Stoen dzieli Sejm
Prywatyzacja Stoenu to jedna z lepszych transakcji w sektorze energetycznym naszego regionu - przekonywał posłów Wiesław Kaczmarek, minister skarbu.
Za jednego klienta spółki inwestor zapłacił rządowi 550 USD, czyli o 100 USD więcej niż na Słowacji i ponad 200 USD więcej niż w Czechach. Innego zdania jest opozycja. Szef Samoobrony Andrzej Lepper twierdzi, że Stoen został sprzedany za cenę zaniżoną o 700 mln zł. Samoobrona i LPR chcą wstrzymać tę prywatyzację.
Łatanie dziury budżetowej jest głównym motorem prywatyzacji sektora elektroenergetycznego nie tylko w Polsce, ale wszędzie na świecie. Żaden rząd nie chce się jednak do tego przyznać. I choć sporo krajów, m.in. Francja i Szwecja posiada jeszcze kontrolne pakiety akcji firm energetycznych, lada dzień będą starały się ich pozbyć.
Sektor energetyczny we wszystkich krajach będzie na pewno prywatyzowany - jest to tylko kwestia czasu. I tak naprawdę wynika to z bardzo prozaicznej przyczyny - potrzeby zwiększenia przychodów budżetowych. Rządy poszczególnych państw (bez względu na to czy rządzi lewica czy prawica), posiadających dominujące pakiety akcji firm energetycznych nie podają tego jednak nigdy jako głównej przyczyny rozpoczęcia procesu przekształceń własnościowych. Dyżurnym argumentem proprywatyzacyjnym jest natomiast eksponowanie wyższej efektywności firm prywatnych niż państwowych oraz chęć liberalizacji rynku krajowego. Ale tak naprawdę zawsze chodzi o pieniądze z prywatyzacji sektora, który we wszystkich krajach stanowi jeden z najwartościowych segmentów gospodarki.
Trudno się zatem dziwić, że tak samo jest w Polsce, która na dodatek jest biednym krajem, o gigantycznym deficycie budżetowym. Ponadto występuje u nas szereg ustawowych zobowiązań społecznych, na które potrzebne są naprawdę duże pieniądze. Najlepszym przykładem jest reforma systemu ubezpieczeń społecznych, który musi być zasilony kwotą ok. 50 mld zł. Ma to zapewnić głównie prywatyzacja polskich firm, z energetyką na czele.
W świetle powyższych faktów, absolutnie nie można mieć pretensji do obecnego ministra, który przeprowadził tak bardzo krytykowaną transakcję sprzedaży warszawskiego dystrybutora energii elektrycznej Stoenu. Można śmiało postawić dolary przeciwko orzechom , że jego prawicowi poprzednicy zrobiliby dokładnie to samo, gdyby to im trafiła się okazja sprzedaży większościowego pakietu akcji za rozsądną w obecnych realiach rynkowych cenę. Prowadzona poprzednio polityka prywatyzacji, polegająca na sprzedaży mniejszościowych pakietów akcji firm energetycznych za stosunkowo małe pieniądze i w dodatku z przekazaniem pełnej kontroli operacyjnej inwestorom z perspektywy czasu okazała się bardzo złym rozwiązaniem. I co z tego, że skarb dysponuje w tych firmach większościowym pakietem akcji, choć tak naprawdę nic mu to nie daje, oprócz problemu, czy uda się korzystnie sprzedać nieraz bardzo pokaźną "resztówkę". Efektem tamtych transakcji jest niestety tylko utrata kontroli i to w dodatku za mniejsze pieniądze.
Wczorajsza sejmowa debata w sprawie prywatyzacji Stoenu nie wniosła niczego nowego. Nadal nie wiadomo, w jaki sposób prowadzić przekształcenia własnościowe sektora, bo choćby ze względów budżetowych są w Polsce nie do uniknięcia. I trzeba to otwarcie powiedzieć społeczeństwu, które według najnowszych sondaży sprzeciwia się prywatyzacji w ogóle, a w szczególności przekształceniom sektora energetycznego. Jednak opinie te, jakby abstrahowały od światowych tendencji w tym zakresie. Co prawda zarówno francuska spółka EDF jak i szwedzka Vattenfall jeszcze pozostają państwowe, jednak nie potrwa to już zbyt długo.
Wracając do prywatyzacji Stoenu, wydaje się, że to dobra transakcja. Na pewno dwa-trzy lata temu można by za tę firmę uzyskać kilkadziesiąt procent więcej, jednak dobre czasy dla spółek infrastrukturalnych póki co minęły. I wcale nie ma gwarancji, czy jeszcze powrócą...