Rośnie fala uchodźców klimatycznych
Zjawisko powiększania się światowej populacji połączone z negatywnymi skutkami ocieplania klimatu nasili exodus ludzi z tych rejonów świata, w których stracą oni możliwość egzystencji. Konsekwencje już obecnie odczuwa wiele państw, szczególnie słabiej rozwiniętych.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
Urząd Wysokiego Komisarza ds. Uchodźców ONZ (UNHCR) podaje, że na koniec 2020 r. na świecie było 82,4 mln osób, które musiały zmienić miejsce zamieszkania wskutek prześladowań, konfliktów, przemocy, pogwałcenia praw człowieka i zdarzeń zakłócających porządek społeczny. Z tej liczby ok. 48 mln osób zmieniło miejsce pobytu w obrębie jednego kraju, a 28,6 mln uznano za uchodźców, którzy wbrew własnej woli nie mogą powrócić do swojego kraju pochodzenia.
Ponad dwie trzecie z nich pochodziło z zaledwie pięciu krajów: z Syrii - 6,7 mln, Wenezueli - 4 mln, Afganistanu - 2,6 mln, Południowego Sudanu - 2,2 mln, Myanmaru (Birmy) - 1,1 mln osób. Z kolei prawie 40 proc. uchodźców przybyło do pięciu następujących państw: Turcji (3,7 mln), Kolumbii (1,7 mln), Pakistanu (1,4 mln), Ugandy (1,4 mln) i Niemiec (1,2 mln). Trzeba zaznaczyć, że aż 86 proc. uchodźców skierowało się do państw słabiej rozwiniętych, które nie najlepiej są przygotowane na ich przyjęcie i same mogą być zagrożone zmianami klimatycznymi. Przykładem może być Bangladesz, państwo nękane cyklonami i powodziami, do którego przybyło niemal 900 tys. uchodźców z grupy etnicznej Rohingya, będącej obiektem prześladowań w Myanmar.
Europejski Komitet Gospodarczo-Społeczny podaje, że nawet trzy razy więcej osób migruje z powodu zmian i katastrof klimatycznych niż na skutek różnych form przemocy. W prawie międzynarodowym nie istnieje kategoria migrant czy uchodźca klimatyczny, co oznacza, że osoby zmuszone do opuszczenia miejsca stałego pobytu za sprawą zmian klimatycznych nie są objęte odpowiednią ochroną i wsparciem. Nie odnosi się do nich konwencja z 1951 r. dotycząca statusu uchodźcy, która obejmuje osoby doświadczające prześladowań i przemocy. Dlatego uchodźcy klimatyczni są czasem nazywani zapomnianymi ofiarami zmian klimatycznych.
Dostrzega ich natomiast coraz więcej rezolucji międzynarodowych. W przyjętym przez ONZ w 2018 roku globalnym porozumieniu na rzecz bezpiecznej, uporządkowanej i legalnej migracji stwierdzono, że jednym z istotnych czynników powodujących przemieszczenia dużych grup ludzkich są "negatywne zmiany klimatu i degradacja środowiska" w postaci katastrof naturalnych, pustynnienia i suszy, degradacji gleby oraz podnoszenia się poziomu mórz. W dokumencie wezwano rządy do ochrony tych migrantów w miejscach ich pobytu i do umożliwienia stosowania szczególnego reżimu wizowego, jeśli powrót do krajów pochodzenia nie jest możliwy.
Również w porozumieniu paryskim w sprawie zmian klimatycznych z 2015 r. ustanowiono mechanizm, który ma łagodzić straty poniesione przez migrantów z powodu zmian klimatycznych (Warsaw International Mechanism for Loss and Damage associated with Climate Change Impacts). Inicjatywy te niewiele jednak zmieniły w sytuacji uchodźców klimatycznych. Przekonał się o tym Ioane Teitiota, jeden z mieszkańców Kiribati, wysp na Południowym Pacyfiku zagrożonych zniknięciem pod podnoszącymi się wodami oceanu. Wystąpił on w 2015 r. o status uchodźcy w Nowej Zelandii, jednak został poddany deportacji wraz z żoną i dziećmi. Zwrócił się ze skargą do Komisji Praw Człowieka ONZ twierdząc, że deportacja naruszyła jego prawo do życia. Komisja uznała, że instytucje prawne w Nowej Zelandii miały prawo do podjęcia takiej decyzji, gdyż mimo pogarszającej się sytuacji życie uchodźcy nie było w tym czasie zagrożone.
