Sławomir Skrzypek kontra Leszek Balcerowicz
Stanowisko prezesa NBP nie jest obsadzane w wyniku konkursu, lecz podlega przetargom politycznym. Tylko dlatego 44-letni inżynier mechanik, który nawet w Polsce jest postacią niemal anonimową, mógł zastąpić 60-letniego profesora ekonomii, który już dawno zapewnił sobie przepustkę do historii.
Tych dwóch ludzi różni prawie wszystko: wiek, wykształcenie, dorobek zawodowy, pozycja w świecie. Łączy ich funkcja, której kompetencje nie są tak wielkie, jak się powszechnie sądzi, ale wystarczająco duże, by mieć wymierny wpływ na politykę gospodarczą kraju.
Leszek Balcerowicz
Kiedy przed sześciu laty prezydent Aleksander Kwaśniewski zaproponował Balcerowicza na stanowisko prezesa NBP, kandydatura ta wydawała się tak oczywista, że niemal banalna. A przecież obu panów sporo dzieliło. Rok wcześniej, jesienią 1999 r., Kwaśniewski zablokował reformę podatkową przygotowaną przez Balcerowicza, wówczas wicepremiera w rządzie Jerzego Buzka. Zniweczył w ten sposób coś, co mogło być największym sukcesem "drugiego planu Balcerowicza". Dla wicepremiera był to cios, tym bardziej że nie spodziewał się go ze strony prezydenta, z którym wcześniej jego stosunki układały się bez zgrzytów. Do dziś nie może mu tego zapomnieć, mimo że to właśnie jemu zawdzięcza sześć lat prezesury NBP.
Prezydent nie szukał wówczas kandydata ze swego obozu. Dwa lata wcześniej bez oporów wysunął kandydaturę Hanny Gronkiewicz-Waltz na drugą kadencję, bo zdawał sobie sprawę, że kandydat z jego formacji nie miałby szansy uzyskać akceptacji w Sejmie, w którym większość mieli posłowie prawicy.
Lech Kaczyński był w sytuacji bardziej komfortowej. Sejm jest kontrolowany przez koalicję zdominowaną przez PiS i prezydenckiego brata-bliźniaka. Sławomir Skrzypek nie był jego pierwszym wyborem. Gdyby prof. Jan Sulmicki nie zrezygnował (zapewne nie dobrowolnie), stanowisko prezesa NBP byłoby obsadzone przez profesjonalnego, choć nieco kontrowersyjnego ekonomistę.
Sławomir Skrzypek
Skrzypek nie jest ani ekonomistą, ani naukowcem, a jego dorobek zawodowy jest mało imponujący. Mianowany został z uwagi na jedną zaletę, która w oczach prezydenta, a zapewne także premiera, okazała się decydująca - wierność i całkowitą dyspozycyjność wobec braci Kaczyńskich oraz polityków z ich kręgu.
Urodził się w Katowicach w roku 1963. Na studiach, które przypadły na okres stanu wojennego, zaangażował się w działalność opozycyjną. W sierpniu 1982 r. został na pół roku aresztowany. Podczas przeszukania milicja znalazła w domu Skrzypka bibułę i wzory legitymacji Młodzieżowego Ruchu Oporu. Potem działał w nielegalnym Niezależnym Zrzeszeniu Studentów. Poznał wówczas wielu ludzi, którzy w wolnej Polsce odegrali istotne role publiczne. Odwiedzał m.in. mieszkanie Mariana Krzaklewskiego, który miał podziemną drukarnię.
Sławomir Skrzypek ukończył Wydział Mechaniczny Technologiczny Politechniki Śląskiej w momencie, w którym w Polsce upadał komunizm i rozpoczęły się reformy gospodarcze zaprojektowane przez Leszka Balcerowicza.
Solidarnościowy życiorys i znajomości pomogły mu w zdobyciu posady oraz dalszej karierze. Jarosława Kaczyńskiego poznał na początku lat 90., gdy rozpoczął pracę w Kancelarii Sejmu. Wstąpił wówczas do Porozumienia Centrum - pierwszej partii Kaczyńskich.- Miał prawicowe poglądy - mówi Janusz Niedziela, były członek PC. - To pragmatyk. Jest bardzo ambitny.
Jak wielu działaczy NZS, marzył o karierze politycznej i związał ją z partią braci Kaczyńskich. W roku 1993, mając 30 lat, zaczął pracować w Najwyższej Izbie Kontroli. Na czele tej instytucji stał wówczas Lech Kaczyński, uważany za polityka przegranego. Porozumienie Centrum, kierowane przez bardziej aktywnego brata Jarosława, właśnie się rozpadało, a krajem rządził koalicyjny gabinet Hanny Suchockiej, wobec którego PC pozostawało w opozycji. Lech Kaczyński stracił zresztą stanowisko w 1995 r., gdy do władzy doszła koalicja SLD-PSL. Wcześniej kilkunastu pracowników NIK wysłano na szkolenie w Stanach Zjednoczonych.
