Skazani na zewnętrzny krąg?
Doradca premiera Francji, obejmującej od 1 lipca prezydencję w UE, opowiada się za stopniową integracją Europy.
Czy jesteśmy pewni, że projekt jednorodnego traktowania 30 krajów, z których w przyszłości składać się ma Unia Europejska, to dobry pomysł - pytał we wtorek w Warszawie Patrick Artus, członek Rady Analiz Gospodarczych przy premierze Francji i Państwowej Komisji Gospodarczej.
Artus, jeden z głównych francuskich specjalistów od prognoz gospodarczych, zastanawiając się nad nad implikacjami makroekonomicznymi dla UE wskutek jej rozszerzenia o 6, 12 lub więcej państw zwracał uwagę na duże zróżnicowanie poziomu rozwoju gospodarczego krajów członkowskich i kandydatów. Portugalia, gdy przystępowała do UE miała PKB o 50 proc. niższy od średniego w UE. Średni PKB 13 obecnych kandydatów to zaledwie 1/8 średniej unijnej. Różni nas nie tylko poziom życia, ale struktura przemysłu, sytuacja na rynku pracy, nawet cykl koniunktury - podkreślał. Czy jesteście pewni, że chcecie od razu wszystkiego?
Francuski ekspert jest zwolennikiem UE jako systemu składającego się z trzech kręgów. Pierwszy, najbardziej skoordynowany, stanowi 11 krajów obracających wspólną walutą, drugi to cała Piętnastka, trzeci to reszta, które obowiązywałyby nieco inne przepisy, które z czasem ulegałyby unifikacji.
Nie ma potrzeby, aby w pierwszej fazie integracji kraje kandydackie miały te same normy (np. ekologiczne) jak cała Piętnastka. Tak samo jak nie ma powodu, by tak samo koordynować politykę z Wielką Brytanią, która leży poza strefą euro, jak z Niemcami, które są jej członkiem - podkreślał Artus. Nie umiemy zresztą rozwiązywać sytuacji krajowych, które odbiegają od sytuacji średniounijnej.
Z opinią tą nie zgadzał się Waldemar Kuczyński. Główny doradca premiera Buzka podkreślał, że Polska nie chce znaleźć się w trzecim, szarym kręgu. Potrafimy wejść do kręgu wyższego, do grona pełnoprawnych członków UE.
Polska wstawiona we właściwe słupki startowe w 1989 roku znalazła się w czołówce kandydatów do UE, bo wybrała właściwą politykę gospodarczą. Przez minione 10 lat zademonstrowaliśmy konsekwencję i jako jedyny kraj sprawiliśmy, że nasz PKB jest o 1/3 wyższy od startowego.
Dystans między kandydatami a UE nie jest tak wysoki - przekonywał Kuczyński. Gdy mówimy o pierwszej grupie, to rzecz sprowadza się do trzech krajów - Polski, Czech i Węgier (Estonia to właściwie większe miasto, podobnie jak Cypr czy Słowenia). Ta trójka zasługuje na awans do UE.
Różne formy pomocy z UE nie są tu motywem najważniejszym. Perspektywy członkostwa wyzwolą impuls cywilizacyjny. To prawda, że na początku, w wyniku zderzenia się z gospodarką UE konkurencja może spowodować trudności, ale będą przejściowe - uważa Kuczyński.