Strój Małysza pod kontrolą
Ustawa o sporcie kwalifikowanym, uchwalona w ubiegły piątek, stanowi, że to nie działacze sportowi będą decydowali o podpisaniu umów marketingowych czy reklamowych z ich zawodnikami, ale specjalnie utworzone do tego spółki prawa handlowego, działające przy związkach sportowych. Dzięki tej ustawie umowy mają być sporządzane profesjonalnie. Istnieje jednak obawa, że nowe regulacje mogą jednocześnie ułatwić wyprowadzanie pieniędzy ze związków.
Dotychczas zasady podpisywania tego rodzaju umów nie były prawnie regulowane. Związki sportowe bazowały jedynie m.in. na wytycznych Polskiej Konfederacji Sportu. Stworzyła ona kartę obowiązków zawodnika i reprezentanta do regulaminów polskich związków sportowych. W rezultacie umowy te często były podpisywane nieudolnie, nierzadko ze stratą dla samych organizacji. To samo dotyczyło zarządzania ich majątkiem, prawami transmisyjnymi itd.
W nowej ustawie zdecydowano się więc uregulować tę sprawę. Zawodnicy powoływani do kadry narodowej przed otrzymaniem oficjalnego powołania będą musieli wyrazić zgodę na rozpowszechnianie swojego wizerunku w stroju reprezentacji i udostępnić go na zasadach wyłączności Polskiemu Związkowi Sportowemu, który będzie uprawniony do wykorzystywania tego wizerunku do celów gospodarczych, ale tylko w zakresie określonym w regulaminach związków lub międzynarodowych organizacji. Wszelkich umów sponsorskich i reklamowych nie będą już mogli podpisywać sami działacze, ale specjalnie do tego celu powołane spółki prawa handlowego. Ci pierwsi mają zająć się wyłącznie przygotowaniem sportowym zawodników.
- W Polskim Związku Narciarskim sprawami umów zajmowali się działacze, a nie ludzie profesjonalnie przygotowani do zajmowania się marketingiem i sprzedażą praw autorskich - mówi Tadeusz Tomaszewski (SLD), wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Kultury Fizycznej i Sportu - dlatego też ustawa nałożyła na polskie związki sportowe obowiązek powoływania spółek prawa handlowego, które byłyby z nimi związane umowami cywilnoprawnymi. Do zadań spółek mogłoby również należeć zarządzanie mieniem spółki, czyli np. dużymi obiektami sportowymi, halami itd.
Uregulowanie tej sprawy wydawało się oczywiste, jednak pojawiła się wątpliwość, czy dotowanemu z publicznych pieniędzy majątkowi związków zapewniono odpowiedni nadzór.
Czy działające na styku biznesu i sportu firmy źle nadzorowane nie staną się sposobem na wyprowadzanie majątku ze stowarzyszeń sportowych, który następnie na skutek przekształceń właścicielskich zostanie bezpowrotnie utracony?
Zdaniem Eugeniusza Kłopotka, posła PSL, co prawda Sejm wprowadził pewne zabezpieczenia do ustawy, ale takie zagrożenie niestety istnieje. Zaporą dla nieuczciwych ma być nadzór ministra sportu, który będzie miał prawo wglądu do projektu umowy cywilnoprawnej pomiędzy polskim związkiem sportowym a spółką w zakresie przekazanego we władanie majątku. - Minister będzie mógł również w ramach kontroli samego związku skontrolować też spółkę w tym zakresie - mówi E. Kłopotek. Nie daje to jednak gwarancji, że majątek związków sportowych nie przepłynie do prywatnych rąk.
Ustawa o sporcie kwalifikowanym jest przykładem przepisów uchwalanych w pośpiechu, przed kończącą się kadencją. W rezultacie wiele regulacji zostało uchwalonych bez głębszej analizy. Nowej ustawie brak jest spójności z obowiązującym prawodawstwem sportowym, głównie z ustawą o kulturze fizycznej, zastrzeżenia budzą również inne kwestie, m.in. zasady i koszty wydawania licencji klubom sportowym przez związki. Już dziś sami posłowie podkreślają, że jeżeli w Senacie nie uda się usunąć wielu legislacyjnych niedoróbek, będzie to jedna z pierwszych ustaw, która będzie musiała być znowelizowana w Sejmie nowej kadencji.