Rafał Woś: Glapiński szybciej na drugą kadencję?
Choć okres urzędowania prezesa NBP wygasa dopiero za pięć miesięcy, to prezydent Andrzej Duda już kilka dni temu zgłosił Adama Glapińskiego na drugą - dopuszczalną przez konstytucję - kadencję. Dlaczego tak szybko? Argumentów za takim rozwiązaniem jest w obozie władzy co najmniej kilka. Spójrzmy na najmocniejsze z nich.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
Pierwszy to napięta sytuacja międzynarodowa wokół Ukrainy. Możliwość realnej wojny w regionie nieuchronnie przyniesie także mocne zamieszanie gospodarcze. Ma sens, że w takiej sytuacji polskie władze wolałyby mieć stabilnie obsadzony kluczowy urząd w państwie. Bank centralny nie prowadzi wprawdzie bezpośrednio polityki zagranicznej albo obronnej (tym zajmują się u nas oczywiście prezydent i rząd). Ale NBP jak każdy bank centralny suwerennego monetarnie kraju wyznacza ramy, w których taką politykę można prowadzić. Innymi słowy: ma znaczenie czy kraj jest podatny na ataki walutowe albo czy rząd oraz szef banku centralnego podobnie widzą konieczność np. zwiększenia wydatków obronnych. Rządowa wierchuszka PiS-u i Glapinski znają się jak łyse konie. I w tym wypadku nie dziwi, że na wypadek dalszych napięć na wschodzie władza chciałaby wiedzieć, czego się spodziewać po gospodarzu banku centralnego z ulicy Świętokrzyskiej.
Druga sprawa to inflacja. Wiadomo ze wszystkich analiz, że jej szczyt ma przypaść na następnych kilka miesięcy. Narodowy Bank Polski ma w zarządzaniu wzrostem cen konstytucyjną i polityczną rolę do odegrania. Zadanie będzie oczywiście z gatunku tych bez dobrego rozwiązania. Jeśli bank centralny zajmie stanowisko łagodne (nie chcąc hamować gospodarki, ryzykować wzrostu bezrobocia i nie obciążać ludzi nadmiernym wzrostem ceny kredytu) to będzie krytykowany przez kapitał, mieszczańskie media i liberalną klasę średnią za "dopuszczanie szalejące inflacji". Jeśli jednak NBP będzie podwyższał stopy (na razie wygląda, że jeszcze trochę podwyższy) to dostanie od publiki burę, że ma za nic interesy kredytobiorców. W praktyce w tej trudnej sytuacji typu "i tak źle i tak nie dobrze" warto mieć w państwie przynajmniej jakąś stabilność. Druga (i zgodnie z prawem ostatnia) kadencja Glapińskiego dałaby pewnie trochę takiego spokoju w kluczowych miesiącach zarządzania pocovidowym wzrostem inflacji. Inflacji, która (warto to dodać) jest wyzwaniem we wszystkich krajach rozwiniętych i u wszystkich naszych sąsiadów.
I sprawa trzecia. Zjednoczona Prawica prowadzi politykę gospodarczą inną niż poprzednie rządy. I nie jest to zmiana kosmetyczna. W Polsce po roku 2015 nastąpiła poważna korekta wielu neoliberalnych zjawisk. Mocno urosły zarobki biedniejszej części społeczeństwa, wprowadzono 500+ i dodatkowe emerytury. Prócz tego mieliśmy dwa nadzwyczajne pakiety antykryzysowe (ta antycovidowa i antyinflacyjna). Do tego chodzi wdrażany teraz Nowy Ład czyli też de facto program mający na celu więcej podatkowej równości. Taka polityka ma jednak potężnych wrogów. Rekrutujących się głównie spośród tych, co są ze status quo odziedziczonego po III RP zadowoleni. To, że PiS-owi udało się w swojej korekcie neoliberalizmu osiągnąć całkiem sporo, to też jest w dużym stopniu zasługa cichego wsparcia jakie dawał im przez te lata NBP Glapińskiego. Gdy trzeba pomagając (bez zbędnego rozgłosu) utylizować dług publiczny i trzymając długo korzystne dla rozwoju społecznego niskie stopy procentowe. NBP i RPP pod wodzą Glapińskiego działały tu z resztą w jednym trendzie z największymi bankami centralnymi świata. Z amerykańskim Fedem czy frankfurckim EBC.
Plus jeszcze konik Glapinskiego, czyli rozbudowa niezłotówkowych zasobów kraju. Przez wielu wyszydzana i uznawana za niedzisiejszą. Rozwój wypadków pokazał jednak, że przecież to także "broń", której można (w razie potrzeby) użyć, by finansować z własnych środków pocovidową rozbudowę gospodarki. Oczywiście lepiej byłoby korzystać ze wspólnych unijnych pożyczek. Ale wiemy wszyscy jak jest. Komisja Europejska raczej nie przestanie tymi pieniędzmi Polski szantażować. Trzeba mieć więc w zanadrzu jakiś plan B i mieć na czym budować przeświadczenie, że Polska może (w razie potrzeby) zwiększyć deficyt i dług bez ryzyka nadmiernego osłabienia waluty.
Z tych przede wszystkim powodów nie dziwi zgłoszenie przez prezydenta Dudę Glapińskiego na drugą kadencję w roli szefa banku centralnego. I wielce prawdopodobne, że do jego wyboru dojdzie wcześniej niż w czerwcu. W naszym rozedrganym życiu politycznym obsadzanie banku centralnego zawsze było trochę bardziej spokojne stabilne i przewidywalne niż reszta spraw. Dla naszego państwa i stabilności systemu nie byłoby źle, gdyby mogło tak pozostać.
Rafał Woś
Autor felietonu prezentuje własne poglądy
***