Różne drogi do innowacji
Innowacje nie są proste. To długi i skomplikowany proces. Jeśli chcemy być blisko innowacji, niezbędna jest współpraca ze start-upami, centrami R&D, wojskiem, funduszami VC, akceleratorami i uczelniami. Dopiero współdziałanie wszystkich tych elementów tworzy ekosystem, który wspiera innowacje i nowe technologie.
Na niewielkim obszarze Izraela wszystkie te czynniki ze sobą współgrają. Na przełomie lat 80. i 90. rząd izraelski, który dotychczas pełnił dominującą rolę w gospodarce, postanowił to zmienić i uruchomił państwowy fundusz Yozma. Za jego sprawą do izraelskich firm trafiły pieniądze, które pomogły wielu projektom, pozostających w fazie pomysłu, wejść na rynek.
- W Izraelu rząd zdecydował na początku lat 90. XX wieku o stworzeniu ekosystemu wsparcia start-upów, ale w momencie kiedy zaczął on rosnąć w dużym stopniu wycofał się i skoncentrował na regulacja prawnych, które miały wspierać przedsiębiorczość i start-upy. Rząd pozwala prywatnemu sektorowi być liderem, przewodzić i pełnić dominującą rolę w ekosystemie. To tworzy podstawy do jego otwartości i możliwość podążania w dowolnym kierunku, który uzna za stosowny i istotny (tj. perspektywiczny). Rząd wciąż wspiera ekosystem: są to specjalne granty dla początkujących start-upów, dla nowych segmentów szuka rozwiązań, które mogą pomóc im rosnąć. Stworzył też system współfinansowania, który polegał na tym, że jeśli inwestor krajowy albo zagraniczny chciał zainwestować 1 mln dol., to oni dorzucali kolejny - mówi Interii Guy Hilton, dyrektor generalny w Startup Nation Central.
Yozma zainwestował ok. 80 mln dol. w nowe fundusze VC, co pozwoliło nie tylko przyciągnąć zagraniczne podmioty, ale przede wszystkim - ograniczyło ryzyko. Zmusiło różne fundusze do współpracy. Także rządowy fundusz postanowił samodzielnie zainwestować w małe firmy technologiczne. To wystarczyło. Inicjatywa była katalizatorem dla rynku VC w Izraelu. W efekcie, wydatki VC wzrosły 60-krotnie, z poziomu 58 mln dol. w 1991 r. do 3,3 mld dol. w 2000 r. Co ważne, udało się uruchomić kapitał prywatny, który dzięki przejęciu sporej części ryzyka przez państwo, chętniej widział swoją obecność na rynku podwyższonego ryzyka - w startupach i nowych technologiach. To wystarczyło, by rozkręcić całą maszynę innowacji.
Chociaż słyszy się dzisiaj, że Yozma to jeden z największych osiągnięć izraelskiej polityki gospodarczej, to niejedyny. Izraelski Urząd ds. Innowacji (Israel Innovation Authority), którego zadaniem jest dbanie o utrzymanie efektywności całego ekosystemu, a także proponowanie i realizacja programów wspierających jego rozwój, w tym - szczególnie perspektywicznych branż, na początku lat 90. zaproponował Program Inkubatorów Technologicznych, który kierowany był m.in. do licznej grupy, dobrze wykształconych emigrantów z krajów ZSRR. Od tego czasu, program rozrósł się istotnie i obecnie to ponad kilkadziesiąt inkubatorów (już w większości prywatnych), które działają głównie w takich branżach jak hi-tech, biotechnologia i przemysł 4.0., aktywnie reagując na potrzeby rynku i zmieniającego się świata. Rząd zainwestował ok. 650 mln dol. Nie to jest jednak najważniejsze.
Akceleratory pozwoliły na rozwój i wyskalowanie projektów, które na rynku miałyby problem z pozyskaniem finansowania prywatnego, ze względu na wysoki poziom ryzyka, który reprezentowały. Firma mogła pozyskać nawet do 800 tys. dol. wsparcia, a sam proces akceleracji trwał do dwóch lat. Rolą inkubatorów była pomoc początkującym firmom, tak by trudny i wrażliwy okres wzrostu i tworzenia produktu, był jak najbardziej efektywny i kończył się pozyskaniem kapitału prywatnego. Z ponad 1500 firm, które skorzystały z tej opcji, 60 proc. pozyskało finansowanie zewnętrzne z rynku w wysokości łącznie 3,5 mld dol. To 6-krotnie więcej niż wkład państwa w ten program (za IIA).
