Ramotowski: Przymusowa restrukturyzacja banku, czyli spokój ciułacza

Banki zawsze upadały, a kiedy upadały ludzie tracili swoje pieniądze. Teraz jest inaczej - pieniądze drobnych ciułaczy są chronione przez państwo nawet w takich nadzwyczajnych sytuacjach. Ale jeśli zgromadziłeś fortunkę, czy może nawet fortunę, powinieneś uważać. Najlepiej - zgodnie ze starym jak świat przysłowiem - nie wsadzaj wszystkich jaj do jednego koszyka.


Powiedzmy od razu - nie ma najmniejszych powodów do paniki. To nie jest tak, że banki w Polsce będą upadać jeden za drugim, nawet teraz, w tych wyjątkowo niesprzyjających im warunkach. Jakie to są okoliczności? Niemal zerowe stopy procentowe, spodziewane pogorszenie się jakości kredytów w wyniku kryzysu gospodarczego i recesji, zmasowane roszczenia frankowiczów, bardzo wysoki podatek bankowy.

Nie ma strachu

Przez minione 10 lat od poprzedniego kryzysu polski nadzór mocno pracował nad tym, żeby polskie banki były silne i miały wysokie kapitały. I większość z nich jest silna, kapitały mają bardzo wysokie, więc mają z czego pokrywać straty. Inna sprawa - bardzo niska rentowność banków i duży kłopot, jaki będą miały, z odbudową kapitału w przyszłości.

Reklama

Słabe banki to w Polsce wciąż zdecydowana mniejszość. Na koniec października zeszłego roku takich, które miały straty było 20 - dziewięć komercyjnych i 11 spółdzielczych. Ich aktywa w sumie stanowią ok. 9,9 proc. całego polskiego sektora. Łącznie było to 1,1 mld zł strat przy prawie 8 mld zł zysku wszystkich pozostałych.  

Ale nawet od straty do upadłości daleka droga. W sytuacji, w jakiej znajdują się niektóre polskie instytucje, a więc przy pogarszającej się sytuacji finansowej, przy stratach lub groźbie ich wystąpienia, rysującym się niebezpieczeństwa niewypłacalności lub utraty płynności, a przy tym rosnącej liczbie zagrożonych kredytów, powinny one zacząć realizować plany naprawy. Każdy bank ma taki plan i gdy jego sytuacja się pogarsza, powinien go zacząć wprowadzać w życie.

Ile czasu może trwać "naprawianie" banku?

W niesprzyjającym otoczeniu może potrwać długo, nawet parę do kilku lat. W tym okresie "słabnąca" instytucja może starać się o to, żeby przejęła ją silniejsza. Tylko nie łudźmy się, że chętnych do przejęcia ustawia się długa kolejka. Słaby bank to słaby zwrot z zainwestowanego kapitału i ewentualny przejmujący zdaje sobie sprawę, że będzie musiał do niego dołożyć. A aktualni właściciele banku zawsze skłonni są uważać, że ich instytucja, to jak rodowe srebra - jest droższa niż ktokolwiek gotów zapłacić.

Jak pamiętamy, gdy ostatnio upadły Idea Bank wchodził na giełdę w 2015 roku sprzedawał swoje akcje po 32 zł za sztukę. To były czasy! Historyczne minimum, jakie osiągnęły jego papiery wynosiło 1,202 zł, czyli warte były wtedy ponad 26 razy mniej. Tuż przed rozpoczęciem przymusowej restrukturyzacji akcje kosztowały 1,588 zł. Każdy akcjonariusz mógł sobie policzyć, ile stracił.

Kiedy "naprawianie" banku nie wychodzi, a - jak już powiedzieliśmy - w obecnych warunkach może być zadaniem bardzo trudnym, trzeba, żeby bank upadł. Może być to zwykła upadłość, w postępowaniu przed sądem, jaką prowadzi się wobec wszystkich innych przedsiębiorstw.

W przypadku banku ma ona jednak podstawową wadę - trzeba wypłacić od razu gwarantowane depozyty. Dopiero po jej przeprowadzeniu, co może potrwać wiele lat, można sprzedać "masę upadłościową", i odzyskać pieniądze. Może się zdarzyć - i tak najczęściej zdarzało się w przeszłości - że z "masy" będzie znacznie mniej pieniędzy niż środków wypłaconych na gwarancję depozytów.

Przymusowe przejęcie

Od 2016 roku można stosować tzw. "resolution" określane w Polsce jako przymusowa restrukturyzacja. To nie jest jedna procedura - możliwych jest kilka różnych narzędzi i wariantów, a ich użycie zależy od organu "resolution" (w Polsce jest to Bankowy Fundusz Gwarancyjny). To, który z nich wybierze, zależy także od sytuacji upadającego banku, jego wielkości, portfela klientów itp.

Nie wchodząc w skomplikowane szczegóły najważniejsze jest, że "resolution" pozwala sprzedać bank "za złotówkę", a zdecydowana większość stosowanych w niej narzędzi przewiduje także nawet całkowite umorzenie kapitału. To znaczy, że właściciele banku, akcjonariusze, posiadacze jego obligacji podporządkowanych - tracą dokładnie wszystko. Tak zdarzało się zresztą w różnych krajach już wiele razy. W 2017 roku globalna grupa Santander przejęła za jedno euro Banco Popular Español, szóstego największy wówczas bank w Hiszpanii.

Całe szczęście, ze wprowadzono taką możliwość, bo dzięki "wywłaszczeniu" właścicieli, którzy bądź co bądź powinni wykazać się odpowiedzialnością za prowadzenie banku także w trudnych czasach, możliwa jest lepsza ochrona depozytów. Możliwe jest także to, żeby państwo nie musiało do upadłości dopłacać ze środków publicznych, co było normą po poprzednim kryzysie.

Dzięki temu sytuacja jest zupełnie inna niż było to w przypadku niedawnych upadłości SKOK-ów. Przypomnijmy, że od 2014 do końca 2019 roku BFG wypłacił deponentom z upadłych SKOK-ów prawie 4,37 mld zł, a ponad 680 mln zł dołożył bankom, które zdecydowały się upadłe instytucje przejąć, żeby miały z czego pokryć straty. W sumie SKOK-i kosztowały do końca 2019 roku ponad 5 mld zł.

Spokój ciułacza, nerwy akcjonariusza i obligatariusza

Wszystko to jest także po to, żeby zapewnić spokój drobnym ciułaczom. Skoro więc nim jesteś i trzymasz w jednym banku nie więcej niż 100 tys. euro - nie masz się czego bać. Oczywiście bez względu na to, w jaki sposób twój bank upadnie, dowiesz się o tym, gdy już upadnie i będzie po wszystkim. Bo decyzje o upadłości podejmowane są w ścisłej tajemnicy. Dlaczego?

Właśnie dlatego, żeby nie wzbudzać paniki wśród drobnych ciułaczy. Mogłaby ona drogo kosztować, zarówno ich samych, jak też cały system finansowy. Ale tak, czy inaczej - twoje pieniądze są bezpieczne, a dostęp do nich będziesz miał najpóźniej w ciągu siedmiu dni, bo to gwarantuje europejskie prawo. Na ogół jednak jest to znacznie szybciej.

Co innego, kiedy byłeś nieostrożnym "dawcą" kapitału dla niewłaściwego banku. Kupiłeś jego akcje albo obligacje. Mechanizmy "resolution" pozwalają - jak już wspomnieliśmy - żebyś stracił wszystko, bez względu na to, czy jesteś giełdowym rekinem, czy drobnym leszczem. Oczywiście - można iść do sądu, liczyć na podważenie wyceny lub na to, że po przeprowadzeniu całego procesu zostanie jednak do podziału jeszcze jakaś porcja kapitału. Z reguły bywa z tym jednak krucho.          

