Rosja sama będzie potrzebować dużo gazu tej zimy
Gazprom nie jest skłonny dostarczać do Europy więcej gazu niż przewidują umowy. Eksperci wskazują, że koncern chce w ten sposób przekonać Komisję Europejską do zgody na uruchomienie Nord Stream 2. Nie bez znaczenia może być też jednak fakt, że po poważnych awariach w zakładach firmy i w obliczu mroźnej zimy w Rosji chce mieć ona pewność, że będzie w stanie zaspokoić popyt na rynku wewnętrznym.
- Pojawiają się opinie, że swoją zachowawczą polityką handlową Gazprom chce przekonać Europę, że warto jak najszybciej wydać pozwolenie na uruchomienie Nord Stream 2. Ale w grę może wchodzić też inna przyczyna. Koncern miał problemy z awariami w zakładach produkcyjnych. Na dodatek obecnie Rosja odczuwa skutki wczesnej i mroźnej zimy, co wskazuje, że popyt wewnętrzny może być w tym sezonie wyjątkowo silny. Rosja ma wypełnione magazyny w Rosji i zapewne nie udostępni zgromadzonego tam gazu na zewnątrz, licząc się z dużym zapotrzebowaniem krajowym - mówi Interii Anna Mikulska z Centrum Studiów Energetycznych Instytutu Bakera na Uniwersytecie Rice'a w Houston w stanie Teksas.
Jej zdaniem, niezależnie od kwestii geopolitycznych i celu, jakim jest doprowadzenie do uruchomienia Nord Stream 2, warto wziąć pod uwagę ewentualność, że Gazprom być może w tym momencie zwyczajnie nie jest w stanie przesyłać więcej surowca. Zrzucanie braku dodatkowych dostaw na karb celów politycznych koncernu może być mu w pewnej mierze na rękę. Mikulska podkreśla, że Rosji zapewne zależy na ukryciu informacji, że jej możliwości eksportowe są w obecnie ograniczone. To osłabiałoby jej pozycję jako dominującego dostawcy, którą zbudowała w Europie.
Dodaje, że oczywiście oszczędne wysyłki gazu do Europy Zachodniej ze względów politycznych również nie są dobrą strategią, czego Rosja jest świadoma. - Takie podejście nie zachęcałoby do zawierania długoterminowych kontaktów z Rosją, a potwierdzałoby tylko, że kraj ten jest gotów posuwać się do manipulacji już nie tylko wobec Europy Środkowo-Wschodniej, ale też wobec Zachodu. Nie byłoby to rozsądne i tak naprawdę zupełnie sprzeczne rosyjskimi argumentami, według których jest ona rzetelnym i niezawodnym dostawcą gazu oraz z tym, co Rosja wydaje się chcieć w Europie osiągnąć (przynajmniej częściowy powrót do długoterminowych kontraktów i uruchomienie Nord Stream 2) - mówi Mikulska.
Zaznacza jednak, że - jej zdaniem - łatwiej jest Rosji zaakceptować fakt, że Zachód myśli, że rozgrywa ona swoją polityczną grę, niż że nie jest w stanie w tym momencie wysłać więcej gazu ze względu na okoliczności. Gdyby Gazprom przyznał, że nie ma wystarczająco dużo surowca, by odpowiedzieć na zwiększony popyt zewnętrzny, pozycja koncernu jako kluczowego dostawcy surowca do Europy by spadła.
- W krótkoterminowej perspektywie Rosja wydaje się nie mieć dużych wolnych mocy. Inwestycje w trakcie pandemii zwolniły, na to nałożyły się awarie. To mogło wpłynąć na dostępność surowca w złożach zachodniej Syberii zasilających Europę - mówi.
Również ze strony Rosnieftu płynęły ostatnio sygnały, że Gazprom nie jest w stanie odpowiedzieć na gwałtowny wzrost zapotrzebowania Europy na gaz. Rosnieft ma jednak swój cel - liczy na uzyskanie dostępu do eksportu gazu rurociągowego z Rosji. Przekonuje, że mogłoby to przyczynić się do certyfikacji gazociągu Nord Stream 2. Wpuszczenie niezależnego dostawcy byłoby zgodne z wymogami trzeciego pakietu energetycznego.
Do zarzutów ze strony Rosnieftu odniósł się w rozmowie z Interią Szymon Kardaś, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich. - Jeśli ktoś ma problem z bazą surowcową, to bardziej Rosnieft niż Gazprom. Poziom wydobycia w tej spółce jest dużo niższy niż planowano. Pierwotnie zakładano, że w 2020 roku wyprodukuje ona 100 mld m sześc. gazu, tymczasem udało się dojść do lekko ponad 60 mld m sześc. - mówi ekspert.
Zaznacza, że Gazprom zwiększy w tym roku wydobycie. - Oczywiście otwartym pozostaje pytanie, na ile jest prawdy w szumnych deklaracjach, że koncern jest w stanie niemalże "od ręki" zwiększyć produkcję o 150 czy 200 mld m sześc. jeśli będzie taka potrzeba. Na to trzeba patrzeć ostrożnie. Tego, że Gazprom może ukrywać pewne informacje dotyczące swojego bieżącego potencjału wydobywczego i realnych problemów, jakie się z tym wiążą, nie można wykluczyć. Ale w to, że ma wolne moce produkcyjne rzędu 10 mld m sześc., a do tego wolumenu odnosił się Rosnieft, nie wątpię. Ten argument przytaczany przez Rosnieft jest kuriozalny - podsumowuje.
Prognozy Gazpromu mówią, że w 2021 r. wydobycie gazu wyniesie do 506 mld m sześc., co oznaczałoby wzrost o prawie 12 proc. w porównaniu z 2020 r. i o 1 proc. względem 2019 r.
Kardaś dodaje, że Władimir Putin powiedział w pewnym momencie wprost - dacie nam zgodę na NS2 dziś, to my jutro wyślemy Wam więcej gazu. - To pokazuje moim zdaniem rzeczywiste pobudki, jakimi kierują się Rosjanie. Obstawiałbym jednak, że obecna polityka Gazpromu nakierowana jest na walkę o szybkie uruchomienie NS2 - ocenia.
Tegoroczna zima w Rosji jest bardzo mroźna. Pod śniegiem już w listopadzie było ponad 70 proc. terytorium kraju a zaspy miały miejscami kilka metrów wysokości. Temperatura spadała w niektórych regionach o poranku do -40 stopni Celsjusza, a po południu do -30 stopni Celsjusza. To aż o 10 stopni więcej niż zazwyczaj o tej porze roku. Jak podkreślali pod koniec zeszłego miesiąca meteorolodzy, Rosja była w tym czasie najmroźniejszym krajem na świecie.
Opady śniegu, do jakich doszło w Moskwie 7 grudnia, były największe od 72 lat. Na ulice rosyjskiej stolicy wyjechało 10 tysięcy maszyn do odśnieżania, pokrywa śnieżna w mieście osiągnęła ponad 25 cm, potworzyły się ponad półmetrowe zaspy. Dzień wcześniej, 6 grudnia, siarczyste mrozy nawiedziły Petersburg. Noc z 5 na 6 grudnia okazała się najmroźniejsza od 128 lat, termometry pokazały -20,9 st. Celsjusza. Jak podał ośrodek meteorologiczny Fobos, po raz ostatni podobne mrozy odnotowano w tym mieście w 1893 r.
Wszystko to sprawia, że sama Rosja tej zimy potrzebować będzie wyjątkowo dużo gazu. Lokalne magazyny są zapełnione, ale dotychczasowe rekordy pogodowe nakazują ostrożność w dysponowaniu zasobami. Tym bardziej, że latem szerokim echem odbiła się informacja o poważnej awarii w zakładach Gazpromu, której skutki odczuwalne były przez długie miesiące.
W Nowym Urengoju na Syberii 5 sierpnia doszło do eksplozji i pożaru na jednostce odetanowania kondensatu. Spółka uspokajała, że szkody są niewielkie, a zakład powinien rozpocząć produkcję w ciągu doby. Pożar udało się ugasić dopiero po 24 godzinach.
Pod koniec sierpnia przedstawiciele Gazpromu ocenili, że wpływ wybuchu na produkcję gazu w zakładzie "był nieznaczny". Poinformowali, że uszkodzona w wyniku zdarzenia instalacja, której nie da się już odrestaurować, zostanie wymieniona na nową do końca 2022 r., a druga zostanie uruchomiona "w najbliższych dniach". Podkreślali, że już dwa dni po zdarzeniu w zakładzie pracowała jednostka stabilizacji kondensatu.
Skutki awarii odczuwane były jednak dużo dłużej. Z informacji rynkowych wynika, że wsparcie Gazpromowi okazał prywatny koncern Novatek, który przejął część kondensatu i przetwarzał go w swoich zakładach.
Na początku października rosyjski koncern petrochemiczny Sibur informował o przywróceniu większości dostaw surowców do firmy z fabryki Gazpromu w Urengoj. - Dostawy z Gazpromu są dla nas ważnym źródłem surowców. W obecnej sytuacji nie powiem, że 100 proc. odtworzyliśmy wolumeny dostaw sprzed awarii, ale udało się przywrócić je w większości. W dużej mierze ułatwiła to współpraca między Gazpromem i Novatekiem - mówił 8 października Aleksiej Markow, dyrektor działu węglowodorów w Sibur, cytowany przez Interfax. Jego wypowiedź potwierdza, że awaria nie była "bez znaczenia" dla działalności Gazpromu i wpłynęła na jego możliwości produkcyjne.
Monika Borkowska