Springmann: Zachód przejada cele klimatyczne
Bez wprowadzenia drastycznych zmian w odżywianiu na Zachodzie nie mamy szans na osiągnięcie celów klimatycznych - mówi dr Marco Springmann, badacz zdrowia publicznego z Instytutu Przyszłości Żywności na Uniwersytecie Oksfordzkim. Globalny system produkcji i dystrybucji żywności odpowiada za jedną trzecią wszystkich emisji gazów cieplarnianych.
Co raz więcej ludzi na świecie ma problem z otyłością. Czy głód to jeszcze problem?
Marco Springmann, badacz zdrowia publicznego z Instytutu Przyszłości Żywności na Uniwersytecie Oksfordzkim: Ostatnio mieliśmy do czynienia z wzrostami tak zwanego indeksu głodu. To wynik niestabilności politycznej m.in. w Jemenie, czy Etiopii i nie wynika to z faktu, że żywności brakuje. W skali planety produkujemy dość jedzenia by wykarmić wszystkich, nawet biorąc pod uwagę przyszłe trendy wzrostu populacji. Problemem jest jej równa dystrybucja.
Większość produkowanej na świecie żywności trafia do krajów rozwiniętych. I to tu mamy problem, bo ludzie jedzą więcej, niż powinni. Czy ten system da się naprawić?
- W krajach takich, jak Wielka Brytania, czy Polska, czyli w państwach o wysokich dochodach, często nawet dwie trzecie populacji ma nadwagę, czy jest otyłych. To jeden z najważniejszych czynników wpływających na przedwczesne zgony. Uważam, że ten problem da się rozwiązać, jeśli powstaną odpowiednie ramy prawne, ale do tego potrzeba do tego woli politycznej. Trzeba m.in. ponowne przemyśleć sposób rozdzielania subsydiów rolnych tak, by rolnicy nie produkowali żywności, która nas tuczy i niszczy zdrowie. To także kwestia przesunięcia punktu ciężkości z produkcji żywności pochodzenia zwierzęcego na produkcję roślinną, która jest lepsza z punktu widzenia zbilansowania diety. Potrzebujemy też lepszej polityki ochrony konsumentów, pomagającej im przestawić się na zdrowszą, przyjaźniejszą środowisku dietę na przykład przez opodatkowanie niezdrowej żywności. Cenne byłoby też wprowadzenie do szkół nauki o odżywianiu.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
Środki zaradcze, które pan wymienia wyjadają się całkiem proste do wprowadzenia.
- Ale nie idzie nam z tym dobrze. W zeszłym roku przyjrzeliśmy się wszystkim oficjalnie wystosowanym zaleceniom dietetycznym z całego świata i oceniliśmy nie tylko to, jak sprawdzają się w danym kraju, ale też to, czy mogłyby zostać wykorzystane, jako globalne zalecenia. Czyli co by się stało, gdyby wszyscy na świecie trzymali się na przykład polskich zaleceń dietetycznych. Przekonaliśmy się, że prawie żadne nie były zgodne ze światowymi celami środowiskowymi, czy zdrowotnymi. Przede wszystkim dlatego, że większość unikała wydawania dostatecznie twardych zaleceń odnośnie żywności odzwierzęcej. Zwłaszcza wołowina i nabiał pociągają za sobą duże koszty środowiskowe i bez istotnego ograniczenia ich spożycia, o 80-90 proc. w krajach o wysokich dochodach, nie mamy szans na spełnienie celu Porozumienia Paryskiego, czyli powstrzymania ocieplenia przed przekroczeniem poziomu 2 st. Celsjusza. Jednocześnie redukcja spożycia czerwonego mięsa i zwiększenie spożycia owoców, warzyw, orzechów, roślin strączkowych, czy zbóż pełnoziarnistych jest zdrowa. Mimo to, wszystkie oficjalne zalecenia były bardzo rozmydlone i nie proponowały żadnych istotnych cięć.
Mógłby pan podać przykład?
- Na przykład tu, w Wielkiej Brytanii, po pierwsze wskazówki nie są szczególnie jasne. Mówią tylko, że może lepiej byłoby jeść więcej tego, a mniej tamtego. Ale co to znaczy? Co znaczy "jeść więcej", czy "jeść mniej", skoro każdy podchodzi do jedzenia inaczej? Nie ma wskazania, co jest normalnym poziomem, a co nie, więc nikt nie wie, jak stosować te zalecenia. Można spotkać się z zapisanym drobnym drukiem stwierdzeniem, że "jeśli jesz więcej, niż X mięsa, możesz rozważyć zredukowanie jego ilości do Y". To nieszczególnie mocne sformułowanie zwłaszcza, że X i tak zazwyczaj jest dość wysoką wartością.
- Jasne są zazwyczaj zalecenia dotyczące owoców i warzyw. Większość przeanalizowanych przez nas zaleceń mówi coś w stylu "jedz pięć warzyw i owoców dziennie". W przypadku Polski, zalecenia dotyczące czerwonego i przetwarzanego mięsa mówią, że nie powinno się jeść go więcej, niż 500 gram tygodniowo. To mniej więcej jedna porcja dziennie przez 4-5 dni. To w dalszym ciągu bardzo dużo. Zrównoważony limit wynosi jedną porcję tygodniowo, więc te zalecenia przekraczają go pięciokrotnie. W ten sposób bardzo trudno będzie ograniczyć emisje związane z produkcją żywności tak, by osiągnąć paryskie cele.
Co ma pan na myśli mówiąc o zrównoważonym limicie?
- Dwa lata temu byłem członkiem komisji magazynu Lancet do spraw zdrowej diety i zrównoważonych systemów żywnościowych. Staraliśmy się obliczyć tak zwane granice planetarne, czyli to, jak wiele możemy robić bez narażenia na niebezpieczeństwo kluczowych ekosystemów, biorąc pod uwagę bioróżnorodność, zużycie ziemi, wody i tym podobne. Staraliśmy się opracować rekomendacje dietetyczne, które byłyby zdrowe, a jednocześnie pozwoliłyby nam nie przekraczać tych granic, nawet biorąc pod uwagę rozwój technologii w rolnictwie.
(...)
Cały wywiad przeczytasz tutaj: Springmann: Zachód przejada cele klimatyczne