Rozmowy o wyzysku
Niesłychane poruszenie, jakie na całym świecie wywołała śmierć papieża Jana Pawła II, objawiło się również w postaci licznych deklaracji kierowania się jego nauczaniem, a przynajmniej zachowania go w pamięci.
Słysząc deklaracje takich szlachetnych zamiarów nie wypada ani im zaprzeczać, ani nawet w nie powątpiewać. Publikacją Jana Pawła II w całości poświęconą sprawom gospodarczym była encyklika Centesimus Annus, ukończona "1 maja 1991 roku, w dniu Józefa Rzemieślnika, w trzynastym roku mego pontyfikatu" - jak napisał jej Autor. Czyż może być stosowniejsza okazja, by poruszyć niektóre problemy przedstawione w tej encyklice i zwrócić uwagę na problem w niej nie przedstawiony?
Państwo - obrońca, czy zagrożenie?
Encyklika Centesimus Annus została wydana w setną rocznicę ogłoszenia encykliki papieża Leona XIII zatytułowanej Rerum Novarum, poświęconej głównie sprawom gospodarczym, ze szczególnym uwzględnieniem tzw. "kwestii robotniczej". Jan Paweł II przypomina w swoim "Wprowadzeniu", że "Encyklika Rerum Novarum poddaje krytyce dwa systemy społeczno-ekonomiczne: socjalizm i liberalizm. Socjalizmowi poświęca część pierwszą, w której zostaje potwierdzone prawo do własności prywatnej. Liberalizmowi zaś nie poświęca specjalnego rozdziału, ale - co zasługuje na uwagę - przeprowadza jego krytykę, gdy podejmuje temat obowiązków państwa. Nie może się ono ograniczać do 'starania o dobro części obywateli', to znaczy tych, którzy są bogaci i żyją w dobrobycie, a 'zaniedbywać resztę', stanowiącą niewątpliwie przeważającą większość społeczeństwa; w przeciwnym razie zostaje naruszona zasada sprawiedliwości, która nakazuje oddać każdemu to, co mu się należy" - pisze papież. Warto zwrócić uwagę, że Ojciec św. mówiąc o sprawiedliwości, rozumie ją zgodnie z definicją starożytnego rzymskiego prawnika Ulpiana Domicjana, który twierdził, iż iustitia est firma et perpetua voluntas suum cuique tribuendi (sprawiedliwość jest to niezłomna i stała wola oddawania każdemu tego, co mu się należy).
W dalszej części swojej encykliki, a konkretnie w rozdziale IV "Własność prywatna i powszechne przeznaczenie dóbr" Jan Paweł II pisze, iż "wydaje się, że zarówno wewnątrz poszczególnych narodów, jak i w relacjach międzynarodowych wolny rynek jest najbardziej skutecznym narzędziem wykorzystania zasobów i zaspokajania potrzeb. Dotyczy to jednak tylko tych potrzeb, za których zaspokojenie można zapłacić, to jest, które dysponują siłą nabywczą i tych zasobów, które 'nadają się do sprzedania' , czyli mogą uzyskać odpowiednią cenę. Istnieją jednak liczne ludzkie potrzeby, które nie maja dostępu do rynku". Dalej papież stwierdza, że "modelem alternatywnym nie jest system socjalistyczny, który w rzeczywistości okazuje się kapitalizmem państwowym lecz społeczeństwo, w którym istnieją: wolność pracy, przedsiębiorczość i uczestnictwo. Tego rodzaju społeczeństwo nie przeciwstawia się wolnemu rynkowi, ale domaga się, by poprzez odpowiednią kontrolę ze strony sił społecznych i państwa było zagwarantowane zaspokojenie podstawowych potrzeb całego społeczeństwa".
Widać wyraźnie, że Jan Paweł II nie żywi najmniejszych złudzeń co do socjalizmu i tę alternatywę odrzuca. Dostrzega natomiast zalety ekonomii wolnorynkowej, jako narzędzia "wykorzystania zasobów i zaspokajania potrzeb?, co przecież stanowi istotę gospodarki. Zwraca jednak uwagę, że nie wszystkie potrzeby mają "dostęp do rynku?, to znaczy - że nie wszyscy ludzie mają dostęp do rynku. Taka sytuacja może zaistnieć wtedy, gdy tych ludzi ktoś odizoluje od rynku barierą prawną (np. zaporowymi cłami, albo ustanowieniem monopolu), albo wtedy, gdy tych ludzi ktoś pozbawi "siły nabywczej?. W czasach, gdy swą encyklikę wydawał Leon XIII, tzn. w roku 1901, wydawało się, że największym zagrożeniem sprawiedliwości jest wyzysk "pracy? przez "kapitał?, czyli pracowników przez przedsiębiorców. Istotnie - wiek XIX był wiekiem wyzysku. Wyzyskiwani byli jednak wszyscy; zarówno pracownicy, jak i przedsiębiorcy - ci ostatni - przez innych, konkurencyjnych przedsiębiorców. Robotnik w fabryce był "wyzyskiwany?, tzn. fabrykant starał się płacić mu jak najmniej, a żądać możliwie najdłuższego czasu pracy. Jednak kiedy ten sam robotnik wychodził z fabryki, stwierdzał ze zdumieniem, że za swój nędzny zarobek może kupować coraz więcej dobrych towarów. Inni robotnicy bowiem też byli wyzyskiwani.