Pewną nadzieją dla przyszłych ofiar zmian klimatu może być stwierdzenie przez Komisję w 2020 r., że osoby występujące o azyl z przyczyn klimatycznych nie muszą udowadniać, że w miejscu pobytu ich życie jest nieuchronnie zagrożone. To pierwszy raz, kiedy organ ONZ podjął decyzję w jednostkowej sytuacji.
Liczbę uchodźców klimatycznych trudno jednak oszacować. UNHCR oblicza, że w latach 2010-2019 było ich 21,5 mln, ale zmiany klimatyczne z reguły nie są jedynym czynnikiem powodującym migracje, jak w przypadku wysp Kiribati, gdzie poziom morza podnosi się corocznie o 12 mm. Przede wszystkim dotykają one jednak państw i społeczności, których źródłem utrzymania pozostaje rolnictwo, a wpływa na nie wzrost temperatury i spadek opadów prowadzący do pustynnienia terenów upraw, jak w Afryce Subsaharyjskiej.
Z kolei zmiany klimatu powodują intensyfikację cyklonów i zwiększone powodzie w takich państwach jak Pakistan czy Indonezja. Wzrost poziomu morza w Bangladeszu wywołuje migracje mieszkańców obszarów wybrzeża do stolicy Dhaki, której ludność w ciągu ostatnich 30 lat wzrosła czterokrotnie do ponad 17 mln osób. Prognozy wskazują, że do 2050 r. Ocean Indyjski zabierze 17 proc. powierzchni kraju. Obecnie na świecie na obszarach zagrożonych zalaniem przez wody morskie żyje 260 mln ludzi. Skutkiem zmian klimatycznych jest więc pozbawienie ludności miejsca i środków do życia z powodu braku wody lub jej nadmiaru, co prowadzi do utraty możliwości produkcji żywności bądź gwałtownego wzrostu jej cen.
Według Global Climate Risk Index w latach 2010-2019 państwami najbardziej dotkniętymi przez ekstremalne warunki pogodowe, głównie huragany, powodzie i lawiny błotne były: Puerto Rico, Myanmar, Haiti, Filipiny, Mozambik, Bahamy, Bangladesz, Pakistan, Tajlandia, Nepal, a w roku 2019 Mozambik, Zimbabwe, Japonia, Malawi, Afganistan, Bahamy. Skutkiem ponad 11 tys. zanotowanych w tym okresie zdarzeń, które w 80 proc. dotyczyły krajów biednych, było prawie pół miliona ofiar. Zjawiska te spowodowały oczywiście migracje. Centrum Monitorowania Przemieszczeń w Genewie (Internal Displacement Monitoring Centre, IDMC) wskazuje, że migracje miały przede wszystkim charakter wewnętrzny i w 2019 r. dotyczyły głównie: Indii (5 mln), Filipin i Bangladeszu (po 4,1 mln), Chin (4 mln) i USA (0,9 mln).
Liczba uchodźców klimatycznych będzie gwałtownie rosła, a wiele prognoz można uznać za dramatyczne. Są one z reguły funkcją kilku czynników, przede wszystkim założeń co do wzrostu temperatury globu, wzrostu populacji i jej odsetka utrzymującego się z rolnictwa. Należy do nich prognoza australijskiego Instytutu Gospodarki i Pokoju (Institute for Economics and Peace, IEP), która mówi o trudnej do wyobrażenia liczbie 1,2 mld migrantów klimatycznych na świecie do 2050 r., pochodzących głównie z 31 krajów świata, których ludność może być zagrożona głodem i brakiem wody z powodu pogorszenia warunków klimatycznych i wzrostu populacji. Założyciel IEP Steve Killelea wskazuje, że obecnie ludność świata ma do dyspozycji zaledwie 60 proc. ilości wody dostępnej przed 50 laty, a popyt na żywność w ciągu 30 lat ma wzrosnąć o 30 proc. Bardziej realistycznie wyglądają szacunki Banku Światowego w raporcie z 2018 roku. Pokrywają się one z projekcjami i obliczeniami innych gremiów. Eksperci Banku mówią o liczbie 140 mln uchodźców klimatycznych w połowie obecnego wieku.
