Strajk w Poczcie Polskiej. Nie obsługiwano klientów, "nie ma naszej zgody"

W czwartek odbył się strajk ostrzegawczy pracowników Poczty Polskiej, w części urzędów nie obsługiwano klientów. Pracownicy wyrazili tym samym sprzeciw wobec planowanych przez zarząd Poczty Polskiej redukcji zatrudnienia o ok. 5000 etatów średniorocznie.

Pracownicy Poczty Polskiej przeprowadzili w czwartek strajk ostrzegawczy, w części urzędów nie obsługiwano klientów. Protest bardzo dobrze ocenił Robert Czyż, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Poczty (ZZPP). Według biura prasowego inicjatywa miała charakter marginalny.

Dwugodzinny strajk ostrzegawczy. "Cały obwarzanek Warszawy strajkował"

Podczas przeprowadzonego w czwartek rano dwugodzinnego strajku ostrzegawczego (w godz. 8-10) urzędy pocztowe pozostawały otwarte, ale pracownicy niektórych urzędów nie obsługiwali klientów.

- Bardzo dobrze oceniamy strajk - powiedział PAP Robert Czyż, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Poczty. Wskazał, że "cały obwarzanek Warszawy strajkował, rozdzielnia listowa strajkowała".

Reklama

- Strajkowaliśmy wewnątrz placówek, ponieważ nie mogliśmy opuścić miejsca pracy - wyjaśnił związkowiec. - Na razie czekamy - oświadczył Czyż, pytany, czy protesty będą kontynuowane.

Poczta Polska: W akcji wzięło udział ok. 5 procent pracowników

Biuro prasowe Poczty Polskiej poinformowało, że "zdecydowana większość placówek pocztowych na terenie kraju, pomimo szumnej kampanii medialnej związkowców", w sposób standardowy świadczyła usługi i obsługiwała klientów w godzinach porannych.

"Na tę chwilę szacujemy, że w akcji wzięło udział ok. 5 procent pracowników Poczty, co oznacza, że nie można mówić o charakterze masowym tej inicjatywy, a bardziej - marginalnym" - zaznaczyło biuro prasowe.

Jak informowano w komunikacie Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych pracownicy Poczty Polskiej wyrażają sprzeciw wobec planowanych przez zarząd Poczty Polskiej redukcji zatrudnienia o ok. 5000 etatów średniorocznie.

"Nie ma naszej zgody na wprowadzenie proponowanych przez Kierownictwo Spółki irracjonalnych zmian w funkcjonowaniu placówek pocztowych polegających m.in. na: likwidacji placówek pocztowych, zmniejszeniu liczby czynnych okienek, skróceniu czasu pracy placówek pocztowych, rezygnacji z pracy na dwie zmiany, czy też dalszej optymalizacji rejonów doręczeń polegającej na ich stopniowej likwidacji" - wskazano w komunikacie.

Sebastian Mikosz: Dzisiaj sytuacja spółki na takie podwyżki nie pozwala

Jak przyznał w tym tygodniu prezes Poczty Polskiej Sebastian Mikosz, wprawdzie pocztowcy mogą liczyć na 13. pensję, dodatki stażowe - do 20 proc., premie czy dofinansowania do wypoczynku, jednak wynagrodzenie zasadnicze nie jest wysokie. Według niego bierze się to z gigantycznego przerostu zatrudnienia.

- Dlatego zaproponowałem związkowcom redukcję etatów i podwyższenie wynagrodzeń, co zostało z miejsca odrzucone. Gdybym dzisiaj spełnił oczekiwanie związków, jakim jest tysiąc zł brutto podwyżki, to spółkę kosztowałoby to 1 mld 200 mln zł rocznie. Jako prezes uważam, że ten postulat nie szokuje przy dzisiejszej inflacji i wyższych kosztach życia. Niestety, dzisiaj sytuacja spółki na takie podwyżki nie pozwala - powiedział szef Poczty Polskiej. Jego zdaniem konieczna jest redukcja zatrudnienia, renegocjacja układu zbiorowego pracy i wdrożenie planu transformacji.

Poczta Polska to największy operator pocztowy na rynku krajowym. Zatrudnia ponad 66 tys. pracowników, a jej sieć obejmuje 7,6 tys. placówek, filii i agencji pocztowych w całej Polsce. 

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Poczta Polska | strajk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »