Reguła która nie wyjdzie nam na dobre
Zdaniem głównego ekonomisty Wealth Solutions Macieja Bitnera proponowana na szczycie reguła wydatkowa nie wyjdzie nam na dobre.
Choć jestem zwolennikiem reguł fiskalnych i popieram kierunek obrany w tym względnie na unijnym szczycie, uważam, że można było przy tej okazji ustalić coś sensowniejszego niż powtórzenie zapisów traktatu z Maastricht.
Postulat maksymalnego dopuszczalnego deficytu na poziomie 3 proc. PKB nie jest dobry z dwóch powodów. Po pierwsze taki limit deficytu jest zbyt wysoki. Dla krajów mających problem z nadmiernym poziomem długu jest to wciąż zbyt dużo, by szybko sprowadzić zadłużenie do rozsądnych poziomów. Milcząco przyjmuje się kontrowersyjne założenie, że dług publiczny jest w gruncie rzeczy dobry, chyba że występuje w nadmiernych ilościach, kiedy to jest szkodliwy dla gospodarki. Reguła ma na celu zapewnienie stabilności finansów publicznych, a równie ważne jest ograniczenie wypierania prywatnych inwestycji poprzez to, że pierwsze w kolejce po pożyczki jest ciągle państwo.
Po drugie sztywne ustalenie maksymalnego deficytu rodzi problemy związane z przestrzeganiem takiej reguły. Z jednej strony osiągnięcie 3 proc. deficytu w czasie recesji, gdy ten sam poziom był w czasie boomu, może być politycznie bardzo trudne. Z drugiej strony twarde przestrzeganie sztywnej reguły powoduje dużą zmienność polityki fiskalnej, co jest samo w sobie szkodliwe dla gospodarki i działa procykliczne.
Lepsze byłoby ustalenie niższego poziomu maksymalnego deficytu (powiedzmy w przedziale 1-2 proc.), ale doprecyzowanie, że chodzi deficyt strukturalny, czyli saldo budżetu skorygowane o fazę cyklu koniunkturalnego. Innymi słowy państwa mogłyby nie ciąć wydatków w czasie recesji, zmuszone byłyby za to do powściągania ekspansji w czasie boomu. Byłoby to politycznie znacznie prostsze do utrzymania, gdyż nie obcinano by świadczeń jednocześnie wtedy, gdy ludzie tracą pracę. Łatwiej byłoby też uniknąć sytuacji, że cała unia dotknięta recesją przymyka oko na przekraczanie deficytowych norm. W trakcie spowolnienia byłyby one luźniejsze, czemu towarzyszyłoby zaciskanie pasa w trakcie dobrej koniunktury, kiedy to trudniej o powszechną zgodę na łamanie traktatowych postanowień.
Wynegocjowana w zeszłym tygodniu na szczycie Unii Europejskiej w Brukseli umowa międzyrządowa o ściślejszej dyscyplinie finansowej w 26 krajach Wspólnoty ma być zawarta do marca. Poinformował o tym europosłów przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy na ostatniej w tym roku sesji w Parlamencie Europejskim. Zaostrzona dyscyplina finansowa będzie oznaczać większą kontrolę nad wydatkami państw UE, co z kolei ma pomóc w walce z kryzysem zadłużenia w strefie euro. Umowy nie podpisze Wielka Brytania.
Szef Komisji Europejskiej Jose Barroso oświadczył, że kompromis z Londynem nie jest niemożliwy, bo Unia nie może przystać na warunki Brytyjczyków. Wyjaśnił, że wprowadzenie specjalnego protokołu, dotyczącego transakcji finansowych, czego domaga się Wielka Brytania, zagrażałoby integralności rynku wewnętrznego.
Informacyjna Agencja Radiowa(IAR)
Wiceminister finansów Ludwik Kotecki poinformował w tym tygodniu, iż w liście skierowanym do komisarza UE ds. gospodarczo-walutowych Olliego Rehna przekona go do tego, że Polsce uda się w 2012 roku ograniczyć deficyt sektora finansów publicznych poniżej 3 proc. PKB.