- To był pomysł Amerykanów na wykształcenie grupy osób z Europy Środkowej, które będą liderami przemian - mówił w wywiadzie dla "Gazety" Aleksander Szczygło, który znalazł się w tej właśnie grupie studentów. To był także pomysł Lecha Kaczyńskiego na stworzenie zaplecza kadrowego dla własnego ugrupowania. Wprawdzie Lech Kaczyński oficjalnie pozostawał bezpartyjny, a partia jego brata Jarosława, Porozumienie Centrum, była w zaniku, to obaj bracia wierzyli w lepszą przyszłość.
Stypendyści uczyli się angielskiego, amerykańskiej historii, prawa i administracji, mieli praktyki w Kongresie. W grupie studentów byli, poza Aleksandrem Szczygło, m.in.: Sławomir Skrzypek, Elżbieta Kruk, Jacek Kotas - kandydat na posła PiS, obecnie szef Wojskowej Agencji Mieszkaniowej, Sławomir Urbaniak - dziś wiceminister Skarbu Państwa.Trafili do małej miejscowości La Crosse, w stanie Wisconsin, gdzie znajduje się jeden ze stanowych publicznych uniwersytetów, prowadzący m.in. kurs MBA. Na liście stu najbardziej prestiżowych studiów MBA, opublikowanej niedawno przez "Financial Timesa", Uniwersytet Wisconsin-La Crosse nie figuruje.
Po powrocie ze Stanów Zjednoczonych Skrzypek w jakiś sposób w roku 2001 zdołał nostryfikować amerykański dyplom w Kolegium Zarządzania i Finansów SGH, dzięki czemu w swym CV podaje od tej chwili wykształcenie ekonomiczne.
Skrzypek pozostał w zapleczu kadrowym PC, a następnie PiS. Jego karierę trudno jednak uznać za błyskotliwą. Związany z Jarosławem Kaczyńskim Jan Szyszko został ministrem ochrony środowiska w rządzie Jerzego Buzka. Podlegał mu m.in. Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, w którym Skrzypek został wiceprezesem, a wkrótce również - wiceprzewodniczącym Rady Nadzorczej Banku Ochrony Środowiska SA (NFOŚiGW jest jego współwłaścicielem).
Było to pierwsze doświadczenie Skrzypka w bankowości. Niezbyt imponujące. Zarządzając ogromnym państwowym funduszem, miał co prawda do czynienia z przepływami miliardów złotych, lecz nikt nie wymagał od niego wykazania się zdolnościami menedżerskimi. Fundusze ochrony środowiska od lat są kontrolowane przez polityków i nikt się nimi specjalnie nie przejmuje. Upolitycznionym bankiem był i jest BOŚ, a członek jego rady nadzorczej miał w nim mało do zrobienia.
W maju 2001 r. Skrzypek został członkiem zarządu PKP, odpowiedzialnym za restrukturyzację kolei. Awans zawdzięczał Krzysztofowi Tchórzewskiemu - sekretarzowi stanu w Ministerstwie Transportu i Gospodarki Morskiej w rządzie Buzka, jednemu z zaufanych ludzi Jarosława Kaczyńskiego. To zresztą typowe dla kariery Skrzypka. Kolejne funkcje, które sprawował, były niemal zawsze efektem politycznych układów. Trudno mówić o jego dokonaniach w zakresie restrukturyzacji PKP, ponieważ po przegranych przez AWS wyborach został odwołany.
Jak wielu menedżerów, staje się również w tym okresie niemal etatowym członkiem rad nadzorczych. Oprócz członkostwa w RN BOŚ był m.in. przewodniczącym lub członkiem rad: Mielec-Diesel-Gaz sp. z o.o., PTE EPOKA, Telekomunikacji Kolejowej, IX NFI im. E. Kwiatkowskiego, Domu Maklerskiego BOŚ, Telewizji Polskiej oraz Banku Pocztowego.
Członkostwo w radach w polskich warunkach nie wymaga wielkich kwalifikacji, choć wiąże się czasami z ryzykiem. Skrzypek do rady nadzorczej IX NFI im. Kwiatkowskiego został zgłoszony przez PZU Życie, kierowane wówczas przez Grzegorza Wieczerzaka. Podczas przesłuchania przed komisją śledczą mówił on: - PZU stworzyło Towarzystwo Funduszy Inwestycyjnych i Powszechne Towarzystwo Emerytalne.
Początkowo moim doradcą i pełnomocnikiem do spraw zakładania tego funduszu był pan Sławomir Skrzypek, pracownik PZU Życie, obecnie współpracownik prezydenta Kaczyńskiego.- Nie ocenia pan pozytywnie działalności pana prezesa Skrzypka w tamtym czasie? - pytał przewodniczący komisji Janusz Dobrosz. - Były trudności i bardzo długo trwało zakładanie TFI - odpowiedział Wieczerzak.
