Rząd sięga do rezerwy demograficznej
4 mld zł z rezerwy demograficznej trafi w przyszłym roku na wypłatę emerytur i rent. To wprawdzie sposób na obniżenie dotacji budżetowej, ale bez reformy KRUS i systemów specjalnych rezerwa będzie topniała z roku na rok, ostrzega "Rzeczpospolita".
W ciągu dwóch lat 2010-2011 - z Funduszu Rezerwy Demograficznej do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych trafi 11,5 mld zł. Ekonomiści uważają, że obecna sytuacja demograficzna nie usprawiedliwia tak znacznego uszczuplenia FRD. Fundusz powstał jako rezerwa demograficzna dla niekorzystnych zmian na rynku pracy, jakie nastąpią w Polsce po 2020 roku i po to, by wspomagać nowy system emerytalny. Teraz wykorzystywany jest do wspierania FUS i starego systemu emerytalnego, ubolewa prof. Marek Góra z SGH, jeden z autorów reformy emerytalnej.
_ _ _ _ _
Kolejne działania rządu dowodzą, że sytuacja finansów publicznych staje się coraz bardziej trudna do opanowania. To efekt braku reform, szczególnie w systemie emerytalnym.
Od lat w wielu państwach, w tym również w Polsce, obserwuje się niekorzystny trend: rośnie liczba emerytów, a spada liczba pracujących, czyli odprowadzających składki emerytalne. Efektem jest coraz trudniejsze utrzymanie odpowiedniej relacji dochodów do wydatków.
Aby finansować niedobory środków w FUS i zagwarantować pieniądze na wypłaty emerytur w 2002 r. powstał FRD. W połowie sierpnia br. dysponował on ponad 12,7 mld zł. Po decyzji rządu o przekazaniu środków do FUS, pozostało w nim 5,2 mld zł. Według planów konto FRD nie zostanie na stałe uszczuplone. Trafi do niego część przychodów z prywatyzacji (9,5 mld zł), dzięki czemu - po odliczeniu wydatków - na koniec roku będzie tam 13,3 mld zł.
Problem w tym, że rezerwa, którą regularnie zasila 0,35 procent ze składek pobieranych na ubezpieczenie emerytalne oraz 40 proc. przychodów z prywatyzacji nie jest w stanie - przy obecnych potrzebach niewydolnego systemu - zagwarantować jego bezpieczeństwa.
Obecne 7,5 mld zł, które mają pomóc ZUS-owi, to kropla w morzu potrzeb. Tylko w przyszłym roku dziura w kasie ZUS będzie prawie dziesięć razy większa niż obecny zastrzyk z FRD, a według szacunków w ciągu pięciu lat może wynieść nawet 350 mld zł.
Posiłkowanie się funduszami rezerwy demograficznej, choć w tym przypadku słuszne (brak konieczności dalszego zadłużania ZUS-u, a co za tym idzie obniżenie długu publicznego), to jednak rozwiązanie krótkookresowe i prowizoryczne. Ostatnie działania rządu, w tym niedawna decyzja o podwyżce VAT, mają charakter doraźny, podczas gdy potrzeba rozwiązań na lata.
Ponieważ rezerwa demograficzna jest za mała by załatać dziurę w systemie emerytalnym, rząd będzie musiał sięgnąć po brakującą kwotę gdzie indziej.
Stąd propozycje obniżenia składki przekazywanej przez ZUS do OFE z 7,3 do 3 proc., czy pomysły zawieszenie ich przekazywania na 2 lata, a w niedalekiej przyszłości - prawdopodobnie - podwyżki samych składek.
Do opanowania tych problemów niezbędne jest dokończenie reformy emerytur, ujednolicenie systemu poprzez likwidację przywilejów różnych grup społecznych oraz wydłużenie wieku przechodzenia na emeryturę i zrównanie go dla kobiet i mężczyzn.
Bez tego nie uda się utrzymać w ryzach zobowiązań ZUS-u.
Co gorsza, nie ma gwarancji, że rządzący nie sięgną np. po środki z OFE, żeby załatać dziurę w FUS w kolejnych latach. Oznaczałoby to katastrofę. O tym, że taki scenariusz jest niestety możliwy świadczą pomysły przedstawicieli koalicyjnego PSL-u, mówiące wprost o demontażu obecnego systemu emerytalnego i przenoszeniu środków z OFE do ZUS.
BCC popiera propozycje premiera dotyczące przygotowania, wspólnie z przedstawicielami funduszy, rozwiązań ustawowych mających poprawić sytuację oszczędzających w OFE, m.in. wprowadzenia wielofunduszowości, możliwości uzależnienia inwestycji od wieku klienta, tworzenia rezerw na wypadek, gdyby wyniki towarzystwa spadły poniżej poziomu bezpieczeństwa, ewolucji systemu opłat oraz obniżania prowizji. Żeby uniknąć katastrofy konieczne są jednak dalekowzroczne działania reformatorskie.