W rezultacie wiek XIX był jednocześnie okresem niebywałego wzrostu masowej produkcji, ale i masowej konsumpcji dóbr i usług. O ile na początku XIX w. w Europie jedna kobieta na tysiąc nosiła pończochy, to pod koniec - tylko jedna na tysiąc nie nosiła pończoch. Możliwe było to m.in. dlatego, że w wieku XIX państwo było bardzo tanie. Obciążenia podatkowe nie przekraczały 8 -10 proc, za wyjątkiem monarchii austro-węgierskiej (12,5 %), która z tego powodu uchodziła za dotkniętą fiskalizmem. Od tamtej pory, m.in. z powodu dwóch wojen światowych, koszty funkcjonowania państw gwałtownie wzrosły. Dzisiaj kraj o 30-procentowej stopie uchodzi prawie za raj podatkowy, a w Polsce tzw. "dzień wolności podatkowej? przypadnie w roku bieżącym na przełomie czerwca i lipca, co oznacza, że państwo konfiskuje nam już połowę naszych dochodów. Głównym wyzyskiwaczem, sprawiającym, że ludzkie potrzeby "nie mają dostępu do rynku? już to z powodu barier prawnych, które zawsze są dziełem państwa, już to z powodu "pozbawienia siły nabywczej? poprzez wyzysk fiskalny, jest dzisiaj państwo. Dzisiejsze państwo bowiem, pod osłoną deklamacji o "sprawiedliwości społecznej?, staje się organizacją przestępczą, której uczestnicy, wykazując coraz większą skłonność do ekskluzywizmu oraz działając wspólnie i w porozumieniu, ustanawiają "prawa?, zmuszające codziennie miliony ludzi do niekorzystnego rozporządzania swoim mieniem. Czy państwo funkcjonujące według tego modeli jest jeszcze zdolne do przywrócenia naruszonej sprawiedliwości, czy też staje się głównym sprawcą jej naruszania? Wydaje się, że w refleksji na temat wyzysku trzeba pójść krok dalej i zimnym wzrokiem naturalisty przyjrzeć się państwu. Wyzysk w jego wykonaniu jest bezosobowy, a więc z natury rzeczy bezlitosny.
Dziesiąte przykazanie
Kiedy rozmawiałem niedawno na te tematy z zaprzyjaźnionym księdzem, zapytał mnie, co w takim razie przystoi czynić nam, duchownym? Odpowiedziałem, że sądzę iż nic ponadto, co duchowieństwo czyniło do tej pory, to znaczy - popularyzować dziesięć przykazań Bożych, ze szczególnym naciskiem na przykazanie dziesiąte, dzisiaj trochę niesłusznie zapomniane. Jak wiadomo, zabrania ono pożądania cudzej własności. W moim przekonaniu świadczy ono o niezwykłej przenikliwości Pana Boga, który już w głębokiej starożytności przewidział rozpanoszenie się ideologii socjalistycznej. Dziesiąte przykazanie, zabraniające nawet pożądania cudzej własności jest wyraźnie skierowane przeciwko socjalizmowi, jako że socjalizm ufundowany jest przecież na rozbudzaniu w ludziach takiej pożądliwości. Grab nagrabliennoje! - czyż nie tego właśnie uczył Lenin? Tymczasem przestrzeganie dziesiątego przykazania wydaje się bardzo ważne. Ten bowiem, kto rozbudzi w sobie takie pożądanie i nie potrafi go opanować, tylko patrzeć, jak złamie przykazanie siódme (nie kradnij), a prawdopodobnie i piąte (nie zabijaj), bo cóż innego będzie mógł zrobić, jeśli właściciel nie zechce dobrowolnie poddać się rabunkowi? Warto zwrócić uwagę, że z punktu widzenia moralnego rabunek wcale nie przestaje być rabunkiem, jeśli nie dokonamy go bezpośrednio, tylko posłużymy się funkcjonariuszami państwowymi, którzy do tego celu za kilka miesięcy będą nam się stręczyli podczas kampanii wyborczej. Będziemy mieli zatem znakomitą okazję sprawdzenia trwałości naszego przywiązania do nauczania Jana Pawła II, które dzisiaj tak skwapliwie deklarujemy.
Stanisław Michalkiewicz