- Wszystko dlatego, że rząd chciał widzieć zaangażowanie prywatnego sektora. Nie może być tak, że to sektor publiczny będzie wszystko samodzielnie finansować. To zaś prowadzi nas do tego, w jaki sposób państwo promuje innowacyjność. Jeśli jest sektor, który powinien się rozwijać, a państwo może pomóc - to tak zrobi. Wciąż jednak to jest państwo. Stworzenie podobnych rozwiązań może zająć więcej czasu niż sektorowi prywatnemu. Rzecz w tym, żeby to nie państwo odgrywało dominującą rolę w całym ekosystemie, a było jedynie stroną wspierającą. Powinno być "sąsiadem", ale nie liderem - tłumaczy Hilton.
Israel Innovation Authority zarządza, prowadzi, opracowuje i realizuje politykę innowacyjną państwa, m.in. na drodze licznych programów dotacyjnych, wspierających i regulacyjnych. Za cel IIA przyjęło sobie stworzenie takich warunków rozwoju dla rynku, by po pierwsze utrzymać Izrael na pozycji lidera innowacji na świecie, po drugie - stale poprawiać poziom życia i dobrobytu na drodze innowacji technologicznych.
Sukces na tym polu sprawił, że ekosystem innowacji w Izraelu urósł do ogromnych rozmiarów. Mówi się, że tworzy go obecnie ponad 7000 firm hi-tech i 350 globalnych centrów R&D. Silny rynek VC to ponad 150 funduszy w Izraelu, co sprawia, że kraj ten jest numerem jeden na świecie jeśli chodzi o inwestycje VC per capita i jako proc. PKB. Międzynarodowe centra badawczo-rozwojowe odpowiadają za ok. 50 proc. wszystkich inwestycji w R&D w Izraelu, odgrywając tym samym jedną z kluczowych ról w całym ekosystemie.
Kiedy w 1974 r. Intel otwierał pierwsze centrum R&D poza granicami USA zdecydował się zainwestować właśnie w Izraelu. To w tym niewielkim kraju powstały takie produkty jak procesor 8088 - pierwszy proces do PC, Pentium MMX - najpopularniejszy procesor XX wieku, czy Centrino. Dzisiaj Intel zatrudnia tysiące pracowników, będąc jednym z największych pracodawców w branży hi-tech. Za nim poszli kolejni: Google, Amazon, Apple, Facebook. Wiele firm, które otworzyły swoje centra badawczo-rozwojowe w Izraelu to największe firmy globu, liderzy IT, hi-tech, telekomunikacyjni i internetowi. Wielu z nich podjęło decyzję o otwarciu centrum R&D w Izraelu właśnie po to, by być blisko innowacji.
Dużo kapitału na rynku, jego wysoka efektywność, a także wiele sposobów na wyjście z inwestycji sprawiają, że średni czas wsparcia, z którego korzystają start-upy spadł z ok. 9 lat jeszcze w 2009 r. do ok. 4 lat w 2016 r. Niesie to za sobą pewne konsekwencje, które nie mogą być pominięte w ocenie całego ekosystemu. Po pierwsze przedsiębiorcy w Izraelu ze start-upów utworzyli pewnego rodzaju konkurencję. Nie chodzi już kto stworzy dobrze prosperujący start-up, ale ile ich będzie miał na koncie. Rekordziści zakładają po kilka, a nawet kilkanaście firm technologicznych. Nie przywiązują się do biznesu, nie planują jego rozwoju w długim terminie. Zaczynając, już myślą o sposobach wyjścia z inwestycji. Wielopokoleniowe budowanie przedsiębiorstwa, sukcesja i rozwój organiczny nie jest dla nich. Chodzi o szybkie wyskalowanie pomysłu i - jeszcze szybsze sprzedanie go na rynku, czy to na drodze wejścia inwestora branżowego, czy IPO na giełdzie. Dlaczego? Powodów jest co najmniej kilka. Po pierwsze wielkość rynku nie pozwala na rozwój lokalny.
