Rafał Woś: Górnicy mają rację
Górnicy to uczciwi i rozsądni ludzie. I zazwyczaj mają rację. Tak było za czasów Margaret Thatcher w Wielkiej Brytanii. Tak było w latach 90., gdy pierwsi umieli krzyknąć "precz z Balcerowiczem". Tak jest i dziś, gdy ton transformacji energetycznej chcą nadawać neothatcheryści spod znaku "zielonej terapii szokowej". Nasze liberalne elity powinny się od górników uczyć. Zamiast tylko organizować na nich kolejne nagonki.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
Muszę kiedyś zebrać wszystkie "pieszczotliwe" określenia jakimi przez lata próbowano przezywać pracowników sektora węglowego oraz działające w tej branży organizacje związkowe. Zebrałoby się pewnie kilka tomów grubych niczym słowniki Lindego. Czego by tam nie było. Że górnicy reprezentują tylko "partykularne interesy". Że palą opony. Że to skandal, bo nie wierzą w okrągłe deklaracje kolejnych neoliberalnych garniturowców-restrukturyzatorów. Albo tak, jak teraz. Że ośmielają się domagać, żeby rząd dotrzymał zawartej rok temu ( a powtórzonej na szczycie w Glasgow) umowy społecznej o wyjściu z węgla do końca lat 40. I że znów górnicy niewiele sobie robią z oburzenia kolejnej generacji garniturowców-restrukturyzatorów. Tym razem już nie wolnorynkowych. Ale przecież posługujących się tą samą co wtedy logiką terapii szokowej. Tym dobrze znanym i brzydko pachnącym "nie mamy czasu do stracenia, trzeba działać szybko, a o kosztach porozmawiamy później".
Ale przecież każde dziecko wie, dlaczego liberalny/neoliberalny/zielony mainstream tak bardzo górników nie lubi. Sektora węglowego się nie lubi, bo... on ma rację. Tak, górnicy to twardzi ludzie, którzy zachowali trzeźwe spojrzenie oraz własne zdanie. Mają na dodatek na tyle odwagi oraz suwerenności, by głośno mówić jak jest. To stawia górników w totalnej opozycji do elit medialno-opiniotówrczych. Tych, co niczym kurek na dachu odwracają się za każdym najnowszym powiewem mody. Wczoraj byli liberałami. I łykali jak pelikany prawdy o "trudnych, ale koniecznych reformach" sprzedawane im przez biznesowych lobbystów przebranych za "obiektywnych ekonomistów". Dziś są zieloni i pewnie myślą, że się przez to staną się mniej prowincjonalni albo przestaną być "dziadersami". Aż strach pomyśleć, kim będą jutro.
Tymczasem górnicy nie stracili głowy i mówią jak jest. Stoją na stanowisku, że jak się na transformację energetyczną umówili, to trzeba się tych ustaleń trzymać. A my w Polsce mamy umowę społeczna zawartą w ubiegłym roku. I głoszącą wyjście z węgla kamiennego do końca lat 40. Jest to umowa kompromisowa, rozsądna i oparta o doświadczenia innych krajów. Takich jak Niemcy, którzy lubią się przedstawiać jako ekoprymusi. Ale nawet oni od węgla odchodzą od... lat 70tych. Czyli już prawie pół wieku. I jeszcze nie wyszli.
Ale to nie wszystko. Górnicy i górnicze związki to chyba jedyne środowisko w Polsce, które mówi otwarcie, że transformacja energetyczna musi być sprawiedliwa. Bo tylko wtedy będzie miała polityczny sens i tylko wtedy może liczyć na szerokie społeczne poparcie.
Co to znaczy transformacja sprawiedliwa? To znaczy taka, która będzie spełniała dwa warunki:
Po pierwsze, zostanie przeprowadzona tak, że w miejsce polskiego sektora węglowego powstanie nowa polska energetyka. Odnawialna, atomowa albo taka i taka. Chodzi o to, by nie skończyło się nową deindustrializacją. To znaczy zniszczeniem (w imię bycia prymusem) własnej branży energetycznej. I wpędzeniem się w konieczność ciągłego importu energii. Na przykład od Niemiec. Ale to nie koniec. Górnicy chcą, by nowa energetyka nie tylko istniała. Ale także by oferowała tyle samo pracy, co węgiel. I to nie pracy śmieciowej. Ale dobrej i stałej. Tego górnicy chcą bronić. I bardzo dobrze.
Po drugie - powiadają górnicy - nie może być tak, że w imię "ratowania planety" albo "pokazania się jacy to jesteśmy nowocześni" rachunek za transformację energetyczną zostanie przerzucony na biednych ludzi. Na przykład w formie szalejących cen energii. Co już teraz się dzieje. I na co zwracały uwagę górnicze związki w czasie sobotniej manifestacji pod siedzibą Komisji Europejskiej w Warszawie.
Byłoby dla nas wszystkich dużo lepiej, gdyby to górnicy nas przez transformację energetyczna przeprowadzali. Niestety, ton tej przemianie będą nadawały (jak zwykle z resztą) elity medialne i symboliczne. Niewiele z prawdziwych realiów rozumiejące. Ale chcące być zawsze na czasie. A politycy będą się na głos tych elit orientowali. Dlatego warto słuchać górników oraz widzieć ich perspektywę. Jeśli zostanie zagłuszona albo zamazana, to marny nasz los.
Rafał Woś
Autor felietonu prezentuje własne poglądy.
***