Przesadna troska o Wróbla
Nie wyobrażam sobie, żeby zarząd, który będzie miał mnóstwo pracy w związku z komisją śledczą, mógł sto procent swej energii i czasu poświęcać Orlenowi, który jest w bardzo interesującym punkcie, ale też i wielkie zadania przed nim - stwierdził, nieustannie wcielający się w rolę premiera rządu, profesor Marek Belka, mówiąc o motywach swoich planów, które przewidują "daleko idącą rekonstrukcję" zarządu PKN Orlen.
No i wreszcie wszystko się wydało: prof. Belka jest wielkim przyjacielem prezesa Wróbla, z przerażeniem obserwuje, że ten jest coraz bardziej przepracowany i zdenerwowany, i chce mu oszczędzić stresu. A tak, wypłaci mu się ze 2 miliony odprawy, i niech sobie chłop odpocznie. Tym bardziej że pensja prezesa PKN Orlen, i rychła odprawa, przyda się następcy - jak już się okaże (o czym wszyscy poza prezydentem i samym zainteresowanym - dawno wiedzą), że Belka premierem to może i będzie, ale w przyszłym życiu.
Taka motywacja, jako żywo, przypomina taki dowcip, kiedy duszący dusił duszonego "dla jego dobra" i jeszcze mu przy tym ogromnie współczuł: o, jak ci gały na wierzch wyszły, o, i ślina ci cieknie, i jęzor jakiś taki siny... Szczególnie zabawnie brzmią natomiast słowa troski, że ponieważ PKN Orlen jest spółką publiczną, to wszystko musi odbywać się publicznie, "przy otwartej kurtynie". To zaiste jakaś nowatorska metoda zarządzania, podobnie jak ta, że skoro skarb państwa ma w radzie nadzorczej swoich przedstawicieli, to ma prawo "oczekiwać od nich działań zgodnie ze swoimi instrukcjami". A co na to kodeks spółek handlowych?