Stopy procentowe będą wyższe. Przyzwyczajajmy się do dwucyfrowej inflacji
Większość ekonomistów zakłada, że dzisiaj Rada Polityki Pieniężnej podwyższy stopę referencyjną z 3,5 do 4 proc. Choć inflację mamy w Polsce prawie 11-procentową i musimy spodziewać się, że jeszcze wzrośnie, to dominuje pogląd, że nasze stopy procentowe w obecnym cyklu zostaną podniesione do maksimum 5-5,5 proc.
Pomagajmy Ukrainie - Ty też możesz pomóc
Narodowy Bank Polski w ostatnich miesiącach sześć razy z rzędu zaostrzał politykę monetarną. W efekcie stopa referencyjna, która jeszcze w październiku 2021 roku wynosiła 0,1 proc., wzrosła do 3,5 proc., co jest najwyższym poziomem od lutego 2013 roku. Jednak tempo inflacji jest przeważnie szybsze od tempa podwyższania stóp przyjętego przez RPP. Mamy więc coraz bardziej ujemną, realną stopę procentową.
Według wstępnych szacunków, w marcu inflacja w Polsce wyniosła 10,9 proc. To najwyższy wynik od lipca 2000 roku. Taki jest między innymi efekt wojny w Ukrainie i związanego z nią wzrostu cen wielu surowców na światowych rynkach. Polska dołączyła do grupy krajów Europy Środkowej, które już wcześniej znalazły się w strefie dwucyfrowe inflacji. W lutym dynamika cen na Litwie wyniosła 14,2 proc., w Estonii 12 proc., a w Czechach 11,1 proc. Wielu ekspertów prognozuje, że inflacja w naszym kraju sięgnie w tym roku aż 12 proc.
Paweł Majtkowski, analityk rynków w firmie eToro podkreśla, że polska tarcza antyinflacyjna, obejmująca obniżki podatku VAT na paliwa, gaz ziemny i żywność, spowodowała spadek inflacji tylko w jednym miesiącu - lutym. Ekonomista eToro, zwraca uwagę na fakt, że na rocznej lokacie bankowej założonej na początku kwietnia 2021 roku i zakończonej w marcu 2022 roku, realna strata jej właściciela wyniosła 9,6 proc. Wynika to z faktu, że według NBP średnie oprocentowanie lokat zakładanych w kwietniu 2021 roku na okres od 6 do 12 miesięcy wyniosło 0,2 proc. Nawet wybierając najlepsze lokaty na rynku w tamtym okresie - oprocentowane na 0,8 proc. - straciliśmy aż 9,1 proc.
Inflacja stanowi w tej chwili poważny powód do niepokoju dla inwestorów zarówno w Polsce, jak i na świecie. Z badania eToro, w którym ankietowanych było 8500 inwestorów detalicznych w 12 krajach, wynika, że Polacy ze wszystkich nacji najbardziej boją się wzrostu cen. W czwartym kwartale 2021 roku rosnącą inflację jako główny powód do niepokoju wskazało aż 66 proc. inwestorów z Polski, podczas gdy we wszystkich badanych krajach takie obawy ma 47 proc. ankietowanych.
Niektórzy ekonomiści przypuszczają, że proinflacyjnie mogą zadziałać zapowiadane zmiany podatkowe w "Polskim Ładzie" (albo w systemie, który powstanie zamiast niego). Proponowane przez rząd rozwiązania to: obniżenie stawki PIT z 17 do 12 proc., wyłączenie składki zdrowotnej z podstawy opodatkowania dla osób będących na podatku liniowym, ryczałcie i karcie podatkowej oraz likwidacja ulgi dla klasy średniej.
Problem w tym, że zmiany te przychodzą w mało sprzyjających warunkach wysokiej inflacji. Łączny koszt najnowszej reformy dla sektora finansów publicznych to blisko 7 miliardów złotych w tym roku, a w 2023 roku kolejne 23,8 miliarda. To faktyczny strumień pieniądza, jaki popłynie do gospodarstw domowych i firm w formie ekspansji fiskalnej w ciągu dwóch latach.
Rząd zapewnia, że obniżenie podatków ma pomóc w walce z inflacją. Liczni eksperci uważają, że będzie odwrotnie. Nowa inicjatywa obozu władzy nie rozwiązuje bowiem problemu wysokiego obciążenia kosztami życia (żywność, energia) osób z relatywnie niższymi dochodami, co powinno być teraz priorytetem rządu. Zwiększą się natomiast dochody osób o względnie wyższych zarobkach, co będzie dodatkowo stymulować popyt krajowy i zewnętrzny.
Nadmierny popyt krajowy podbije inflację. Z kolei wzrost importu przyczyni się do pogorszenia salda obrotów bieżących. Pierwszy problem będzie musiał być zwalczany przy użyciu podwyższonych stóp procentowych. Rozwiązaniem drugiego problemu może być konieczność deprecjacji złotego wobec walut obcych.
Ekonomiści ING prognozują, że PKB w Polsce w tym roku wzrośnie o 3,2 proc. Będzie to tempo mniejsze niż w końcówce 2021 roku. W ocenie ekspertów banku, Polskę czeka nietypowe spowolnienie gospodarcze, bo połączone z dalszym silnym wzrostem konsumpcji. To z kolei powinno wywołać efekt drugiej rundy - przedsiębiorstwa mogą przenosić wyższe ceny surowców na wskaźnik inflacji konsumenckiej.
"W związku z tym podnieśliśmy naszą prognozę inflacji na 2022 rok do średnio 10,5 proc. (z ryzykiem wzrostu) i do 8,4 proc. w skali rok do roku. Bierzemy pod uwagę komentarze prezesa Glapińskiego dotyczące jego jastrzębiego nastawienia w polityce pieniężnej. Stopy procentowe NBP widzimy na poziomie 6,5 proc. w 2022 roku i 7,5 proc. w 2023 roku (z ryzykiem większego wzrostu)" - informują analitycy ING. Gdyby powyższa prognoza przyszłorocznych stóp wypełniła się, to byłby to najwyższy ich poziom od 20 lat.
Dużo łagodniejszą ścieżkę zaostrzania polityki pieniężnej przyjmują ekonomiści Polskiego Instytutu Ekonomicznego. "Modele ekonometryczne sugerują, że RPP powinna zakończyć cykl podwyżek stóp procentowych w okolicach 5,5 proc. Spodziewamy się nawet, że faktyczny wzrost będzie niższy. Formułowanie prognoz wzrostu stóp do 7,5 proc. jest w naszej ocenie nieuzasadnione" piszą w raporcie ekonomiści PIE.
Spora grupa ekonomistów jest zdania, że stopy w Polsce wzrosną tylko do 5 proc. Stanie się to już w tym półroczu, po czym RPP nie dokona żadnych zmian do pierwszego kwartału 2023 roku. Wówczas zacznie obniżać stopy procentowe, by pod koniec przyszłego roku stopę referencyjną sprowadzić do poziomu 4,5 proc.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
Jacek Brzeski