- Nie jest on zbyt duży. Dlatego większość technologii i idei, w momencie gdy zaczynamy je rozwijać, i wiemy, że wewnętrzny rynek nie jest tym docelowym, na który chcemy trafić - rozwijamy w perspektywie globalnej. Musimy iść od razu na świat, bo nasz wewnętrzny popyt jest zbyt mały. Miałem bardzo ciekawą rozmowę z jednym z przedsiębiorców z Warszawy, który powiedział, że jego zdaniem, to że rynek izraelski jest taki mały, to dobra rzecz. - Pytam, dlaczego? - Bo od razu planujecie strategię globalną. Nasz rynek jest całkiem duży, więc najpierw staramy się rozwijać lokalnie, a później ewentualnie wychodzić w świat. I przepaść miedzy tym co zbudowaliśmy, a tym co musimy stworzyć w perspektywie wyjścia poza granice, to często dwie różne rzeczy - konstatuje Hilton, który w branży start-upach działa już przeszło 23 lata.
- Niektórzy pewnie by się ucieszyli, gdyby nasz wewnętrzny rynek był większy. Tym niemniej, impuls do tego by myśleć globalnie jest znacznie silniejszy u nas niż w Polsce. Nawet jeśli będziecie sprzedawać tylko w Polsce, to wciąż wewnętrzny rynek jest całkiem duży. Daje szanse rozwoju. W Izraelu jest z tym znacznie trudniej - dodaje Hilton.
Po drugie, wysokie koszty życia i niepewność związana z relacjami w regionie. Życie w Izraelu nie należy do najtańszych. Wynajęcie biura w Tel Awiwie to ogromny koszt. Dlatego młodzi, zdolni organizują się w grupy, działają wspólnie w jednej przestrzeni. Pozwala to na ograniczenie kosztów, ale daje też szansę na wymianę myśli i współpracę już na etapie konceptu czy pierwszych biznesowych kroków. W końcu o współdziałanie w innowacjach chodzi.
Trzecia, i wydaje się najważniejsza kwestia: sprzedaż start-upu to nie koniec przygody z przedsiębiorczością dla Izraelczyków, a jedynie kolejny krok w stronę czegoś większego.
W 2017 r. technologiczne firmy pozyskały 5,11 mld dol. kapitału z rynku w 620 transakcjach . W tym samym czasie w 112 transakcjach (w tym 92 fuzji i przejęć, 13 IPO, 7 wykupów) - wyjście z inwestycji sięgnęło 23 mld dol. (za IVC-Meitar 2017 High-Tech Exit Repor). Od 1980 r. ponad 250 firm z Izraela weszło na NASDAQ, tym samym reprezentując najliczniejszą grupę firm notowanych na tym rynku, poza amerykańskimi i chińskimi.
Czy to wszystko świadczy o tym, że izraelski system jest kompletny i skończony? - Nie sądzę, że jakikolwiek ekosystem może być skończony w danym momencie. Nawet jeśli jeden sektor bądź mechanizm uznamy za dojrzałe, zawsze są inne, które pozostają w tyle - tłumaczy Hilton.
Możemy powiedzieć, że cyberbezpieczeństwo dzisiaj w Izraelu - mówi Hilton - jest całkiem nieźle rozwinięte, system dosyć kompletny: mamy wiele start-upów w tej przestrzeni, różne aspekty cyberbezpieczeństwa powstają w Izraelu, w tym zabezpieczenia przez atakami z zewnątrz i próbami przejęcia danych, ochrona systemów krytyczny, śledzenie anomalii, i wiele innych.
- I teraz weźmy pod uwagę sektor motoryzacyjny i samochody autonomiczne, które mają samodzielnie w przyszłości poruszać się po drogach. Sektor, który jest sam w sobie średnio jeszcze rozwinięty na całym świecie, dopiero się de facto rozwija. Trudno mówić, żeby był on dojrzały. Rozwinięty sektor cyberbezpieczeństwa wchodzi w tworzący się dopiero segment samochodów autonomicznych, próbując dostarczyć rozwiązań, których na razie nie ma - dodaje.
Nie trzeba było długo czekać by ktoś z branży zadał pytanie: OK, ale jak będziemy te samochody chronić przed atakami? Ta interdyscyplinarność nie byłaby możliwa, gdyby wszystkie składowe ekosystemu w Izraelu nie współgrały, nie były w ciągłym kontakcie. Tworzenie innowacji to długi i skomplikowany proces, a te najważniejsze powstają właśnie na styku różnych branż.
Bartosz Bednarz