Oczywiście, do sądów idą rekiny. Globalne fundusze obligacji, które na swoje nieszczęście kupiły "wywłaszczone" papiery Banco Popular Español do dziś sądzą się w sprawie jego upadłości. Pierwsza w Europie "resolution" austriackiego Hypo Alpe-Adria Bank (przeprowadzona w 2014 roku jeszcze zanim uchwalono ogólnounijne prawo) spowodowała silne napięcia niemiecko-austriackie z powodu zaangażowania niemieckich banków w tę szemraną instytucję.

Ale "resolution", czy też przymusowa restrukturyzacja pozwala na jeszcze jedno - ochronę depozytów niegwarantowynych, czyli powyżej 100 tys. euro. A więc osób, które w bankach trzymają fortunkę lub nawet fortunę. A także oszczędności zdeponowanych na rachunkach przez przedsiębiorstwa. Gdyby wobec Idea Banku zastosowano zwykłą upadłość, wszystkie te pieniądze by przepadły, bo BFG nie miałby obowiązku ich zwracać. 

Przejęcie "zorganizowanej" części Idea Banku przez Pekao pozwoliło przenieść do niego wszystkie rachunki i depozyty, a więc także środki przekraczające limity gwarancji. Przypomnijmy, że gwarancje do 100 tys. euro obowiązują dopiero od 2009 roku i wprowadzenie ich w Polsce zawdzięczamy unijnemu prawu. W USA gwarancje są jeszcze bardziej hojne, bo obejmują depozyty do 250 tys. dolarów.

Ale to nie znaczy, że za każdym razem uda się znaleźć chętnego na przejęcie "zorganizowanej" części banku wraz ze wszystkimi depozytami. I może się okazać, że pomimo poszukiwania najbardziej korzystnych dla ochrony deponentów mechanizmów przymusowej restrukturyzacji kwoty większe niż 100 tys. euro po prostu przepadną. Dodajmy, że nie ma na świecie systemu gwarancji depozytów, który byłby w stanie zagwarantować wszystkim wszystko. Nawet w USA, gdzie gwarancje są znacznie wyższe, w systemie gwarancyjnym jest zaledwie nieco ponad 1 proc. wszystkich pieniędzy objętych gwarancjami.

Co zrobić z fortunką?

Najlepiej rozdzielić ją pomiędzy różne banki. Stabilnych i wiarygodnych banków w Polsce jest znacznie więcej niż tych, które się chwieją, wiec nawet przy sporych pieniądzach jest w czym wybierać. Co więksi przedsiębiorcy już zresztą tak robią - angażują do obsługi swoich rachunków po kilka banków.

To oczywiście musi kosztować. W bankach poddanych presji niemal "zerowych" stóp mocno spada wynik odsetkowy. Chcą to nadrabiać opłatami i prowizjami i można przypuszczać, że za prowadzenie rachunku, na którym jest 100 tys. euro, trzeba będzie trochę zapłacić. Takie czasy - bezpieczeństwo kosztuje.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Kiedy bank upada, lepiej przez dzień lub dwa nie robić nic, niż narobić sobie kłopotów. Bo choć upadłość z punktu widzenia technicznego prowadzona jest teraz bardzo płynnie, działa rachunek, karta, aplikacja, itp. a "przerwy techniczne"  trwają zaledwie kilka godzin, to czujni są cyberprzestępcy. Mało kto wie, jak wyglądają strony internetowe różnych polskich banków, a dla cyberprzestępców przejęcie banku to okazja, żeby nieostrożnemu klientowi podstawić fałszywą stronę, a w ten sposób wyłudzić jego hasło lub przelew na rachunek przestępcy.  

Sam zresztą BFG ostrzegał klientów Idea Banku przed atakami tych, którzy próbowali podstawiać im fałszywe strony Pekao do zalogowania, albo rozsyłać smsy kierujące do takich stron. Najlepiej więc w takiej sytuacji być czujnym i podejrzliwym, a każdą otrzymaną informację sprawdzać na wszystkie sposoby. W naszych czasach upadek banku to nie żaden dramat. I oczywiście trzeba pamiętać, żeby w terminie spłacać kredyty, bo nowy właściciel na pewno się o nie upomni.   

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: bank | bankowość
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »