Strażnik, nie likwidator państwowego skarbu
Brak porozumienia o liberalizacji handlu z UE sprawi, że do końca 2002 r. Polska utrzyma na tym samym poziomie stawki celne na towary przetworzone. Wielu producentów będzie mieć więcej czasu na to, by przygotować się do walki z europejską konkurencją.
Negocjacje z Brukselą o liberalizacji handlu mają przygotować kandydatów do pełnego otwarcia rynku z chwilą akcesji. Jednak o ile w przypadku artykułów rolnych nie przetworzonych po długich negocjacjach udało się zawrzeć porozumienie, to w przypadku wyrobów przetworzonych tak się nie stało. Negocjacje trwają ponad rok i na razie nie udało się osiągnąć kompromisu. W efekcie jeszcze co najmniej do końca 2002 r. Polska zachowa stawki celne na obecnym poziomie na takie artykuły, jak alkohol, jogurty, wyroby czekoladowe, wodę mineralną czy makaron.
Cukier w cukrze
Kością niezgody, która blokuje porozumienie, jest m.in. subsydiowanie unijnych towarów oraz - w przypadku wejścia na rynek UE - dodatkowe opłaty graniczne na produkty bazowe w gotowym wyrobie. Oprócz ceł "piętnastka" stosuje trzy dodatkowe instrumenty ochrony rynku: opłatę za zawartość cukru w produkcie, białka oraz tzw. podatek agrarny.
W rozmowach o liberalizacji Bruksela wyraźnie akcentuje potrzebę szerszego otwarcia polskiego rynku na wyroby alkoholowe oraz wodę mineralną. To właśnie na te produkty - zdaniem KE - Polska nadal utrzymuje zbyt wysoką stawkę celną, której z kolei nie ma w UE. Tymczasem krajowi negocjatorzy chcą uzyskać lepsze warunki w eksporcie wyrobów czekoladowych.
- Państwa "piętnastki" stosują nie tylko subsydia eksportowe, ale także dopłaty do produkcji mleka, zbóż oraz cukru, co automatycznie podwyższa konkurencyjność ich wyrobów - mówi Jerzy Plewa, podsekretarz stanu w Ministerstwie Rolnictwa, odpowiedzialny za negocjacje z Unią.
Eksport polskich wyrobów z tej grupy do krajów "piętnastki" odbywa się w zasadzie w ramach kontyngentów, a poza wydzielonymi limitami jest on dla producentów wysoce nieopłacalny.
Zrównoważenie korzyści
Część ekonomistów uważa, że wraz z otwarciem rynku nastąpi szybki wzrost importu, który może okazać się tym bardziej niebezpieczny, że wiele unijnych produktów może być dotowanych.
- Polska nie jest jeszcze przygotowana do uzyskania korzyści z liberalizacji w takim wymiarze, jaki proponuje Unia - uważa Elżbieta Kawecka-Wyrzykowska, profesor katedry integracji europejskiej w Szkole Głównej Handlowej.
- To właśnie w tej grupie towarów mamy najbardziej ujemne saldo w handlu z UE. Nasz eksport stanowi około jedną czwartą tego, co kraje "piętnastki" sprzedają w Polsce - podsumowuje Jerzy Plewa.