Robert Gwiazdowski: Wojna na pieniądze

Gdyby wybuchła wojna nuklearna to już nic nie będzie mieć znaczenia. Jak nie wybuchnie, to pozostają 4 warianty: Rosja się wycofa, zatrzyma się na Dnieprze, a reszta Ukrainy pozostanie niepodległa, zatrzyma się co prawda na Dnieprze ale stworzy rząd kolaboracyjny w Kijowie, albo zatrzyma się dopiero na Bugu. Tylko w pierwszym przypadku możemy liczyć na normalizację sytuacji. W pozostałych przypadkach wojna ekonomiczna Zachodu z Rosją będzie trwać. Przy pomocy broni finansowej - przekonuje Robert Gwiazdowski w najnowszym felietonie dla Interii.

BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami

Gdy w 2004 roku NBP wydał raport o konieczności szybkiego przystąpienia Polski do strefy euro napisaliśmy w Centrum Adama Smitha raport, że w dyskusji o euro należy pamiętać o prawniczej paremii Cycerona: argumenta non numeranda, sed ponderanda sunt (dowodów/argumentów nie należy liczyć, należy je ważyć).  I po zważeniu wyszło nam, że nie ma się po co do strefy euro spieszyć...

Reklama

Kryzys subprime z 2008, a potem zadłużeniowy kryzys grecki z 2011 potwierdziły nasze stanowisko. Sceptyczni wobec euro stali się nawet różni  prominentni ekonomiści. Profesor Belka, który jeszcze w 2011 roku będąc prezesem NBP stwierdził w rozmowie z PAP, że "musimy zrezygnować z części suwerenności aby ratować euro", po pięciu latach zmienił zdanie i na łamach Rzepy ogłosił "euro jest jedną z przyczyn kryzysu w Unii Europejskiej. Wymuszało integrację, co spotyka się z bardzo szerokim oporem społecznym. Wspólna waluta musi zejść na drugi plan". I tak moim zdaniem było. Jednak dwa lata później pan profesor znowu zmienił swoje zdanie na takie, jakie miał trzy lata wcześniej i podpisał apel do premiera Morawieckiego abyśmy jednak szybko przyjęli euro. Mówiłem wówczas, że ja osobiście to chętnie przyjmę każdą ilość, ale państwu nie polecam.

Po ruskim napadzie na Ukrainę trzeba znowu zważyć argumenty. Zważyłem i zacząłem zmieniać zdanie. A i tak nie od razu. Dopiero po trzech dniach - gdy Amerykanie i Niemcy zdecydowali się w końcu na zastosowanie prawdziwych sankcji ekonomicznych - głównie finansowych. Bo te które ogłosili pierwszego dnia wojny to była gra pozorów.

Zacząłem zmieniać zdanie, nie dlatego, że wcześniej się myliłem, tylko dlatego, że sytuacja się zmieniła. Ojciec nowożytnego konserwatyzmu - Edmund Burke - na którego w polityce zagranicznej i społecznej powoływała się Margaret Thatcher (w polityce gospodarczej powoływała się na Adama Smitha), który w młodości był Wigiem, stał się Torysem też nie dlatego, że zmienił zdanie. Tylko  dlatego, że zmieniła się sytuacja. Więc jak ktoś mi piszę, że przejrzałem na oczy, to znaczy, że sam nie przejrzał.

Zważmy więc argumenty. Co wpłynęło na tak szybką i tak gwałtowną zmianę podejścia Zachodu do Rosji? Ugodowi zazwyczaj Demokracji pozamieniali się w "jastrzębie". Niemieccy socjaldemokraci z SPD, odwrócili filary swojej polityki energetycznej i militarnej.  Dlaczego?  Nie wiem, ale się trochę  podomyślam. Po pierwsze Chiny upomniały się o Tajwan. USA uznały, że ważne jest osłabienie Rosji - dziś potencjalnie najgorszego (z amerykańskiego punktu widzenia) sojusznika Chin. A nastarczyła się okazja. A po drugie... 27 lutego senator Marco Rubio, napisał na Twitterze, że "rosyjscy wojskowi powinni starannie pomyśleć, zanim zastosują się do ostatnio wydanych rozkazów". Jakich? Sugestia, czy nie chodzi o broń nuklearną wywołała oburzenie i posądzenia o "oszołomstwo". Po pięciu godzinach Putin ogłosił, że postawił siły strategiczne (nuklearne) w stan podwyższonej gotowości bojowej. Rubio publicznie pokazał (nie sądzę, żeby było to niepotrzebne gadulstwo), że amerykański  wywiad tym razem ma dobre informacje. Jakie one są, skoro podjęli tak stanowcze działania? Raczej dla nas niedobre.

Gdyby wybuchła wojna nuklearna to już nic nie będzie miało znaczenia. Jak nie wybuchnie to pozostają 4 warianty: Rosja się wycofa, zatrzyma się na Dnieprze, a reszta Ukrainy pozostanie niepodległa, zatrzyma się co prawda na Dnieprze ale stworzy rząd kolaboracyjny w Kijowie, albo zatrzyma się dopiero na Bugu. Tylko w pierwszym przypadku możemy liczyć na normalizację sytuacji. W pozostałych przypadkach wojna ekonomiczna Zachodu z Rosją będzie trwała. Przy pomocy broni finansowej. Euro staje się taką właśnie bronią. U zarania było ono projektem politycznym a nie ekonomicznym - co wytykałem jego zwolennikom. Prace nad jego wprowadzeniem przyspieszyły po wybuchu wojny na Bałkanach o niepodległość tamtejszych republik. Wtedy chciała jej Macedonia, Chorwacja, Słowenia. Dziś chce jej Ukraina. Znowu mamy więc do czynienia z polityką. Tylko w innej skali i dotykającą nas bezpośrednio.

Oczywiście wejście do strefy euro nie wzmocni Polski ani militarnie, ani politycznie (wbrew temu, co piszą niektórzy) ani nawet ekonomicznie. Ale zmniejsza ekspozycję złotego na ostrzał na "rynkach finansowych". A zauważę, że "rynki" te jakość nie wyraziły ani swojego oburzenia rosyjską agresją ani poparcia dla Ukrainy. Jeden z moich "ulubieńców" - Goldman Sachs - 31 stycznia raportował, że "efektem napięcia między Rosją a Ukrainą mogą być przerwy w produkcji z powodu ograniczenia dostaw gazu" ale "skutki handlowe będą prawdopodobnie ograniczone". Po wybuchu wojny analitycy Goldmana oszacowali, że "dyskonto w związku napięciami geopolitycznymi wynosi 5 proc. w przypadku S&P 500 i 8 proc. w przypadku Euro Stoxx", a "baryłka ropy może osiągnąć latem cenę 125 dolarów". Potem zamilkli. Jak BP, Shell, Ford, ogłosili wycofanie się z Rosji, "Goldmaniątka" siedzą cicho. Podobnie jak JP Morgan. W sumie się nie dziwię. Przecież "najlepiej zarabia się wówczas, gdy krew się leje na ulicach". Oczywiście nie zarabiają na tym, a wręcz tracą, przedsiębiorstwa przemysłowe. Zarabia jedynie "przemysł finansowy" - produkujący pieniądze. Co im może zrobić Polska? Może odbierze dotację 20 mln zł, którą rząd przekazał Morganowi na... otworzenie biura w Warszawie? A USA i UE coś im zrobić mogą - zwłaszcza jak podjęły już tak zdecydowane działania finansowe wobec Rosji. My sami nie obronimy złotego, tak jak sami Ukraińcy nie obronią Kijowa.

Robert Gwiazdowski

Autor wyraża swoje poglądy

***

Felietony Interia.pl Biznes
Dowiedz się więcej na temat: wojna Rosji z Ukrainą | wojna w Ukrainie | Ukraina | Rosja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »