Rosja szukała ratunku w Azji. Covid-19 uderza w plan Moskwy
Restrykcje związane ze wzrostem zakażeń na koronawirusa w Chinach wpływają na tamtejszą gospodarkę, ale i na rynki zagraniczne, w tym także na rynek rosyjski. Kwarantanna, obostrzenia sanitarne, zakazy dostaw niektórych rodzajów produktów - wszystko to hamuje wzrost wymiany handlowej między Rosją a Chinami. Tymczasem Azja miała wypełnić lukę po Zachodzie, który wycofuje się z kontaktów handlowych z Rosją.
Pandemia w Chinach nie odpuszcza. Mimo surowych restrykcji liczba zachorowań mocno wzrosła. W kraju wciąż obowiązuje polityka "zero-covid". Ograniczenia wpływają na życie ludzi i na biznes. Gospodarka słabnie, a wraz z nią - relacje handlowe. Kondycja chińskiego rynku wpływa na rynki na całym świecie. Cierpi między innymi Rosja. Rosyjskie firmy współpracujące z chińskimi podmiotami narzekają, że kolejne ograniczenia w Państwie Środka oznaczają dla nich problemy.
Sytuacja jest poważna, bo Rosja - odstawiona przez Zachód na boczny tor po tym, jak zaatakowała Ukrainę - skoncentrowała się na handlu z Azją, stawiając głównie na partnerów z Chin i Indii. Według chińskich statystyk, eksport z Chin do Rosji w ciągu dziesięciu miesięcy wzrósł o prawie 13 proc., do 60 mld dol., a import o 50 proc., do 94,3 mld dol. Ten ostatni wzrost wynikał częściowo ze wzrostu cen ropy naftowej.
Już sam wzrost relacji handlowych jest wyzwaniem logistycznym, wywołał obciążenie sieci kolejowych, transportu kołowego, spowodował tłok na przejściach granicznych. Średnio liczba ciężarówek przekraczających granicę rosyjsko-chińską wzrosła o 30-60 proc. Na to jednak nałożyły się restrykcje związane z pandemią, co zdecydowanie pogorszyło sytuację.
Procedury związane z kwarantanną zakorkowały jeszcze bardziej przejścia graniczne. Służby celne nie są w stanie rozładować tłoku. Ale nie tylko fizyczna obsługa ruchu nastręcza problemów. Jak podaje "Kommiersant", na biznes nakładane są niewytłumaczalne ograniczenia. Za towar niebezpieczny został uznany np. filet z mintaja, na którym - jak sugerują decydenci - może być przenoszony koronawirus. Ale ograniczenia nie dotyczyły już krabów czy owoców morza.
W największych chińskich portach restrykcje nie są aż tak bardzo odczuwalne. Jest co prawda mniej pracowników, ale w takich miejscach jak Szanghaj nie jest to aż takim problemem, bo prace są w bardzo dużym stopniu zautomatyzowane. Gorzej jest natomiast w magazynach firm produkcyjnych, gdzie panują ograniczenia w zakresie rozładunku i załadunku. Czasem zablokowane są drogi do fabryk, bywa też, że kierowcy nie mogą wjeżdżać na teren zamkniętych miast.
Wszystko to wpływa na wydłużenie terminów dostaw towarów. O ile na początku lata do Moskwy można było dostarczyć towar w ciągu 40 dni, o tyle teraz transport może wydłużyć się nawet do blisko trzech miesięcy.
Zniesienie ograniczeń logistycznych jest tematem rozmów między przedstawicielami obu krajów. Strony dyskutowały o potrzebie zniesienia ograniczeń i konieczności uproszczenia procedur przy przewozach kolejowych i drogowych. Mówi się też o potrzebie rozbudowy potencjału przeładunkowego na przejściach granicznych.
Pogarsza się też kondycja chińskiej gospodarki. W listopadzie aktywność tamtejszych fabryk spadła drugi miesiąc z rzędu. Według raportu Nomury, obszary kraju objęte obecnie kwarantanną odpowiadają za ponad jedną czwartą produktu krajowego brutto, czyli więcej niż w szczytowym okresie blokady w Szanghaju w kwietniu. Chińskie władze w próbują wspierać gospodarkę, która zmaga się też z załamaniem rynku nieruchomości i osłabieniem globalnego popytu na chińskie towary.
Zakłada się, że Chiny będą miały problem z osiągnięciem 3-proc. wzrostu w tym roku. A to i tak byłby jeden z najsłabszych wzrostów od dekad.
Rosną koszty ekonomiczne, ale i społeczne walki z wirusem. W dużych miastach, w tym w Pekinie, Szanghaju, Chengdu i Nanjing, odbyły się protesty przeciwko rygorystycznym środkom, które mają zapobiegać rozprzestrzenianiu się pandemii Covid-19. Eksperci oceniają, że to najbardziej znacząca fala protestów w tym kraju od 1989 r.
Monika Borkowska