Najwięcej uchodźców - 86 mln ma pochodzić z Afryki, głównie subsaharyjskiej. Kontynent ten emituje zaledwie 7 proc. gazów cieplarnianych na świecie, ale ponosi największe konsekwencje zmian klimatycznych w postaci długotrwałych susz wynikających ze spadku opadów nawet o 30 proc. Wbrew europejskim obawom większość mieszkańców będzie migrować do innych państw regionu, przede wszystkim do dużych miast jak Lagos, Kinszasa, Dar es Salaam czy Kampala. Prognozy wskazują, że populacja, której ponad połowa żyje w slumsach pozbawionych podstawowych udogodnień, jak dostęp do bieżącej wody i elektryczności, podwoi się do 2035 roku.
Może to wyzwolić kolejne migracje. Etiopia, Sudan, Kongo, Nigeria, Mozambik to państwa, z których w 2019 r. zanotowano największe w regionie migracje w wyniku katastrof klimatycznych. Były one dwa razy większe niż rok wcześniej i dotknęły 4,5 mln ludzi. Kraje afrykańskie jako pierwsze na świecie przyjęły w 2012 r. wiążącą konwencję (Kampala Convention) dotyczącą ochrony i wspierania ludności dotkniętej katastrofami naturalnymi. Z kolei państwa Afryki Wschodniej (Dżibuti, Erytrea, Etiopia, Kenia, Somalia, Sudan Południowy, Sudan i Uganda) uzgodniły w 2020 r. protokół, na mocy którego mieszkańcy zagrożeni katastrofami klimatycznymi mogą przekraczać granicę państw sygnatariuszy, poszukując schronienia. Podobne porozumienie dotyczy plemion pasterskich i koczowniczych w Afryce Zachodniej.
Bank Światowy szacuje, że w Azji może się pojawić 40 mln migrantów klimatycznych (obecnie jest ich 18 mln), jednak według raportu organizacji ActionAid z grudnia 2020 r. będzie ich więcej, nawet 63 mln osób. Wzrost migracji klimatycznej ma nastąpić głównie wskutek nasilenia się cyklonów, powodzi i zalania zamieszkałych obszarów nadmorskich, ale także długotrwałych susz. W rezultacie zwiększą się migracje do i tak przeciążonych metropolii. Dotknie to przede wszystkim takich państw jak: Bangladesz, Indie, Sri Lanka, Nepal i Pakistan.
Szczególnym przypadkiem jest Afganistan, jeden z najbardziej niestabilnych politycznie i społecznie, ale także klimatycznie, krajów świata. Jego 34 prowincje w ciągu 30 lat przynajmniej raz doświadczyły klęski klimatycznej. Jak wskazuje UNHCR, niemal połowa z 38-milionowej populacji jest niedożywiona, a 5,5 mln mieszkańców doświadcza głodu. Według danych UNHCR w połowie zeszłego roku 2,7 mln ludności zostało przymusowo przesiedlonych, a tyle samo emigrowało, głównie do Pakistanu i Iranu. Może to się nasilić po wycofaniu z tego kraju wojsk USA w ostatnim czasie i po powrocie do władzy Talibów, co grozi emigracją klimatyczną Afgańczyków również do Polski. Według ostrożnych obliczeń McKinsey, skutki migracji w krajach Azji Południowej mogą spowodować spadek PKB o 2 proc. 2050 r. oraz o 9 proc. do końca stulecia, nie licząc kosztów nagłych katastrof naturalnych. Liczbę migrantów klimatycznych udałoby się zmniejszyć o prawie połowę, gdyby zgodnie z porozumieniem paryskim udało się utrzymać wzrost średniej temperatury na Ziemi do 1,5 stopnia Celsjusza powyżej poziomu przedindustrialnego.
Z kolei do 2050 r. w Ameryce Łacińskiej ma się pojawić 17 mln uchodźców klimatycznych. Głównie będzie to wynikiem pustynnienia regionów rolniczych, spadku plonów w wielu regionach, podniesienia poziomu morza, powodzi i cyklonów. Mniejsza liczba migrantów niż w przypadku Afryki jest pochodną wyższego poziomu rozwoju gospodarczego regionu i intensywniejszej urbanizacji. Najbardziej zagrożony jest region Ameryki Środkowej, tzw. korytarz suszy (Dry Corridor), gdzie zależność od rolnictwa jest największa: Honduras, Gwatemala, Salwador, Nikaragua i cześć Meksyku - długotrwałe susze przeplatają się tam z dotkliwymi cyklonami niszczącymi uprawy.
W 2020 r. Ministerstwo Rolnictwa i Hodowli Hondurasu - kraju, gdzie rolnictwo jest podstawą bytu jednej trzeciej mieszkańców - informowało, że powodzie i tropikalne ulewy zniszczyły 80 proc. powierzchni upraw. Wskutek tych ekstremalnych zjawisk środki do życia straciło 600 tys. mieszkańców Hondurasu, Gwatemali i Nikaragui. Do 2050 r. zmuszą one prawie czteromilionową populację w regionie do poszukiwania nowego miejsca do życia. A nie jest to jedyna przyczyna migracji, bo w regionie toczą się konflikty, a przemoc, jak w Salwadorze, jest na porządku dziennym. Jak oblicza Franciszkańska Sieć dla Migrantów, co godzinę z trzech państw - Salwadoru, Gwatemali i Hondurasu - migrują 34 osoby.
Rośnie i nadal będzie rósł napór na południową granicę USA. Według danych amerykańskiej służby celnej, w marcu bieżącego roku próbowało ją przekroczyć 172 tys. osób, tj. o 34 proc. więcej niż dwa lata temu. Badania tysięcy honduraskich emigrantów przeprowadzone w latach 2012-2019 dowiodły, że główną przyczyną opuszczenia przez nich kraju była przemoc oraz susza i spadek plonów. Władze amerykańskie reprezentowane przez wiceprezydent Kamalę Harris, podjęły rozmowy z krajami regionu, ale bez systemowych działań i dużych nakładów finansowych niewiele da się zrobić, tym bardziej, że źródła migracji trudno wyeliminować, choć można je osłabić lub przeciwdziałać ich skutkom.
Program Środowiskowy ONZ (UNEP) szacuje obecne koszty dostosowania krajów rozwijających się do skutków zmian klimatu na 70 mld dolarów. Do 2030 r. powiększą się one do 140-300 mld dol., a a do 2050 r. nawet do 500 mld dol., przy założeniu, że spełni się czarny scenariusz wzrostu temperatury globu o 3 stopnie Celsjusza. Kraje te nie są w stanie ponieść takich kosztów, a pandemia jeszcze pogorszyła ich sytuację. Fala migracji może więc rosnąć jeszcze szybciej.
W tych warunkach zrozumiały jest postulat, aby dużą część kosztów pokryli główni emitenci gazów cieplarnianych. Na największe państwa rozwinięte, czyli grupę G20 przypada aż 78 proc. światowej emisji. Wyzwaniem jest zmniejszenie emisji i przyjęcie bardziej ambitnych celów klimatycznych niż te, które wynikają z porozumień paryskich. Coraz bardziej leży to w interesie Zachodu, którego kraje pośrednio (migracje) lub bezpośrednio (wzrost temperatury, pożary, susze, powodzie i huragany) zaczynają doświadczać zmian klimatycznych.
Tymczasem wieści dotyczące wzrostu temperatury na Ziemi nie są optymistyczne. Międzynarodowa Organizacja Meteorologiczna (agenda ONZ) podaje, że w ciągu 5 lat temperatura może wzrosnąć aż o 1,5 stopnia Celsjusza w stosunku do okresu przedindustrialnego, a skutki tego dotkną wszystkich regionów świata. Naukowcy twierdzą, że jest jednak szansa, że wzrost ten będzie tymczasowy, jeśli znacznie spadną emisje. Wynika stąd, że sama polityka powstrzymywania migracji klimatycznej może już nie wystarczać.
Mirosław Ciesielski, wykładowca akademicki, opisuje rynki finansowe, zmiany na rynku fintechów i startupów