Rafał Woś: Wara od polskich płac, ekonomiczni "dusiciele"!
Najlepsza droga do trwałego dobrobytu w Polsce wiedzie przez dalszy wzrost płac. Nawoływanie do jego "zduszenia" to zbrodnia na naszej narodowej gospodarce. Nie możemy iść tą drogą.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
Strzeżcie się "dusicieli". A jest ich wielu. Krążą wygłodniali nad polską debatą ekonomiczną jak krogulce nad gniazdami mniejszych ptaków. Chwila nieuwagi i już. Gotowi zadusić, zadziobać i pożywić się cudzym kosztem.
Nasi ekonomiczni "dusiciele" mówią tak: "Aha, jest inflacja! Aha pensje rosną! No to znaczy, że mamy spiralę cenowo płacową! No to znaczy, że ludziom za dobrze się powodzi! Co trzeba zrobić?Oczywiście ZADUSIĆ płace!!! I wtedy spadnie inflacja. I wszystko będzie dobrze".
Otóż nie! Nie będzie dobrze. Odwrotnie - będzie bardzo źle.
Bo jeśli "dusicielom" się uda - i jeśli wymuszą swoim bezwstydnym lobbingiem i bezmyślną histerią - zduszenie wzrostu gospodarczego, płac i popytu w Polsce to jesteśmy ugotowani. Wrócimy dokładnie tam, gdzie byliśmy przez całe 25-lecie polskiego kapitalizmu. To znaczy wprost do pułapki niskich płac i związanych z nią: niskiego rozwoju i ogólnie niskiej jakości polskiej gospodarki. Polska na powrót stanie się "unijnym Bangladeszem" i "montownią" dostarczającą Niemcom i reszcie taniej siły roboczej oraz niedrogich komponentów.
Pomagajmy Ukrainie - Ty też możesz pomóc
"Dusiciele" niby chcą nas bronić przed inflacją. Ale to tylko pozory. Tak naprawdę ich "terapia dusząca" (jeśli się powiedzie) poskutkuje zamordowaniem tego, co nam się w ostatnich latach najbardziej w Polsce udało. Zniszczą to, że wreszcie stale rosnąca wydajność polskiej gospodarki zaczęła się przekładać na wzrost płac w całej gospodarce. A zwłaszcza w najważniejszym jej fragmencie czyli w przemyśle.
Wcześniej nie było to bowiem tak oczywiste. A płace przez lata nie nadążały za rosnącą wydajnością pracy. Mówiąc wprost znaczy to tyle, że polski pracownik pracował coraz produktywniej tworząc coraz cenniejsze dobra. Ale owoce tego wzrostu wartości nie trafiały do niego. Tylko pompowały nierówności w kraju albo były transferowane za granicę. To był - nie bójmy się tego słowa - zwyczajny wyzysk. Tak nie dało się zbudować dobrobytu. Tylko raczej jego pozory.
Tymczasem przecież tajemnica sukcesu bogatych zachodnich gospodarek polega właśnie na tym, że oni mają i jedno i drugie: łączą w sobie wysokie płace z wysoką innowacyjnością. Efektem tego jest właśnie wysoka wydajność pracy. W efekcie ludzie nie muszą pracować tam po 12 godzin. W przepisowe 8 godzin albo i mniej zrobią więcej niż biedacy przez cały dzień. Nie oznacza to, że tamci na Zachodzie są jakimiś nadludźmi albo jakoś bardzo się starają. Cała tajemnica polega na tym, że oni mają po prostu bardziej nowoczesną gospodarkę i siedzą wyżej w tzw. łańcuchach tworzenia wartości dodanej. Przykręcają kluczową ostatnią śrubkę do produktu stworzonego z dostarczonych im (tanio) komponentów. I zgarniają 80 proc. końcowej ceny wprowadzając produkt na rynek. Wysoka wydajność sprawia, że mogą lepiej płacić. Więcej nawet. Wysokie płace napędzają im gospodarkę tworząc chłonny rynek na te wszystkie drogie i wysoko przetworzone produkty.
My w Polsce od lat też chcemy iść tą drogą. Taki jest przecież sens naszego wyrywania się z "pułapki średniego wzrostu". I wiecie co? Ostatnio zaczęło się nam to nawet udawać. A widocznym znakiem był stały wzrost polskiej wydajności pracy. W 2015 współczynnik wydajności polskiego pracownika to było jakieś 47 proc. pracownika niemieckiego. W 2020 było 55 proc. Potem przyszła pandemia, ale na przełomie 2021 znów złapaliśmy oddech. W okresie od stycznia do kwietnia 2022 polska wydajność pracy urosła o 13,5 proc. Dobra wiadomość polega na tym, że najszybciej rośnie w przemyśle. To dobrze, bo pozwala nam produkować najcenniejsze rzeczy. I nie jest to wzrost sztuczny oparty na sterydach finansjalizacji. Ale na realnej gospodarce.
Co jednak najważniejsze - w przeciwieństwie do lat 90. albo pierwszej dekady XXI wieku - ten wzrost wydajności pracy przekłada się na mocny wzrost płac. Co pomaga nam budować gospodarkę zdrową. To znaczy taką, gdzie zyski przekładają się na wzrost ogólnego dobrobytu. A więc i na zwiększoną konsumpcję w kraju. Krajowa konsumpcja to zaś - wbrew temu co starają się głosić "dusiciele" - nie jest problem. Przeciwnie. To szansa i sens gospodarczego rozwoju. Dzięki temu, że polski rynek jest w stanie wchłonąć więcej produktów, można te produkty tworzyć, dawać pracę i dalej zarabiać. To jest właśnie ekonomiczne perpetum mobile, na którym Zachód zbudował swoje bogactwo. Nie na duszeniu. Nie na oszczędzaniu. Tylko na rozwoju.
To w takich warunkach sprawdza się na przykład ekonomiczne prawo Verdoorna-Kaldora. Polegające na tym, że im mocniej wzrasta PKB (także napędzane konsumpcją czy wydatkami rządowymi) tym bardziej wzrasta wydajność gospodarki. I tak sami - bez niczyjej łaski czy pomocy - wyciągamy się za włosy z kryzysów, pandemii czy wojen.
Ale tego nasi "dusiciele" nie rozumieją. Oni umieją tylko dusić, dławić i wygaszać. Dlatego nie wolno iść drogą, którą proponują. Tym panom i paniom już dziękujemy.
Rafał Woś
Autor felietonu prezentuje swoje poglądy i opinie
***