Kiedy w 2002 r. Lech Kaczyński został prezydentem Warszawy, Skrzypek dostał w Ratuszu rolę wiceprezydenta-menedżera. Miał rozkręcić wielkie budowy. Odpowiadał za finanse miasta, fundusze europejskie, nadzorował także kilkadziesiąt miejskich spółek.
- W ratuszu Skrzypek był ulubieńcem Kaczyńskiego, zawsze bardzo dbał o jego względy - opowiada jedna z osób związanych z prezydencką ekipą Kaczyńskiego.
- Pilnie słuchał, nigdy nie miał zastrzeżeń do projektów prezydenta. Wykonywał je z zapałem, komentując: "to bardzo dobry pomysł" czy "już to robię".
Opanował też umiejętność unikania decyzji. Jego były współpracownik zapewnia, że podpisu Skrzypka nie ma na żadnym ważnym dokumencie, które rodziły się w warszawskim Ratuszu. Pod koniec 2004 r. rozstrzygnięty został w Warszawie przetarg na dostawę nowoczesnych wagonów. Ostatecznie ofertę przedstawiła tylko jedna firma - ZNTK z Nowego Sącza (teraz Newag), należąca do Zbigniewa Jakubasa i zdobyła kontrakt wart 55 mln złotych. Szybka Kolej Miejska miała przybliżyć Warszawę do światowych metropolii, ale mimo wydania dużych pieniędzy komunikacja się nie poprawiła.
Gdy przed rokiem Platforma Obywatelska zaczęła badać sprawę, podejrzenie padło na Andrzeja Urbańskiego, który również był wiceprezydentem Warszawy i odpowiadał za komunikację. Media zastanawiały się, czy Urbański, który dobrze znał Jakubasa i kiedyś nawet dla niego pracował, nie jest zamieszany w jakąś aferę. Ale decyzja została podjęta przez Skrzypka, tyle że śladu po tym nie było.
Urbański to jeden z ludzi Lecha Kaczyńskiego, który nie darzy Skrzypka miłością. Niechętnie o prezesie NBP wypowiada się też Michał Borowski, były naczelny architekt Warszawy. Po trzech latach rządów Skrzypka w stolicy, jego program poniósł porażkę. Budowa nowego mostu Północnego zakończyła się na zapowiedziach - do dziś nie rozstrzygnięto przetargu na projekt. Słabo szła budowa metra. Mimo wsparcia finansowego rządu i planów po poprzednikach, udało mu się otworzyć tylko jedną stację, a i to z czteromiesięcznym opóźnieniem.
W PKO BP jego głównym polem zainteresowania były od początku spółki podległe bankowi. Jest ich ponad 20, każda ma wiele posad do obsadzenia. Mniej interesował się zarządzaniem bankiem. Andrzej Podsiadło, widząc w Skrzypku kandydata na nowego prezesa PKO, starał się go wciągać do procesu decyzyjnego. Powierzył mu m.in. nadzór nad kredytami korporacyjnymi.
Kiedyś na naradzie zarządu Skrzypek przedstawił wnioski kredytowe przygotowane przez podległy mu zespół, po czym... zagłosował przeciwko nim. - Gdyby ustawić ludzi według poziomu zaufania do otoczenia, to na jednym biegunie byłby Antoni Macierewicz, na drugim Aleksander Kwaśniewski - mówi osoba znająca nowego prezesa NBP od blisko dwudziestu lat.
- Skrzypek ma do ludzi więcej zaufania niż Macierewicz czy Anna Fotyga, ale plasowałby się raczej bliżej nich niż Kwaśniewskiego.
W październiku 2006 r. został mianowany p.o. prezesa banku i zarządził lustrację kadr oraz zwolnił kilkudziesięciu menedżerów średniego szczebla. Na początku grudnia odwołano z funkcji wiceprezesa Jarosława Myjaka, uważanego za jednego z najlepszych menedżerów w sektorze finansowym. Myjak podał się do dymisji po tym, jak pojawiły się informacje, że ktoś ma jego "teczkę". Miesiąc później z banku odeszli wiceprezesi Kazimierz Małecki i Danuta Demianiuk. Po ich dymisji zostało w zarządzie PKO pięciu członków, wszyscy bez rekomendacji Komisji Nadzoru Bankowego.
Problemem Skrzypka jest brak zaufanych współpracowników. Zawsze był wykonawcą, zastępcą szefa. Nie budował zespołu, nie ma zaplecza fachowych doradców, którzy zwykle otaczają osoby robiące karierę. - To wynika z jego psychiki - mówi jego wieloletni znajomy. - Jest introwertykiem, nie ma charyzmy. Być może jednak w NBP "wybije się na niepodległość". To nie jest bardzo prawdopodobne, ale nie wykluczam.
Witold Gadomski