 2019

Kolejne dni mogą zatem pokazać w jakim kierunku pójdą producenci i jak to będzie wpływać na kształtowanie się globalnych cen ropy naftowej.

Jacek Suder, ekonomista NBP, doktorant w Katedrze Rynków Finansowych UEK

Opinie wyrażone przez autora nie reprezentują oficjalnego stanowiska NBP

Obserwator Finansowy
Dowiedz się więcej na temat: ropa naftowa | przemysł naftowy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »