Srebra rodowe pójdą pod młotek
Minister skarbu Aleksander Grad chce skomercjalizować niemal wszystkie przedsiębiorstwa państwowe do 2012 roku. To próba dzikiej prywatyzacji - alarmują związkowcy. W nowym projekcie ustawy o zasadach wykonywania niektórych uprawnień Skarbu Państwa znajduje się też zapis, który uniemożliwia związkowcom zasiadanie w zarządach i radach nadzorczych spółek.
Rada Ministrów przyjęła projekt ustawy 2 listopada i zdaniem związkowców chce skierować go na tzw. szybką ścieżkę legislacyjną. Możliwe więc, że przepisy wejdą w życie jeszcze w tym roku. Paweł Kowalski, przewodniczący Solidarności w Polskiej Żegludze Morskiej mówi o projekcie wprost: - To skok na kasę i stołki.
Zdaniem związkowców z Solidarności projekt ustawy zakłada przymusową komercjalizację (czyli przekształcenie w spółkę z udziałem skarbu państwa) przedsiębiorstw państwowych do końca 2012 roku. Jeśli nie zdążą, zostaną postawione w stan likwidacji. Pracownicy obawiają się, że potem ich firmy zostaną sprzedane grubo poniżej wartości.
Wyłączonych spod przepisów ma być ok. 20 firm ze strategicznych sektorów gospodarki.
Do projektu wprowadzono kategorię podmiotów o "kluczowym znaczeniu" dla skarbu państwa. "Chodzi o niewielką grupę podmiotów działających w strategicznych sektorach gospodarki, w których przez dłuższy czas (w niektórych docelowo) uzasadnione jest utrzymanie kontroli skarbu państwa" - wyjaśnia Centrum Informacyjne Rządu. Są to m.in. przedsiębiorstwa, które wytwarzają energię elektryczną, są operatorami systemów przesyłowych gazu albo elektroenergetycznego, produkują benzyny silnikowe lub olej napędowy, zajmują się magazynowaniem pod ziemią ropy naftowej lub gazu ziemnego, produkują uzbrojenie lub sprzęt wojskowy, ale także np. prowadzą działalność finansową lub ubezpieczeniową. Wykaz takich firm ma określić rozporządzenie Rady Ministrów.
Według Pawła Kowalskiego, przedsiębiorstwa państwowe mają być pospiesznie komercjalizowane, niezależnie od ich kondycji ekonomicznej. Jego zdaniem komercjalizacja często prowadzi do upadku przedsiębiorstwa. Przykładem jest stocznia szczecińska, Polskie Linie Oceaniczne czy Przedsiębiorstwo Połowów Dalekomorskich i Usług Rybackich ODRA. Problemy ma też Polska Żegluga Bałtycka, którą skomercjalizowano 18 lat temu i dotąd nie znaleziono dla niej inwestora.
Firma Kowalskiego, Polska Żegluga Morska, jest w dobrej kondycji. Majątek przedsiębiorstwa ocenia się na 3,5 mld zł, w tym roku PŻM osiągnęła ponad 100 mln zł zysku. W czasie, gdy firmy raczej zwalniały pracowników, ona zatrudniła ok. 300 nowych osób.
- Mamy program inwestycyjny, zgodnie z którym musimy wyprodukować do 2015 roku 34 statki. Program odnowy floty wart jest 1,2 mld dolarów - opowiada Paweł Kowalski i dodaje: - Zmiana formy PŻM spowoduje, że nasi kontrahenci zaczną podejrzewać, że coś z firmą jest nie w porządku. Może to też skutkować m.in. zmianami w kredytowaniu inwestycji przez banki czy w sposobach finansowania budowy przez stocznie.
Związkowcy boją się także o 4 tys. miejsc pracy w PŻM i kilkanaście tys. u kontrahentów armatora.
- Nie ma powodu komercjalizować firmy w tak dobrej sytuacji finansowej. To doktrynalne zaślepienie. Chcemy, żeby nam dano spokój. Boimy się, że powtórzymy losy innych firm armatorskich, które skomercjalizowano, a teraz nie istnieją - mówi Kowalski.
Związkowcy starają się także przekonać polityków. Pracowników PŻM poparli parlamentarzyści z Pomorza, m.in. poseł Joachim Brudziński (PiS). Według niego szansą na zaniechanie komercjalizacji przedsiębiorstwa jest podtrzymanie stanowiska sprzed dwóch lat przez wicepremiera Waldemara Pawlaka, który wówczas sprzeciwił się przekształceniu PŻM.
Co więcej, w listopadzie 2008 roku zarówno premier Donald Tusk, jak i minister Aleksander Grad obiecywali, że nie będą podejmować decyzji w sprawie zasadniczych przekształceń szczecińskiego przedsiębiorstwa. Zdaniem związkowców nie dotrzymali słowa.
- Dwa lata temu prowadziliśmy walkę o wyłączenie PŻM z ustawy o komercjalizacji. Teraz musimy znowu ją toczyć - mówi Paweł Kowalski.
Związkowcy uważają, że komercjalizacja to pierwszy krok do prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych. Ich zdaniem minister Aleksander Grad chce je po przekształceniach sprzedać, by przyczynić się do załatania dziury budżetowej.
- Minister Grad chce położyć na tym majątku łapę, a potem sprzedać wszystko z zyskiem - mówi Kowalski.
- Naszym zdaniem ustawa służy ministrowi Gradowi do załatania dziury budżetowej - dodaje Dominik Kolorz, przewodniczący Sekcji Krajowej Górnictwa Węgla Kamiennego "S".
Zgodnie z przyjętymi przez rząd zapisami, w rękach ministra skarbu skupione zostaną uprawnienia właścicielskie w spółkach należących do skarbu państwa, sprawowane dotąd przez kilkanaście centralnych i terenowych jednostek administracji. Temu też sprzeciwiają się związkowcy.
Górnicza Solidarność domaga się np. wykreślenia z projektu artykułu dotyczącego m.in. przeniesienia uprawnień nadzoru właścicielskiego nad sektorem górnictwa węgla kamiennego z Ministerstwa Gospodarki do Ministerstwa Skarbu Państwa. Podaje przykład kopalni "Bogdanka", która już podlegała ministrowi skarbu. W ubiegłym roku kopalnia zadebiutowała na giełdzie. Na początku tego roku ministerstwo skarbu sprzedało większość jej akcji, które posiadało. Zdaniem związkowców rząd powinien pozostawić sobie pakiet kontrolny.
Ministerstwo Gospodarki jednak wcale nie chce pozbywać się nadzoru nad kopalniami. Może więc dojść do konfliktu między ministrami skarbu i gospodarki na tym polu.
Niestety, przedstawiciele Ministerstwa Gospodarki ani resortu skarbu do chwili zamknięcia numeru nie odpowiedzieli "TS" na pytania dotyczące projektu ustawy.
Sprzeciw członków Solidarności budzi także zapis odbierający pracownikom prawo do wskazywania kandydatów na członków zarządów oraz rad nadzorczych spółek powstałych w wyniku komercjalizacji.
To oznacza, że w radach nie będą zasiadać związkowcy. "To pomysł godny barbarzyńców" - komentował kilka miesięcy temu projekt Janusz Śniadek. Obecnie członkami władz spółek skarbu państwa jest łącznie 575 przedstawicieli pracowników. Ministerstwo skarbu wyjaśniało w sierpniu, że dziś są już inne sposoby ochrony interesów zatrudnionych. Autorzy projektu tłumaczą, że dialog w firmach będzie odbywał się za pomocą rad pracowników, które mają charakter informacyjno-konsultacyjny. Jednak nie wszędzie, gdzie istnieje obowiązek ich powołania, pracodawcy to zrobili. Ponadto członkowie rady nadzorczej jako najważniejszego organu firmy uzyskują informacje u źródła. W przypadku rad pracowników dane te są dopiero udostępniane przez pracodawcę. Dlatego związkowcy uważają, że załoga straci kontrolę nad pracodawcą.
Członkowie "S" domagają się także wykreślenia zapisów powołujących tzw. Komitet Nominacyjny, który ma m.in. rekomendować wyznaczonych lub wskazanych przez skarb państwa kandydatów do rad nadzorczych spółek uznanych za podmioty o kluczowym znaczeniu.
Komitet Nominacyjny może być wykorzystywany do powoływania do rad swoich ludzi. Istnieje niebezpieczeństwo, że w efekcie we władzach spółek stworzy się układ partyjny - twierdzi Kolorz.
Zdaniem Rady SKGWK Solidarności część zapisów projektu ustawy w sposób elementarny narusza zasady partnerstwa społecznego, które zostały uregulowane w ustawie o komercjalizacji i prywatyzacji, w ustawie o funkcjonowaniu górnictwa węgla kamiennego oraz w przyjętej przez rząd "Strategii funkcjonowania górnictwa węgla kamiennego w Polsce". "Przyjęcie przez Sejm RP ustawy o zasadach wykonywania niektórych uprawnień Skarbu Państwa w wersji rządowej, doprowadzi do wybuchu niezadowolenia społecznego wśród pracowników sektora górniczego" - ostrzegają związkowcy w stanowisku w tej sprawie.
Mirosław Folta, przewodniczący rady pracowników w PŻM, wskazuje na jeszcze jedno niebezpieczeństwo - jego zdaniem projekt ustawy bez racjonalnego uzasadnienia likwiduje prywatyzację bezpośrednią (gdzie nie ma etapu komercjalizacji) - jedyny tryb przekształceń własnościowych przedsiębiorstw państwowych realnie umożliwiający prywatyzację pracowniczą.
Z takiego rozwiązania skorzystali m.in. pracownicy kopalni "Silesia". Spółka zgromadziła 70 tys. zł i znalazła inwestora, dzięki któremu udało się uratować zakład. Dariusz Dudek, przewodniczący "S" w kopalni, przekonuje, że takich przedsiębiorstw mogłoby być więcej.
Związkowcy podkreślają, że przy pracach nad zmianami w funkcjonowaniu przedsiębiorstw powinno się brać pod uwagę stanowisko partnerów społecznych. A tak, jak twierdzą, się nie dzieje.
Barbara Doraczyńska