Rogoff: Deglobalizacja to straty dla wszystkich
Pandemia koronawirusa przyspiesza odwrót od globalizacji, rozpoczęty już przez prezydenta USA Donalda Trupa "wojnami handlowymi" z Chinami. Chaotyczne wycofanie się z globalizacji doprowadzi do wielu bardzo poważnych problemów dla wszystkich państw - pisze ekonomiczny guru Kenneth Rogoff.
"Dzisiejsze ryzyko wyniszczającego przekroczenia poziomu deglobalizacji w stylu lat 30. XX wieku jest ogromne, szczególnie w kontekście pogłębiającego się pogorszenia stosunków amerykańsko-chińskich. I głupotą jest myśleć, że chaotyczne, kryzysowe wycofanie się z globalizacji nie przyniesie więcej - i znacznie poważniejszych - problemów" - napisał ekonomista w artykule opublikowanym na stronach Project Sindicate.
Kenneth Rogoff jest profesorem Uniwersytetu Harvarda. W latach 2001-3 był głównym ekonomistą Międzynarodowego Funduszy Walutowego, a wcześniej doradcą ekonomicznym Rady Gubernatorów amerykańskiego banku centralnego Fed. Duże znacznie dla polityki gospodarczej rządów w ostatnich latach miała zauważona przez niego zależność, że gdy dług publiczny w danym kraju rośnie do ponad 90 proc. PKB to słabnie szansa na kontynuację wzrostu gospodarki.
Pandemia koronawirusa spowodowała już w styczniu zamknięcie fabryk w wielu częściach Chin. W ten sposób kluczowe ogniwa globalnych łańcuchów dostaw zostały przerwane. Z Państwa Środka przestały płynąć dostawy dla europejskich i amerykańskich koncernów motoryzacyjnych, farmaceutycznych, chemicznych, technologicznych, do wielu innych gałęzi przetwórstwa przemysłowego. Politycy zaczęli mówić - trzeba te ogniwa zabrać z Chin i ulokować gdzieś "bliżej".
Gdyby tak się stało oznaczałoby to odwrócenie trwającego od lat 80. zeszłego stulecia trendu przenoszenia produkcji do Azji, do czego główną zachętą była wtedy tania siła robocza w tamtych krajach. Napędziło to rozwój światowego handlu i globalizację. Teraz przed gwałtownym odwróceniem tego trendu Kenneth Rogoff przestrzega. Dlaczego?
Już po dojściu do władzy prezydent USA Donald Trump zaczął walkę z globalizacją, wypowiadając wielostronne umowy o wolnym handlu i zastępując je bilateralnymi porozumieniami z pojedynczymi partnerami. Wprowadził wysokie cła na znaczną część importu towarów z Chin, co zresztą wcale nie poprawiło konkurencyjności amerykańskiej gospodarki i bilansu wymiany zagranicznej. Po wybuchu pandemii prezydent USA nasilił deglobalizacyjną retorykę.
"Nawet Stany Zjednoczone, z bardzo zróżnicowaną gospodarką, wiodącą światową technologią i silną bazą zasobów naturalnych, mogą odczuć znaczny spadek realnego PKB w wyniku deglobalizacji. W przypadku mniejszych gospodarek i krajów rozwijających się, które nie są w stanie osiągnąć masy krytycznej w wielu sektorach i często brakuje im zasobów naturalnych, załamanie handlu odwróci wiele dekad wzrostu" - przestrzega Kenneth Rogoff.
W jego ocenie sytuacja może być podobna do tej z lat 30. zeszłego wieku, kiedy Wielki Kryzys globalizację zatrzymał, a po nim nastąpił okres deglobalizacji. Z historii pamiętamy dobrze, czym się skończył. Dodajmy, że bardzo silne załamanie polskiej gospodarki w latach 30. było wynikiem wojny handlowej z Niemcami. To właśnie za jej pośrednictwem echa Wielkiego Kryzysu trafiły nad Wisłę i były dla naszego kraju wyjątkowo niszczące.
Gdyby globalizacja przynosiła same korzyści, a nie wyrządzała szkód, nie byłoby zapewne o czym dyskutować. Owszem, dała szansę rozwoju zacofanym gospodarkom i wyciągnęła miliardy ludzi ze skrajnego ubóstwa. Ale w rozwiniętych spowodowała rozrost nierówności.
Konkurencja w handlu wywarła ogromną presję na cięcie kosztów i obniżki wynagrodzeń w Europie Zachodniej i w USA. "Globalizacja finansowa (...) zwiększała zyski międzynarodowych korporacji oferując nowe instrumenty inwestycji zagranicznych dla bogatych (...) - pisze Kenneth Rogoff.
Taki model globalizacji - określany przez inna gwiazdę światowej ekonomii Daniego Rodrika hyperglobalizacją - jest na dłuższą metę niemożliwy do utrzymania. Szczególnie konieczne jest "wzmocnienie siatki bezpieczeństwa socjalnego w gospodarkach rozwiniętych i - w miarę możliwości - również na rynkach wschodzących" - pisze Kenneth Rogoff.
"Ale budowanie odporności nie oznacza burzenia całego systemu i rozpoczynania od nowa" - dodaje.
Ekonomista zwraca uwagę, że to USA, jako hegemon gospodarczy i polityczny, zbudowały aktualny ład po to, żeby czerpać z niego korzyści. Globalizacja i pozycja dolara jako podstawowej waluty rezerwowej pozwalają dziś rządowi USA i korporacjom amerykańskim pożyczać znacznie więcej niż ktokolwiek. Wraz ze wzrostem taryf i konfliktów globalizacja finansowa zmniejszy się przynajmniej proporcjonalnie, a to oznacza trudniejsze warunki finansowania dla amerykański firm oraz - być może - znaczny spadek popytu na dług zagraniczny USA. Tymczasem ten niebotycznie rośnie.
Odwrócenie globalizacji może oznaczać całkowitą zmianę w środowisku niskiej inflacji i stóp procentowych - prawdopodobnie inflacji a wraz z nią stopy zaczną rosnąć. Jeszcze trudniej będzie zmotywować rozwijające się gospodarki do ograniczenia emisji dwutlenku węgla, bo ich udział w światowym handlu wywiera silną presję na to, żeby się pod tym względem dostosowywały. Za to zapłaci cały świat kolejnymi klimatycznymi kryzysami.
O ile deglobalizacja zagraża USA, dramatycznie może zaszkodzić najbiedniejszym krajom świata, nad którymi wciąż wisi groźba ogromnego ryzyka tragedii humanitarnej w związku z pandemią. Deglobalizacja może oznaczać, że nie będą miały żadnych atutów w światowym handlu i przestaną czerpać z niego jakiekolwiek korzyści.
"Jeśli deglobalizacja pójdzie za daleko, żaden kraj nie zostanie oszczędzony" - konkluduje Kenneth Rogoff.
ram